Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Rokita zupełnie niepotrzebnie został defetystą, rewolucja wolnościowa i tak będzie!

Sądząc po jego ostatnich wypowiedziach Jan Rokita z człowieka racjonalnego i optymistycznego przeszedł na pozycje mistycyzmu i imposybilizmu. Kilka dni temu dał poniższą wypowiedź do Kultury Liberalnej:

Rokita zupełnie niepotrzebnie został defetystą, rewolucja wolnościowa i tak będzie!
Jan Rokita
źródło: Flickr CC

„W ciągu ostatnich 10 lat straciłem wiarę w to, że Polska jest zdolna do skoku instytucjonalnego, tego co nazywałem ‘szarpnięciem cuglami’. Głębiej postudiowałem polską historię, zastanowiłem się nad polskimi tradycjami, polską mentalnością, polskim podejściem do państwa i doszedłem do wniosku, że to, co mnie by się w Polsce marzyło, czyli moja IV Rzeczpospolita, która miałaby najsprawniejsze w Europie instytucje, to Polska nieosiągalna. Czy PiS jest zdolny do takiej przebudowy instytucji? Oczywiście nie. PiS jest partią całkowicie antyinstytucjonalną i nie rozumie znaczenia instytucji publicznych. Nie oczekuję więc niczego takiego także od Andrzeja Dudy.”

Rokita, którego niegdyś znałem był jedynym politykiem w Polsce, który przez kilka lat dzień w dzień poświęcał kilka do kilkunastu godzin na rozpoznanie barier rozwoju Polski i szukanie sposobów ich przekroczenia. Rozumiem, że Donald go wykolegował, a Rokita znalazł się na politycznym marginesie. Współczuję, nie tylko jemu, ale nam wszystkim bo tracimy nasze szanse rozwoju, zmarnowaliśmy dekadę na pozorowanie modernizacji. Ale brak poważnych zmian instytucjonalnych był jak pisałem w 2007 do przewidzenia:

Na przełomie lat 80-ych i 90-ych bałagan prawny był na rękę elitom PRLu. Zniesienie barier wejścia do działalności gospodarczej (firmy polonijne w latach 70ych, a potem Rakowski w 1988) oraz zmniejszenie pewności co do wymogów obowiązującego prawa pozwoliło tym elitom zarobić swój pierwszy milion na rozkradaniu państwowego majątku.

Ludzie z koneksjami ze starego reżimu tworzyli kapitał początkowy grabiąc mienie państwowe i żerując na zamówieniach państwowych. Do sprawnego i bezpiecznego żerowania na współobywatelach konieczna była współpraca i ochrona ze strony skorumpowanych urzędników, funkcjonariuszy i sędziów. Współpraca tych reprezentantów państwa nie tylko umożliwiała bezpieczne przejęcie aktywów państwa ale również stanowiła dobre narzędzie ofensywne – w razie czego na konkurencję nasyłano urzędników lub funkcjonariuszy. W ten sposób każda gmina i branża uzyskała swych oligarchów działających na pograniczu publicznego i prywatnego.

Niejasne prawo, rosnąca ilość urzędników z nakładającymi się kompetencjami, luki prawne szyte na zamówienie na wzór afery alkoholowej stworzyły przyjazny klimat dla bogacenia się osób, które potrafiły i mogły zainwestować w ochronę ze strony skorumpowanych przedstawicieli państwa. Jednak w tym porządku społeczno-gospodarczym tkwiły dwie sprzeczności, które go wykończyły.

Po pierwsze, czym więcej rozkradziono tym mniej zostało do rozkradzenia i tym mniejsze korzyści z kradzieży i utrzymywania korupcyjnych układów. Po drugie, gminni, wojewódzcy, oraz ogólnokrajowi oligarchowie wraz ze wzrostem swego udziału w rynku i konsolidacją kolejnych branż coraz częściej konkurowali ze sobą. Czym większy odnieśli sukces, tym bardziej byli skazani na zderzenie się z innymi oligarchami na zasadzie mój układ, kontra twój układ.

