Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Jak można okraść spółdzielnię socjalną. Studium przypadku.

Studium przypadku, defraudacji 380 tysięcy złotych przez zarząd spółdzielni socjalnej "Akacja" z Podkarpacia.

Spółdzielczość to jeden z najefektywniejszych systemów gospodarowania zasobami, jaki został przez ludzi wymyślony i zastosowany w praktyce. Jest jednak efektywny tylko pod dwoma warunkami. Spółdzielcy muszą być uczciwi i muszą sobie ufać. Oba warunki muszą zostać spełnione jednocześnie. Jeśli któryś nie zostanie spełniony, system nie zadziała. Kiedy w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku powstała spółdzielnia roczdelska, nikt nawet nie wspominał o takich warunkach, bo były one tak samo naturalne jak istnienie powietrza i wody. Dziś w 2014 roku na Podkarpaciu to już nie jest takie oczywiste. Przez te półtorej wieku rozwinął się system kapitalistyczny a potem powstał i ostro się z nim zderzył socjalizm. Oba systemy doprowadziły do niewyobrażalnych w tamtych czasach przeobrażeń, zdarzyło się bardzo wiele. Ostatecznym jednak efektem dla mnie w Rzeszowie, stał się zdegenerowany postkomunistyczny stan społeczeństwa po transformacji systemowej. W tym środowisku urzędnicy unijni postanowili odtworzyć spółdzielczość, która znakomicie na początku dwudziestego wieku funkcjonowała.
Spółdzielnia to podmiot gospodarczy, w którym spółdzielcy realizują plany stworzenia przedsiębiorstwa, które będzie funkcjonowało w warunkach gospodarki rynkowej, może jednak korzystać na uczciwych warunkach i przy zachowaniu zasad konkurencyjności z preferencji przy realizacji zadań publicznych, na przykład utrzymanie zieleni miejskiej. Oczywiście nie ma dyrektyw, więc spółdzielcy własną rzetelną pracą muszą przekonać władze miasta że warto im właśnie powierzyć te zadania.
Spółdzielcy są współwłaścicielami spółdzielni i wszyscy decydują o wszystkich sprawach. Do ich realizacji wyznaczają zarząd, który ma im służyć i realizować wspólnie zaakceptowane cele.
Tyle teoria.
Unia przeznacza pieniądze na to, aby ten system funkcjonował, jednak nie daje ich bezpośrednio ludziom, tworzącym spółdzielnię. System składa się z kilku poziomów, tuż nad spółdzielnią jest beneficjent. Jest to zwykle wysoko wyspecjalizowana firma, która zajmuje się wyłącznie zagospodarowaniem pieniędzy unijnych. 
Firma taka zatrudnia kilku wyspecjalizowanych pisarzy projektów. Znają oni metodologię pisania projektu, ale co ważniejsze, i czym zwykle się ostentacyjnie nie chwalą, znają kryteria oceniających. Dzieje się tak dlatego, że oceniający za jakiś czas stają się piszącymi a piszący oceniającymi. W rezultacie dochodzi do sytuacji, gdy projekty piszą sami dla siebie, niespecjalnie przejmując się rezultatami, wystarczy im brzmienie wytworzonych słów. Ale to jeszcze nie przestępstwo, to nawet nie grzech, to po prostu mała patologia, sama w sobie jeszcze niewinna.
Kiedy do projektu wchodzą ludzie uczciwi i mający do siebie zaufanie, ta patologia nie ma specjalnego znaczenia.  Sprawia jednak, że ludzie zamykają się na współpracę z innymi spółdzielniami, takie są bowiem wyobrażenia podkarpackich projektowych pisarczyków. Stan ten od razu pozbawia spółdzielców głównego atutu bycia spółdzielnią i sprawia że pierwotne plany zwykle jakoś się rozłażą.
Kiedy do projektu wejdzie złodziej obdarzony zaufaniem, jest w stanie przy odpowiedniej dozie bezwzględności, sprytu i używania kłamstw przejąć kontrolę nad całym majątkiem spółdzielni i bezkarnie go zdefraudować. Okazuje się wtedy że wszelkie zapewnienia o kontroli były zwyczajnym kłamstwem. Prokuratura zwykle umarza postępowanie w takiej sprawie, kontrole z Wojewódzkiego Urzędu Pracy nie mają uprawnień do kontroli, a firma, która przekazała spółdzielni pieniądze, chroniła bezproblemowe defraudowanie pieniędzy i pomagała tuszować oszustwa, po czym wystawiała fałszywe zapewnienia o przeprowadzonych kontrolach, których w rzeczywistości nie przeprowadziła. Co więcej, używając autorytetu władzy przekonywała okradzionych że tak naprawdę nie są okradzeni i powinni dziękować za nieudolne działania zarządu, w wyniku których pewien drobny procent majątku spółdzielni jest im przekazywany w ramach wynagrodzenia. Kiedy zająłem się poważniej całą tą sprawą, okazało się że nikt nie jest w stanie nic zrobić, ludzie, którzy okradli spółdzielnię otrzymują wsparcie, aby tylko zatuszować tę sprawę. 
Nie jestem tak wielkim frajerem, żeby walczyć z wiatrakami, wiem czym jest złodziejstwo, jakie techniki stosują oszuści. Przez pewien czas miałem nawet zamiar dać sobie spokój i uznać że sprawa mnie przerosła. Mogłem pojechać do Paryża albo Londynu i tam postarać się o fundusze, na założenie uczciwej spółdzielni. Zrobiłbym pewnie tak, gdyby prezes nie okazał się bezgranicznie głupi. Z pieniędzy z dofinansowania unijnego zbudował sobie kominek za 4100 złotych, ale na odwrocie faktury napisał - 1 działanie - adaptacja pomieszczeń - remont pieca. Wprawdzie zarząd spółdzielni ukrywał dokumenty i był pewny że nikt nigdy nie skontroluje wydawania pieniędzy, tak bowiem działają mechanizmy tych programów. Prawdopodobnie te mechanizmy są wystarczające, by zniechęcić przeciętnego okradzionego do dalszego dochodzenia sprawiedliwości. Ja akurat nie należałem do tej grupy. Zacząłem pisać pisma i domagać się pokazania dokumentów. Po dwóch miesiącach dokumenty zostały mi przedstawione, jednak nie w postaci wykazów, jakich żądałem, ale w postaci segregatora zapchanego fakturami. Pani koordynatorka podała mi to z triumfującym uśmiechem i powiedziała żebym sobie przeszukiwał. Spodziewała się że rzucę okiem i sobie pójdę. Kiedyś prowadziłem działalność gospodarczą, więc usiadłem i zacząłem przeglądać.
