Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Jawna, publiczna degradacja.

Artykuł o dziennikarzach i dziennikarstwie w Rosji i na Ukrainie. Próba udzielenia odpowiedzi na pytanie o przyczyny upadku moralnego wielu dziennikarzy, wymienionych tu z imienia i nazwiska. Do poczytania i zastanowienia.

Jawna, publiczna degradacja.

Źródło: http://grani.ru/opinion/portnikov/m.236377.html

O Autorze:

Witalij Portnikow – urodzony 14 maja 1967 r. w Kijowie ukraiński dziennikarz i publicysta. Komentator radio „Swoboda”, autor analitycznych artykułów publikowanych w ukraińskiej i rosyjskiej prasie.

 

Publiczna degradacja

Pamiętam Miszę Leontiewa, kiedy był korespondentem „Atmody” – gazety Ludowego Frontu Łotwy. Na stronach pierwszej w Związku Radzieckim rzeczywiście wolnej gazety – w Moskwie można ją było kupić tylko w „rurze” na Armacie – Misza tak przekonująco opisywał przyszły krach gospodarczy imperium i głupotę nim rządzących, że jeszcze długo uważałem go za najlepszego liberalnego dziennikarza mojego pokolenia. I najbardziej przekonanego – jakby nie było, miał przecież za sobą samą gospodarkę.

Pamiętam Dimę Kisielowa w cieniu kwitnących kijowskich kasztanów, szczęśliwego, że udało mu się wyjechać z dusznej Moskwy, gdzie dla tego eleganckiego i wykształconego człowieka nie znalazło się miejsca. Dima, jak mówił, przyjechał do Kijowa, żeby europeizować radzieckie ukraińskie dziennikarstwo. Nowym kolegom przedstawiał się w obecności Wiktora Jerofiejewa, z którym przyleciał z Moskwy, by pisarz, znany nie tylko w Rosji, ale i na Zachodzie, opowiedział Ukraińcom jak należy się zmieniać. Przywiózł ze sobą całą kolekcję własnych programów o europejskich wartościach i pokazał w TV, by telewidz widział jak trzeba żyć i jaki wspaniały świat otwiera się za zachodnią granicą wtedy jeszcze nieuleczalnie radzieckiej Ukrainy. I nawet jego festiwal jazzowy, organizowany na obecnie anektowanym Krymie, był odłamkiem tego europejskiego marzenia Dimy Kisielowa.

Pamiętam Wołodię Sołowiowa na obiedzie u ambasadora Stanów Zjednoczonych Alexandra Vershbow. Ambasador zaprosił najbardziej znanych liberalnych dziennikarzy rosyjskich, by porozmawiać z nimi o możliwych zagrożeniach dla wolności słowa. I Wołodia – zajmował oczywiście honorowe miejsce za tym stołem – zgadzał się, że zagrożenia są, a pieniędzy nie ma. I właśnie gdyby Amerykanie mogli pomóc nie tylko słowami i dyplomatycznymi notami, ale i pieniędzmi…

Pamiętam Pietię Tołstoja, całkiem młody był, zdaje się, że jeszcze wtedy studiował na wydziale dziennikarstwa. Pietia był do takiego stopnia „nie stąd”, wyglądał jak rosyjski emigrant, którego niesprawiedliwy los przez przypadek wyrzucił do naszej sowieckiej galaktyki, że nawet w tym rosyjskim dziennikarstwie po pieriestrojce nie znajdował sensu i zwyczajnej swobody i uczciwości myśli. Pietia czytał francuskie – w sensie po francusku, który tak lubił jego prapradziad – powieści, pracował w Le Monde i dla France Presse oraz starał się wyglądać jak hrabia, a nie lokaj, co w jego przypadku było całkowicie zrozumiałe.

Pamiętam Witalija Trietiakowa opowiadającego mi w stołówce komisji parlamentarnych na Nowym Arbacie, jakąż to uczciwą będzie „Niezawisimaja Gazieta”: przecież nawet „Moskowskije Nowosti” są pod kontrolą, nie wszystko puszczają, grają z reżimem, a on, Witalij, nie dopuści do takiego lizusostwa. I ja wierzyłem, bo studenci, którzy przychodzili na konkursy twórczości na wydział dziennikarstwa, pokazywali mi podpisane przez zastępcę redaktora Trietiakowa szpalty z artykułami, które następnie odrzucała redakcja głównej gazety pieriestrojki.

