Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Alkohol, sex, narkotyki i inne posłów wybryki

"Się dzieje, panie, w polityce"

Alkohol, sex, narkotyki i inne posłów wybryki
obrady Sejmu
źródło: galeria Google

Kończy się kadencja obecnego Sejmu. Większość posłów pójdzie na "zieloną trawkę". Zostaną zapewne ci, którzy będą potrafili się zakręcić i dostać na nowe listy wyborcze. Jak długo pamiętam, choć stary nie jestem (39 lat), to przynajmniej w większości przypadków kadencja Sejmu musi się zakończyć jakimś skandalikiem. I tak też się stało całkiem niedawno. 

Autorem skandaliku był nikomu nieznany poseł Jarosław Gromadzki, nienależący do żadnej partii. Postanowił wykorzystać przedostatni dzień pracy Sejmu, aby jego nazwisko poznała cała Polska i chociaż troszeczkę poczuć się jak celebryta. Podszedł do mównicy i najzwyczajniej w świecie ją zablokował. Za nic w świecie nie chciał od niej odejść. Wykrzykiwał jakieś bzdury o fałszerstwach. W sumie to sam nie wiem, o co panu Gromadzkiemu chodziło. Marszałek "Okrąglaka", pani Kidawa - Błońska, wykluczyła Gromadzkiego z obrad Sejmu, ale nie poskutkowało. Musiała interweniować Straż Marszałkowska, która pomogła niesfornemu posłowi opuścić salę obrad. 

Jakby cofnąć się pamięcią wstecz, to z tego co mi wiadomo, poseł Gromadzki nie był pierwszym i jedynym "okupantem" mównicy sejmowej. Palmę pierwszeństwa wciąż dzierży pierwszy rolnik RP, śp. Andrzej Lepper. Chociaż wypada mi tu wspomnieć najsłynniejszą aferkę związaną z mównicą sejmową. Jej autorem jest ówczesny poseł partii Romana Giertycha (LPR), pan Gabriel Janowski. Przypominacie sobie zapewne jego pamiętne wystąpienie i okupację mównicy w ramach protestu przeciw prywatyzacji. Nie pomogła interwencja ówczesnego marszałka Borowskiego. Janowski był tak uparty, że doprowadził do sparaliżowania Sejmu na prawie dobę. A to ci uparte p(oślątko) prawda? Wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Straż Marszałkowska wyniosła Janowskiego z sali obrad, trzymając go za ręce i nogi. Przyznam, że miałem ubaw po pachy. Janowski w rozmowie z zapewne ubawionymi dziennikarzami powiedział, że padł ofiarą gwałtu i przemocy. Swoją drogą zastanawiam się, jak ten gość wytrzymał prawie dobę bez pójścia do kibelka? Ponoć krążą słuchy, że od tamtej pory otrzymał ksywkę "Żelazny Pęcherz". 

Marszałek Borowski Marek podczas swoje kariery w Sejmie musiał wiele razy zmagać się także z niesfornymi posłami Samoobrony. 

Pamiętam zdarzenie, gdy Okrąglak głosował, aby śp. Lepperowi uchylić immunitet. Wówczas posłowie Samoobrony, solidarni ze swoim guru, otoczyli mównicę. Wrócili na swoje miejsca po tym, jak Borowski wymienił kilka zdań z Lepperem. O czym rozmawiali? Tę tajemnicę Lepper zabrał ze sobą na tamten świat. Swój skromny udział w show z mównicą w tle mają również posłowie Palikota. Ich protest przeciwko finansowaniu nauki religii z państwowej kasiorki zakończył się fiaskiem mimo tego, że około 40 z nich podchodziło po kolei do mównicy i wyrażało swój sprzeciw. Po wszystkim wyszli z sali obrad. Religia ze szkół nie zniknęła. Sejm żyje swoim życiem i swoimi skandalikami. Nie tylko z mównicą w tle. 

Poseł SLD, niejaki pan Mamiński Zdzisław, zapewne po kilku "głębszych" wpadł na genialny pomysł. Postanowił poprawić stosunki polsko-austriackie. Problem w tym, że zabrał się za to od "dupy strony". Austriackiego dziennikarza siedzącego w sejmowej jaskini rozpusty (restauracja) pozdrowił słowami "Heil Hitler". Po szybkiej interwencji Straży Marszałkowskiej udało się odprowadzić "zmęczonego" posła do jego pokoju. 

Swego czasu poseł Firak Witold został mianowany sprawozdawcą sejmowej Komisji Regulaminowej w sprawie odebrania Lepperowi immunitetu. Syndrom filipiński (czytaj - alkoholizm) tak dał mu się we znaki, że biedak nie był w stanie dotrzeć na posiedzenie. Ponoć jakiś czas później "firak" stał się umowną jednostką alkoholu w sejmowej restauracji. Przypadków nagłych zachorowań na syndrom filipiński wśród posłów, nie sposób wymienić wszystkich. 