W takiej sytuacji utrzymywanie korupcyjnych układów przestało dawać przyrost sprzedaży, zysku i udziału w rynku, a stało się podatkiem od możliwości prowadzenia działalności. Bałagan prawny przestał pasować elitom. Elity starego reżimu posiadały już prywatny majątek i chciały go pomnażać prowadząc działalność gospodarczą. Pojawił się z ich strony popyt na ochronę majątku przez państwo, oraz sprawne egzekwowania roszczeń w sądach. A co najważniejsze owym elitom zaczęła pasować zasada równości wobec prawa, bo tylko gdy uzyskają pewność, że korupcyjne układy utracą swe przełożenie będą mogły rozbroić się z inwestowania w dalsze utrzymywanie tych układów. Słowem bałagan prawny przestał im pasować, bo obniżał wartość ich przedsięwzięć gospodarczych. Na mojego czuja to zjawisko stało się widoczne za rządu AWS, a nasiliło za schyłku Millera.

Jednak zapotrzebowanie obecnych elit gospodarczych na ład prawny jest społecznie suboptymalne. Elitom gospodarczym pasują wszystkie reformy, które zwiększą wydajność gospodarki, bez zwiększania konkurencji ze strony nowych przedsiębiorców. Chcą podwyższyć wartość swych przedsiębiorstw, bez narażania się na utratę udziałów w rynku i zysków. W rezultacie dążyć będą do zmian typu zwiększenie efektywności sądów i zmniejszenie łapówkarstwa. Natomiast sabotować będą reformy zwiększające możliwość wejścia do konkurencji gospodarczej nowych ludzi (zwane z angielskiego deregulacją), bo choć reformy te zwiększyłyby wartość całej gospodarki, to zmniejszyłyby wartość wielu obecnie istniejących przedsiębiorstw.

W najbliższych 5-10 latach staniemy się w większym stopniu państwem prawa, ale nadal będziemy państwem z ograniczoną możliwością konkurencji gospodarczej. Uczynimy częściowy krok w kierunku otwartego porządku społecznego, bo zmniejszy się zakres układu i zwiększy równość wobec prawa. Ale cały czas będziemy ograniczeni przez nadmiernie restrykcyjne prawo, oraz zbyt dużą ilość urzędników. Istniejących przedsiębiorców stać by poradzić sobie z tymi przeszkodami, a spora ilość nowych polskich przedsiębiorców założy swe biznesy w Irlandii i Wielkiej Brytanii.

Dopiero, gdy gospodarkę dotknie większy kryzys gospodarczy (na przykład zderzymy się konstytucyjnym ograniczeniem zadłużenia państwowego do PKB na poziomie 60% lub gwałtownie pogłębi się deficyt systemu emerytalnego i opieki medycznej) a elity polityczne w obawie o swą pozycję będą chciały wycisnąć z gospodarki dostępne rezerwy możliwym będzie przeprowadzenie deregulacji. Ale to dopiero za 10-15 lat…

Dziesięć lat to cholernie długo dla człowieka, ale bardzo krótko dla gospodarki i społeczeństwa. W 2017 minie dekada, od czasu gdy pisałem powyższe. Elity gospodarcze i polityczne mogły przez tę dekadę lać ciepłą wodę a same się bogacić na półzamkniętym porządku społecznym, bo dały nam pozorowaną modernizację. Tak owszem tony betonu się leją. Gazeta Wyborcza drukuje zdjęcia nowych autostrad, dworców itp. Zupełnie jak niegdyś Trybuna Ludu, gdy broniła jedynie słusznej Partii. To może działać. Do dziś pamiętam wrażenie jakie na mnie kilkuletnim chłopaku w latach 70ych zrobiła gierkówka z Warszawy na południe po której przemieszczaliśmy się z bratem i rodzicami małym polskim fiatem w drodze na wakacje nad Balatonem. Te dwa pasy w każdą stronę i parkingi przy drodze na odpoczynek robiły wrażenie na małolacie dla którego modernizacja była pojęciem nieznanym. Ale kontrast gierkówki z krętymi dróżkami znanymi z ówczesnej Polski był oczywisty nawet dla niezmąconego wiedzą i doświadczeniem umysłu dziecka.

Niestety nowoczesność to nie kilometry autostrad, ale takie urządzenie społeczeństwa, że potrafi wyznaczać sobie istotne w danym momencie cele rozwojowe oraz mobilizować i koncentrować środki na ich sprawne osiągnięcie. Niestety dopalacz kasy z UE przedłużył ułudę modernizacji w wersji manny dla wszystkich i na wszystko. Teraz wręcz oduczamy się nowoczesnego i sprawnego zarządzania państwem. Wysokie pensje dla urzędników, sędziów, nauczycieli. Dotacje dla górników i rolników. Hojne emerytury. Autostrady tam gdzie by wystarczyły dobre drogi ekspresowe. Stadiony które nigdy na siebie nie zarobią i aquaparki, które będą finansowym kamieniem na szyi miast i miasteczek. Mamy na wszystko i dla wszystkich. Do czasu.

