Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Czym w obozie żył Iwan Denisowicz?

Niektórym ludziom wciągniętym w sowiecką machinę zagłady, będących w łagrach na Syberii czy Dalekim Wschodzie udało się przetrwać obozy. Co sprawiło, że niektórym udało się przeżyć?

Niektórym ludziom wciągniętym w sowiecką machinę zagłady, będących w łagrach na Syberii czy Dalekim Wschodzie udało się przetrwać obozy. Co sprawiło, że niektórym udało się przeżyć? 

Truizmem będzie stwierdzenie, że wszystko zależało od tego gdzie trafili i jak się w obozie ustawili (to też zależało z jakiego paragrafu zostali skazani i na jak długo) - czy udało im się dostać pracę w obozowych szpitalu, kuchni, czy też pracowali przy karczowaniu lasów, wydobyciu złota czy na Wielkich Budowach ery stalinowskiej. Sporo też zależało od nastawienia samych więźniów; od tego co kierowało nimi by przeżyć za wszelką cenę. Aleksander Sołżenicyn i Warłam Szałamow swe wyroki odbywali z pragnieniem by przeżyć po to by dać światu świadectwo tego co się dzieje w najbardziej postępowym kraju świata.

(Z drugiej strony rozważając takie kwestie należy pamiętać o warunku sine qua non przeżycia w obozie - rodzaj wykonywanej pracy; ilu Sołżenicynów i Szałamowów nie dotarło do nas tylko dlatego, że wyroki odbywało w katorżniczych warunkach).

Prócz tego były oczywiście inne sposoby przeżycia, przy czym zależały one od tego do jakiej grupy należał dany zek. Skazani należący do partii - Sołżenicyn określił ich mianem "prawowiernych'' - prości członkowie WKP(b) lub wyżsi członkowie administracji, Armii Czerwonej czy służb bezpieczeństwa (ci zwłaszcza w latach 1937-1939).

Sensem ich egzystencji w obozie była - o dziwo - wiara w partie. Wśród nich możemy wymienić trzy podgrupy: 1) ludzi bezkrytycznie ufający reżimowi; tłumaczący swoje aresztowanie pomyłką, 2) komunistów twierdzących, że rządy Stalina są kontrrewolucją, i że wraz z jego obaleniem wszystko wróci do normy; ich aresztowanie za Lenina byłoby nie do pomyślenia, 3) ludzi wierzących w komunizm zarówno w wydaniu Lenina jak i Stalina; ci swoje aresztowanie tłumaczyli działaniem jakichś sił przeciwstawiających się władzy (kontrrewolucji wśród bliskich współpracowników Stalina) - streścić to można powiedzeniem przedrewolucyjnym "car dobry, urzędnicy źli", czy "gdyby car o tym wiedział na pewno tak by się nie działo". Pozostaje pytanie jaka część z nich przejrzała na oczy a jaka pozostała mimo wszystko gorliwymi komunistami?

Byli jeszcze kryminaliści, grupa w łagrze najbardziej uprzywilejowana (z więźniów). "Socjalne pociotki'' - jak je określi Sołżenicyn z racji tego, że kryminalnych traktowano jako bliski element dający się poddać resocjalizacji - nie kierowali się jakimiś specjalnymi zasadami mającymi pomóc im przeżyć obóz. Łagier był dla nich tak samo naturalnym środowiskiem jak świat poza drutami. Ich zdaniem było jedno prawo - "Ty sobie zdychaj dzisiaj, a ja wolę jutro". To była ich naczelna norma (oczywiście mieli prócz tego swój kodeks "moralny" według którego postępowali w swojej grupie).

Więźniowie kryminalni (należący do blatnych czy urków ) oraz byli członkowie partii stanowili jednak nieznaczną liczbę więźniów (nie wspominając o przyszłych Sołżenicynach czy Szałamowach); większość stanowili więźniowie polityczni (skazani za zdradę ojczyzny czy innych paragrafów 58 artykułu). Jak oni mogli przeżyć obóz? Niektórzy nie byli przecież zdolni postępować jak kryminalni (było to niezgodne z ich sumieniem) czy niektóry po prostu byli zbyt słabi.

(Tu znowu trzeba dodać uwagę, że zasada kryminalistów w niektórych warunkach stawała się ogólnoobozową normą i każdy starał się według niej postępować by przeżyć odkładając wszystkie normy moralne na bok).

Czym w obozie żył zwykły Iwan Denisowicz. Na pewno nie myślą o końcu swojego wyroku, licząc pozostałe dni - wyroki były zasadniczo bardzo długie i nikt nie dawał gwarancji, że po skończeniu wyroku władza nie "dorzuci'' nowego (liczył się przecież przede wszystkim aspekt ekonomiczny wykorzystania pracy więźniów, nie ich resocjalizacja).

Owszem, gdzieś w świadomości tliła się myśl (zwłaszcza u więźniów już długo siedzących), że do końca wyroku pozostało już niewiele dni ale zawsze wygrywała świadomość, że ta liczba jest tak niepewna jak jutrzejsze wyrobienie normy.