Po godzinie zorientowałem się że nie ma tam połowy rzeczy, które powinny być. Powiedziałem że to niekompletne, pani koordynatorka po bezskutecznej próbie zbycia mnie wreszcie się poddała i poprosiła, żebym przyszedł za jakiś czas. Jednak już w tej pierwszej niekompletnej stercie papierów dostrzegłem że członkowie zarządu wypłacają sobie pełne pensje, mimo że wszyscy na umowie mieli ćwierć etatu. Kiedy jednak opowiedziałem o tym pozostałym spółdzielcom, członkowie zarządu stwierdzili że to nieprawda i że oni zarabiają tak jak wszyscy. 
Oczywiście że zaczęli kierować w moją stronę całą swoją nienawiść, opowiadając brednie, jak to zwykle w takich sytuacjach, ja jednak, mimo że jestem wrażliwym romantykiem, nie przejąłem się tym zbytnio, ponieważ zdefiniowałem tę grupę jako buców i palantów. Kiedy zianie nienawiścią zostało zaniechane jako nieskuteczne zażądałem po raz kolejny dostępu do wszystkich materiałów. Kiedy przyszedłem drugi raz obejrzeć segregator, było w nim znacznie więcej dokumentów i były w miarę chronologicznie ułożone. Po dwóch godzinach sprawdzania wyszedłem z fotografią faktury, której nie było za pierwszym razem. To była faktura wydana przez firmę Faro - ekominki.pl. Kiedy już zdobyłem tę informację, umówiłem się z zarządem firmy, która przekazała dotację zarządowi i w teorii miała pilnować przestrzegania przez nich prawa. Firma nazywa się Stowarzyszenie B-4 i opanowała spory segment rynku pozyskiwania funduszy unijnych. Poszedłem do nich z włączonym rejestratorem dźwięku i rozmawiałem na temat okradzenia spółdzielni. Oni stwierdzili, że zamiast utrudniać powinienem się przyłączyć do okradania i wtedy wszyscy byliby zadowoleni. Powiedzieli mi też, że oni się dziwią, że komuś może przeszkadzać dziadostwo i nieudolność, skoro w papierach wszystko jest w porządku. Kiedy wspomniałem o kominku, udawali zdziwionych i stwierdzili, że to nasza wewnętrzna sprawa. Rozstaliśmy się bez specjalnych serdeczności.
Będąc tam jednak dowiedziałem się że członkowie zarządu spółdzielni zabrali dokumenty księgowe z biura rachunkowego. Kiedy zapytałem ich gdzie są dokumenty, usłyszałem - są tam, gdzie powinny być!
Ponieważ jestem mało wrażliwy na zbywanie kontynuowałem kwestię, aż uzyskałem odpowiedź - są w biurze księgowym, ale co to za biuro - nie powinno być moją sprawą. Ja jednak wykazałem się determinacją, udałem się na posterunek policji, nagabywałem jakiegoś funkcjonariusza żeby poszedł ze mną i poświadczył że zarząd spółdzielni łamie prawo ukrywając dokumenty. Facetowi nie udało się mnie zbyć, dlatego zadzwonił do Alicji - wiceprezes spółdzielni. Kiedy przyszedłem z komendy do biura, Alicja blada ze strachu powiedziała że nie ma żadnego biura rachunkowego i mają je gdzieś u siebie. 
Jestem człowiekiem dobrej woli i nie chciałem robić im krzywdy, dlatego mniej więcej co dwa tygodnie wysuwałem w ich stronę propozycję, żebyśmy zresetowali to, co stało się dotychczas między nami i rozpoczęli uczciwe prowadzenie spółdzielni, czyli takie, jakie było ustalone od początku, zanim prezes nie stał się w dziwny sposób prezesem i nie podpisaliśmy dokumentów, w tym weksli. Podpisany weksel na kwotę 20 tysięcy jest doskonałym  instrumentem by straszyć pozostałych spółdzielców, nawet ja na początku bałem się tego weksla.
Prezes był drobnym budowlanym złodziejaszkiem, zaczął prowadzić działalność w branży budowlanej w latach 80-tych i wtedy naprawdę dobrze zarabiał, tyle że wtedy każdy kto wychodził z domu i docierał do firmy to już zarabiał. Kiedy w Polsce nastał normalny rynek, odpadł i stał się typowym kombinatorem, do tego całkiem sympatycznym. Miał jednak słabość do pieniędzy i pazerną żonę z czwórką dzieci i dwoma domami. Kiedy byli oboje u mnie w domu i oglądali ścianę, na którą położyłem stiuk wenecki - po raz pierwszy zobaczyłem w jej oczach chciwość i pomysły na zagospodarowanie pieniędzy spółdzielni. Trochę się bałem, ale uwierzyłem że B-4 to rzetelna firma. Potem okazało się że żona prezesa odgrywa poważną rolę w defraudowaniu pieniędzy.
Ktoś może zapytać, jak to? złodziej prezesem? Cóż, tylko ja dobrze go znałem, ale spółdzielnia miała się kierować zasadami spółdzielczymi, w tym bieżącą kontrolą. On zaś nie miał być prezesem. To że stało się tak, jak się stało to wina firmy B-4, która wygrała przetarg i wzięła pieniądze, ale ponieważ pani prezes B-4 nie miała pojęcia o spółdzielniach - postanowiła tworzyć spółki. 
Kiedy wszystkie moje apele o uczciwość okazały się nieskuteczne, w kwietniu 2014 roku złożyłem zawiadomienie do prokuratury i Wojewódzkiego Urzędu Pracy o popełnieniu szeregu przestępstw, których celem była defraudacja pieniędzy. Cała kwota, którą zarząd spółdzielni socjalnej zdefraudował od lipca 2013 do lipca 2014 to 380 tysięcy złotych.

