Natomiast już niespełna miesiąc później, ten sam Newsweek pyta, czy wypadek samochodowy Aleksandra Turkonowa, rektora jednej z uczelni, miał związek z pytaniem, które Turkonow zadał Putinowi podczas tzw. „gorącej linii”.
Turkonow miał zapytać Putina, czy nie obawia się reakcji zachodu na zawarty między Rosją a Iranem kontrakt, na dostawy obronnego systemu rakiet S-300.
Putin, jak pisze Newsweek miał odpowiedzieć: "Nie, nie boję się zagrożenia." I dodał, że program został zawieszony z troski o realizację irańskiego programu jądrowego. Ale dziś, irańscy partnerzy są bardziej elastyczni i dążą do osiągnięcia kompromisu. „Jeśli ktoś obawia się, że to odpowiedź na sankcje, to zdaje się nie wiedzieć, że realizacja takich systemów nie jest ujęta w wykazie sankcji ONZ. Oczywiście, będziemy współpracować z naszymi partnerami.”
Następnego dnia w samochód Turkonowa wbił się prowadzony prze 30toletniego kierowcę Jaguar. To wystarczyło, by o 180 stopni zmienić retorykę. Spotkania z Putinem nie są już reżyserowane, a każde zadawane pytanie grozi śmiercią.
Jaki my mamy interes w tym podsycaniu nastrojów?
Słuszne spostrzeżenie :/
"Jaki my mamy interes w tym podsycaniu nastrojów?"
Taki interes, że jesteśmy pionkiem w rękach Obamy i Merkel i aktualnie mamy być antyputinowscy i dlatego nas szczują na Rosję (nagle w śledztwie smoleńskim przełom i część winy leży po stronie Rosji, medialna nagonka na motocyklistów z Nocnych Wilków itp.). Jak się dogadają ponad naszymi głowami, to się okaże, że Rosjanie, to bracia Słowianie i warto z nimi robić interesy. Teraz robimy za ratlerka, żeby zachód mógł więcej ugrać z Rosją na Ukrainie i na bliskim wschodzie...