W sieci krąży prezentacja PKP PLK pod dumną nazwą „Kolej na 2012”, w której opisany jest stan realizacji inwestycji na kwiecień 2009 r. i plany na dzień rozpoczęcia wspomnianych mistrzostw Europy w piłce nożnej. Tak samo jak teraz, zapowiadane czasy przejazdu między największymi miastami były imponujące. Co z nich zostało? Nawet dzisiaj, już na trzy lata po zakończeniu mistrzostw.
Jak widać w powyższym zestawieniu jedynie w paru relacjach pasażerowie odczuli zdecydowaną poprawę – z Warszawy do Krakowa, Katowic, Wrocławia (dzięki zbudowaniu skrótu przez Częstochowę, tzw. „protezę koniecpolską”) i Gdańska dokąd jeździ Pendolino oraz z Warszawy do Poznania. Warto dodać, że zakładane na 2012 rok czasy przejazdów udało się uzyskać dopiero w grudniu 2014 r.
Na pozostałych trasach jest gorzej, albo znacznie gorzej, często nawet nie tyle do planu na EURO 2012, jak również w porównaniu do 2008 roku. Wszystko przez ciągnące się od lat remonty, przez które pasażerowie uciekają do własnych samochodów lub autobusów.
Z Warszawy do Łodzi jeździ się dzisiaj o 2 min. dłużej niż w 2008 r., mimo że pociągi zatrzymują się 5 km bliżej – na dworcu Łódź Widzew. Dłużej jeździ się również cały czas pomiędzy dwoma byłymi miastami-gospodarzami EURO 2012 – Poznaniem i Wrocławiem. W tym przypadku kolejarze zapowiadają znaczną poprawę w… 2019 r. Nic nie wyszło z planów przyspieszenia pociągów na wschód – z Warszawy do Terespola najszybszy pociąg toczy się 2,5 godz., a z Krakowa do przygranicznego Przemyśla ponad 3,5 godz.
W ciągu ostatnich 7 lat z połączeń dalekobieżnych zrezygnował co drugi pasażer, którego można spotkać na coraz gęstszej sieci dróg ekspresowych i autostrad. Ci którzy zostali na kolei często nie mają żadnej alternatywy, albo należą do tych nielicznych, których stać, żeby wydać nawet 150 zł na pociąg z billboardów. Oby kolejarze wyciągnęli naukę z ostatnich 7 lat i żeby kolejny imponujący plan inwestycyjny zakończył się w końcu sukcesem i powrotem pasażerów na dworce kolejowe.