Krążące w mediach i internecie zestawienia firm internetowych, które powstały z dotacji – by potem szybko zbankrutować to zapowiedź końca naszej powierzchownej i pozorowanej modernizacji. Z dotacji nie będzie ani Noki, ani Googla, ani Microsoftu. Pozostaną kolesie którzy przeżarli jałmużnę z UE oraz setki tysięcy ludzi, które wyspecjalizowały się w rozdzielaniu jałmużny. Oni i ich chęć dalszego „modernizowania” będą dla nas obciążeniem na dekady.

Wyłączenia prądu to kolejny sygnał wyczerpywania się udawanej modernizacji. O braku mocy i niedoinwestowaniu linii przesyłowych mówi się od lat. Co prawda Gazeta Wyborcza donosi, że wyłączenia prądu są przez katastroficzne i nieprzewidywalne wydarzenia pogodowe. Tak samo jak podczas zimy stulecia Trybuna Ludu pisała o chłodnych mieszkaniach. Owszem pogoda co jakiś czas jest ekstremalna. Ale wyłączenia prądu dziś i chłodne mieszkania wtedy, to nie siła wyższa, to obnażenie słabości pozornej modernizacji. Kołderka jest coraz krótsza. Jeszcze można finansować niewydajne kopalnie miliardami zabranymi energetyce. Ale energetyce dojonej by przed wyborami podtrzymać kopalnie zabraknie na inwestycje.

Narastające wyczerpywanie się imitacyjnego modelu rozwoju finansowanego kredytem i dotacjami z UE naruszy status quo polityczne. Wtedy będzie możliwe polepszenie instytucji. Rokita przesadza z pesymizmem. Jeśli udało się nam wprowadzić koślawą bo koślawą, ale jednak demokrację, jeśli udało się nam wprowadzić gospodarkę rynkową, może peryferyjną, rozwijającą się na kredyt i na technologiach z zagranicy, ale jednak o wiele bardziej wydajną niż ta z PRLu to może się nam udać naprawić nasze instytucje.

Polacy coraz bardziej są obywatelami. Coraz bardziej domagają się upodmiotowienia. Największe ruch obywatelskie ostatniego roku czy dwóch, wybory w okręgach jednomandatowych, sprzeciw wobec posyłania sześciolatków do szkół, ruchy miejskiej, narastające domaganie się dostępu do informacji publicznej, mają jeden wspólny mianownik: Polacy chcą mieć więcej do powiedzenia o swoim losie. To dobrze wróży dla wolnościowej zmiany instytucji, gdy kryzys naruszy status quo.

Data:
Kategoria: Polska

Paweł Dobrowolski

Wirtualna szuflada - https://www.mpolska24.pl/blog/wirtualnaszuflada

Paweł Dobrowolski jest byłym Prezesem Zarządu Fundacji Obywatelskiego Rozwoju.

Jest absolwentem Wydziału Ekonomii Harvard University (Massachusetts, USA).

Był ekspertem Instytutu Sobieskiego. Członkiem Zarządu Polskiej Fundacji Rozwoju Oświaty.

Był pracownikiem Deutsche Morgan Grenfell i dyrektorem Warsaw Equity Holding oraz Trigon, pracował m. in. z prof. Sachsem.

Do jego zainteresowań naukowych należą: ekonomia polityczna reform, ekonomia instytucjonalna i behawioralna, ekonomia banku centralnego i polityka pieniężna, instytucje finansowe, wymiar sprawiedliwości, rynek radiowo-telewizyjny, prawo upadłościowe, fuzje i przejęcia, organizacja rynku (industrial organization), polityka antymonopolowa, fiskalne konsekwencje starzenia się społeczeństwa.

Od 1995 roku zajmuje się doradztwem gospodarczym. Zawodowo pomaga kupować i sprzedawać firmy,

Autor książki pt. „Podstawy Analizy Finansów Firm” wydanej nakładem Stowarzyszenia Księgowych w Polsce oraz kilkudziesięciu artykułów o bankowości centralnej, upadłości, mediach oraz gospodarce.
Pomysłodawca wprowadzenia w Polsce wysłuchania publicznego

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.