Komediowe aspekty podroży Komorowskiego przysłoniły jej dramatyczne aspekty.
Człowiek na którego barkach ciąży bezpieczeństwo naszego kraju, szef BBN generał Koziej, przez cały czwartek 26 lutego przeżywał bardzo mgłę która spowiła Tokio (poniżej). Czyżby generał, wytrawny znawca problemów bezpieczeństwa wykształcony w elitarnych akademiach wojskowych Układu Warszawskiego, pod nadzorem sowieckiego GRU, obawiał się że mgła zaatakuje prezydencki samolot przy wylocie z Tokio?
General Koziej powrócił z emerytury do politycznej kariery właśnie na mgle. Dzień po katastrofie smoleńskiej emeryt Koziej został mianowany przez Komorowskiego szefem BBN, podobno po to aby otworzyć jak najszybciej sejf w którym znajdował się aneks do raportu o likwidacji WSI.
Widać emeryt Koziej nie był 10 kwietnia 2010 roku na rybach lub na plaży w Egipcie, skoro już 11 kwietnia siedział w gotowości bojowej na fotelu swojego poprzednika, Aleksandra Szczygły, który zginął w Smoleńsku.
Wyobrażamy sobie, że generał Koziej pozostawał w kontakcie z Radkiem Sikorskim, jako jego były wiceminister obrony narodowej w latach 2005-2006. Kozieja i Sikorskiego dużo łączy: od pasji do Twittera, poprzez pasję do generała Marka Dukaczewskiego z WSI, do pasji do "strefy zdekomunizowanej" (podobno).
Dlaczego tak wytrawny mąż stanu jak generał Koziej był tak zaniepokojony mgłą w Tokio? Czy Koziej wie coś o fatum smoleńskiej mgły, co rozbudza w nim (widoczny) niepokój podczas podroży w nieznane? Jak w filmach Hitchcocka.
Wciąż jeszcze mgła w Tokio
Poranna mgła w Tokio.