Bywa, że niektórzy z nich nagle objawiają ponad przeciętne zdolności, np. potrafią mówić w obcym języku. Niech mi będzie zatem wolno wspomnieć te najśmieszniejsze. Posłowi Samoobrony Jerzemu Pękale, pewnego dnia nagle świat zatańczył kankana. Syndrom filipiński okazał się na tyle groźny, że Pękała zatracił poczucie politycznej równowagi i zjechał ze schodów wprost pod nogi dziennikarzy. Postanowił wówczas twórczo rozwinąć powiedzenie „udawać Greka” i zaczął mówić po niemiecku. „Was? Was? Nicht verstehen”. Zasób niemieckich słów szybko się jednak wyczerpał. W tym przypadku SF pokazał, że nie dla wszystkich ma zdolności poligloty. Ostatecznie Pękała przyznał się, że jest posłem i pokazał dowód osobisty. Ponoć był dumny zwłaszcza ze zdjęcia, na którym wyglądał na przystojnego. Jeszcze lepszym od Pękały okazał się poseł Samoobrony Marian Curyło. Chłopina tak się przejął sytuacją w irackich więzieniach, że z mównicy wygłosił oświadczenie następującej treści: "Salem alejkum! Ślonek zjen ente eni sała, sała. Samoobrona gul, gul. Mister Belka, jala biet". Zapytany później o treść swojego przemówienia odpowiedział: "Mówiłem po arabsku. Chciałem w ten sposób zwrócić uwagę na trudną sytuację w irackich więzieniach. Tam gwałcenie ludzi to norma. Więźniów związują za ręce, majtki w dół, pupy wypięte. I gwałcą.” Ciekawe czy poseł Curyło widział to na własne oczy? 

Posłanka PiS Elżbieta Kruk może się poszczycić nowym zapisem w słowniku języka polskiego. Bardzo "zmęczoną" posłankę dziennikarze zagadnęli o przyczyny zmęczenia. Ta wyraźnie zbulwersowana pytaniem i wścibskością dziennikarzy odpowiedziała: "W związku z tym, że co... Że miałam urodziny dwa dni temu ? A skąd zainteresowanie nagle moją osobą? Bo co? Ja potrafię pracować dobrze. Potrafię coś tam, coś tam...Od tamtej pory mamy nowe określenie "Posłowie co uchwalacie w Sejmie? Coś tam". 

Bywa czasem, że syndrom filipiński potrafi nieźle namieszać w głowach, o czym przekonał się na własnej skórze poseł Andrzej Pałys z PSL. Pewnego dnia spotkał go pod sejmowym hotelem dziennikarz z TVN-u. Polityk usiłował nawiązać z dziennikarzem rozmowę, ale ostatecznie udało mu się jedynie przedstawić. Potem postanowił wsiąść do nieswojego samochodu. Następnego dnia tłumaczył, że oczywiście nie był pijany, tylko źle się czuł. Strasznie niebezpieczny jest ten syndrom filipiński. Ludzie nie potrafią się wysłowić i bywa, że nie rozpoznają rzeczy sobie bliskich. 

  Żaden skandal nie zasłużyłby na takie określenie, gdyby w grę nie wchodził seks. Polski Parlament nie ustrzegł się również skandalików z sexem w tle. O,j działo się, działo. Pierwszą seksskandalistką III RP była Marzena Domaros, szerzej znana jako Anastazja Potocka. Pochodząca z byłego PGR w Zblewie dziewczyna wyskrobała żyletką z dowodu (wtedy jeszcze papierowego) prawdziwe nazwisko, wpisała brzmiące bardziej „arystokratycznie” i podawała się za hrabinę. Fałszywa arystokratka szybko znalazła wielbicieli wśród polskich polityków, dzięki czemu zaczęła gościć na suto zakrapianych sejmowych imprezach. Ponoć weszła w bliższe relacje z wicemarszałkiem Sejmu Andrzejem Kernem, a nawet z Aleksandrem Kwaśniewskim i Leszkiem Millerem. Ciekaw jestem, czy to właśnie od tamtej pory pan Leszek Miller zaczął używać powiedzenia: "Prawdziwego mężczyzny nie poznaje się po tym jak zaczyna, ale po tym jak kończy"? Napisana przez nią książka „Erotyczne immunitety” była pierwszym obyczajowym skandalem w nowej Polsce. "Był to pierwszy demokratycznie wybrany Sejm, a dumni posłowie, przekonani o swojej dziejowej roli, z książki dowiedzieli się, że zajmują się tylko wódą i dupami" powiedział dziennikarzom Newsweeka naczelny antyterrorysta Polski Jerzy Dziewulski. Po tej aferze jakby troszkę przycichło. Posłowie stali się bardziej rozważni i myślący. Dopiero po kilkunastu latach wydarzyła się kolejna seksafera na miarę Anastazji P. 

Dziennikarz z Gazety Wyborczej Marcin Kącki opublikował swój reportaż pod tytułem „Praca za seks w Samoobronie”. Czego dotyczył ? Aneta Krawczyk, była asystentka posła „S” Stanisława Łyżwińskiego oskarżyła jego i Leppera o wymuszanie usług seksualnych w zamian za pracę. Nawet wypłata pensji miała być uzależniona od odbycia stosunku. Dasz dupy, dostaniesz kasę. Jak się później okazało, jedynym skutecznie skazanym był Jacek Popecki, który pełnił funkcję asystenta posła Łyżwińskiego. To on nakłaniał Krawczyk do aborcji oraz wstrzykiwał jej lek dla zwierząt, mający wywołać poronienie. Jak się skończyło, wszyscy wiemy. 

Budynek Sejmu kryje jeszcze zapewne wiele tajemnic. Wiele z nich dopiero zobaczy. Wszak zbliżają się rychło wybory. Świeża Krew zapełni sejmowe ławy. Swoją drogą może by powiadomić SANEPID o dziwnych przypadkach zachorowań wśród posłów? Pocieszającym jest fakt, że syndrom filipiński i jego dziwne mutacje nie rozprzestrzeniają się poza budynek na Wiejskiej

Przemek Trenk

Data:
Kategoria: Polska
Tagi: #
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.