Jestem socjologiem i cały cykl tworzenia spółdzielni dokumentowałem dla potrzeb mojej pracy doktorskiej, mam kilkanaście gigabajtów materiałów i każde słowo, które piszę mam doskonale udokumentowane. Okazuje się jednak że  dla prokuratury ważniejsze jest stwierdzenie prezesa, że ten wybudowany kominek to nie był kominek, że to jakieś prace adaptacyjne, gdzieś tam, nie wiadomo gdzie. Zadzwoniłem do firmy Faro i wiem że robią wyłącznie kominki. Kiedy prokuratura umorzyła śledztwo to, muszę przyznać - jestem mięczakiem - trafiłem do szpitala z podejrzeniem zawału, potem jednak okazało się że to tylko zasłabnięcie spowodowane stresem. W lecie złożyłem zażalenie do sądu na umorzenie postępowania przez prokuraturę, rozprawa jest wyznaczona na 4 listopada.
Wczoraj uzyskałem odpowiedź z Wojewódzkiego Urzędu Pracy - napisali że wprawdzie kontrolują, ale nie mają uprawnień do kontrolowania spółdzielni dlatego wierzą na słowo w to co złodzieje im opowiadają. Następnym logicznym krokiem powinno być rozwiązanie tej jednostki i utworzenie takiej, która może kontrolować.

Ten tekst napisałem w październiku zeszłego roku. Od tego czasu prokurator ostatecznie umorzył sprawę, tłumacząc że defraudacja 380 tysięcy to nikła szkodliwość społeczna czynu. Przekazałem sprawę do European Anti-Fraud Office. Oni nie mają powodów chronić podkarpackich złodziei.
Data:
Tagi: #

LeszekSmyrski

Spółdzielczość drugiej generacji - https://www.mpolska24.pl/blog/spoldzielczosc-drugiej-generacji11

Od siedmiu lat zajmuję się spółdzielczością, zwłaszcza socjalną w praktyce i w teorii. Wiem dlaczego środki pomocowe są marnotrawione i chcę się z Wami podzielić tą wiedzą. Chcę Was również przekonać do innego patrzenia na świat. Wierzę że wiele można zmienić, o ile wie się że zmiany są możliwe i potrzebne, i jeśli jest się wystarczająco zdeterminowanym.
Pozdrawiam i życzę szczęścia.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.