Dla części zeków taką ostoją dla której warto doczekać końca wyroku była rodzina. Jeżeli ta nie została przymknięta razem (w sensie nie miejsca, lecz czasu) i nie wyrzekła się go (naprawdę, nie sztucznie z przymusu władzy jak np. Nadia swego męża Gleba Nierżyna w Kręgu pierwszym Sołżenicyna) to gdzieś się tliła wątła nadzieja, że po odbyciu wyroku gdzieś się spotkają, że rodzina znów się połączy na zesłaniu (wszak powrót do dawnego miejsca zamieszkania był prawie niemożliwy).

Jak każdy zek, Szuchow marzył o życiu na wolności u boku żony, o podjęciu pracy o jakiej mu pisała żona. Lecz w obozie nawet takie myśli pojawiły się przelotnie i zawsze kończyły się powrotem do smutnej rzeczywistości: "Zresztą czy wyjdzie kiedyś na wolność? Nie dołożą mu nowej dziesiątki - za nic''.

Więźniowie w łagrze (ściślej w zonie, w swoim baraku) - jak by to dziwnie nie brzmiało - znajdują się w domu: "Teraz można się rozpinać nic strasznego, idziemy do domu. Właśnie tak wszyscy mówią: . Innego domu nie ma, choćbyś i wspominał w ciągu dnia".

I nie jest to tylko ironiczne stwierdzenie. Łagier istotnie trzeba było uważać za rodzaj domu; ciągłe myślenie o wolności zabiłoby. Owszem, można było wspominać o prawdziwym domu, snuć plany na przyszłość - ale tak jak to robił Szuchow - wolność była zbyt daleka i zbyt niepewna by o niej permanentnie myśleć. Chociaż - z całą pewnością - ta niepewna nadzieja pozwalała dożyć więźniom końca wyroku.

Traktowanie obozu jako pewnego rodzaju domu znamionowało - chyba najbardziej rozpowszechnioną postawę - życia z dnia na dzień. Liczyła się tylko chwila:

"Zaczął jeść. Najpierw po prostu wypił płyn. Kiedy ciepło rozlało się po całym ciele, wszystkie wnętrzności Szuchowa aż zadrżały, w oczekiwaniu bałandy. Do – o – bre! Oto ta krótka chwila dla której żyje zek! Teraz już nic Szuchowowi nie przeszkadza – ani, że wyrok za duży, ani że dzień długi, ani to, że znowu nie będzie niedzieli [tzn. wolnej niedzieli] Myśli teraz: jakoś się przeżyje! Przeżyjemy wszystko, da Bóg, dożyjemy końca!".

Między tymi chwilami oczywiście był cały obozowy dzień wypełniony pracą. Ale do pracy – o ile nie była mordercza – dało się przyzwyczaić. Aleksander Sołżenicyn pisał, że pracę Szuchow musiał pokochać aby odnaleźć sens obozowej egzystencji. Być może i w tym jest jakaś prawda. Z czasem obóz naprawdę mógł stać się domem. (Nie bez powodu jedno z ostatnich zdań, ,Jednego dnia…" brzmi: "Minął dzień niczym nie zamącony, nieomal szczęśliwy").

Po odbyciu kary część więźniów nie potrafiła ułożyć sobie życia na wolności i – rzecz dziwna – tęskniła za obozem. Tam wszystko było proste:

"W łagrach i więzieniach odwykł Iwan Denisowicz od planowania, co będzie jutro czy za rok. Jak rodzinę wyżywić. O wszystko naczalstwo za niego się troszczy – może to i lepiej. Ale co będzie na wolności?".

Być może u byłych zeków występowała coś podobnego co Gieorgij Władimow – podobno na podstawie autentycznego wydarzenia – przedstawił w "Wiernym Rusłanie" (gdzie pies obozowy – tytułowy Rusłan – po zlikwidowaniu obozu dalej żyje tak jakby był w obozie; być może coś też jest w określeniu "bolszaja zona" na Związek Radziecki.

Niewątpliwie najłatwiej łagier znosili ludzie wierzący – jak baptysta Alosza –

"Łagier po nich jak po gęsi woda. Po dwadzieścia pięć lat dostali za swoją wiarę – czy naprawdę zamierzano baptystów od wiary tym odepchnąć"


Traktowali oni – jeśli przez przeżycia obozowe nie zaparli się Boga – niewolę nie jako karę za jakieś wyimaginowane przestępstwa, lecz jako za szkołę duchową, z której się wychodzi mocniejszym i bliższym Bogu –



"Nie o to trzeba się modlić (…) Co ci z wolności? Na wolności resztki twojej wiary zarosną cierniami! Ciesz się, że jesteś w więzieniu! Tutaj masz dosyć czasu, żeby pomyśleć o swojej duszy!".

Tacy ludzie jak Alosza najczęściej przeżywali (o ile to było możliwe) obóz.
Data:
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.