Pamiętam Wołodię Kulistikowa w biurze „Radio Swoboda” – on właśnie uczył kolegów odróżniać prawdziwe newsy od manipulacji i wyrzucać kłamstwa do kosza. Wołodia miał oko jak diament, więc nie warto było nawet próbować oszukać „Radio Swoboda”. Wołodia mógł sam wszystkich oszukać, ale żeby jego, to już pardon. Wołodia odnosił się z obrzydzeniem do kłamstwa, wykrzywiało go, jak przy fizycznym bólu, kiedy na biurko dostawał agitację zamiast wiadomości.

Pamiętam… pamiętam tylu kolegów, jak byli przyzwoici i profesjonalni, że jeśliby odrzucenie przyzwoitości oznaczało śmierć to ich ciała zapełniłyby niejeden masowy grób rosyjskiego dziennikarstwa. Ciekawi mnie, czy zawsze byli tacy ubodzy, czy też mimo wszystko zepsuła ich kwestia mieszkaniowa? Co to było? Strach, pieniądze, próżność, „po nas choćby potop”?

Wszyscy przecież weszli w dziennikarstwo właśnie dlatego, że pieriestrojka wymiotła z partyjno-radzieckiej prasy całe pokolenie ich poprzedników. Pracowałem i z tymi, i z tamtymi i muszę zaświadczyć, że ci, których wymiotło okazali się o niebo bardziej moralni i profesjonalni, niż ci, którzy ich zmienili. Bo wspominam Adżubeja. Albo Bowina. Albo Kondraszowa. Albo Gieorgija Kaprałowa. Albo Gubariowa… A przecież byli to ludzie, którzy pracowali w warunkach najokrutniejszego ideologicznego nacisku i w najprawdziwszym dziennikarstwie łobuzów. Ale ani jeden z nich nie rozmył się do stanu wstrętnej rozlazłej plamy, jaka wypełnia współczesny ekran telewizora. Dlaczego tamci mogli, a ci nie?

W Kijowie też nigdy nie było lekko, ale tu jest inne zjawisko. Tutaj łobuzy profesjonaliści i grafomani często grają przyzwoitych zawodowców, rozumiejąc, że tylko w ten sposób mogą uzyskać przychylność publiki, szacunek polityków, nagrody, pieniądze, a nawet mandaty poselskie. Jednakże gdy, uchodzący za przyzwoitych i profesjonalnych ludzie, prześcigają się w podłościach i który jest większym beztalenciem, najprawdopodobniej również oczekując przychylności publiki, szacunku polityków, pieniędzy i stanowisk, to to jest dla mnie absolutnie nie do pomyślenia.

I zaczynam się obawiać, że rzecz nie jest w nich samych, a właśnie w publice. Kiedy publika wywołuje zło na bis, to jakiemukolwiek żądnemu oklasków i pokłonów aktorowi bardzo trudno jest zrezygnować z wystąpienia. Dziennikarstwo nie jest zawodem pozwalającym łatwo przeciwstawiać się pokusom. Tutaj odmowa bisowania to jest wyczyn, a czytelnik nie ma pojęcia, ile wysiłku kosztuje pozostawanie samym sobą. Lecz kiedy słyszę, że wszyscy ci kisielowowie-sołowiowowie zgubili Rosję, to zawsze mogę przypomnieć, że wcześniej Rosja ich samych zniewoliła i zgubiła. I nawet jeśli ten proces wzajemnego robienia z siebie durnia odbywał się równolegle, to dla publiki i tak nie ma żadnego usprawiedliwienia.

rosyjskieklimaty

Rosyjskie Klimaty - https://www.mpolska24.pl/blog/rosyjskie-klimaty1

Czasem o Rosji, Ukrainie, czasem o Polsce i pozostałym świecie, zawsze o ciekawym.
©Copyright by Rosyjskie Klimaty. All rights reserved.
Twitter: https://twitter.com/RussianClimates
Facebook: https://www.facebook.com/RosyjskieKlimaty

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.