Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Wypijmy za błędy

Janusz Palikot przeprasza za błędy. Nie wiem, czy także wypił za błędy, ale gdyby to zrobił - miałby kaca do nowego roku. Oczywiście 2016.

Nie było chyba dotąd na polskiej scenie politycznej człowieka, który w takim stopniu zawiódłby pokładane w nim nadzieje. Zerwanie Palikota z Platformą, rezygnacja z mandatu, postawienie wszystkiego na jedną kartę, zdobycie ponad 10% głosów i wejście do Sejmu jako trzecia siła polityczna przypominało tornado na gnuśnej i zdominowanej od lat przez dwie partie scenie politycznej. Było to tym bardziej efektowne, że Palikotowi mało kto dawał jakiekolwiek szanse. A jednak mu się udało. I w zasadzie to było wszystko, co mu się udało. Bo zaraz potem zaczął pasmo fatalnych błędów, które kontynuował zapominając o starej maksymie: „jeśli kolejna osoba mówi ci, że masz ogon, to się obejrzyj”.

Wymieniać rzeczonych błędów nie ma sensu, zrobił to sam zainteresowany ( http://januszpalikot.natemat.pl/127909,przepraszam-za-bledy ), natchniony być może przedświątecznym klimatem, a może po prostu przyszpilony kalendarzem wyborczym. Ile w tym szczerości, tego oczywiście nie wiemy, ale biorąc pod uwagę wysoką pozycję lidera TR w rankingach nieufności polityków, mała jest szansa, że wyborcy wezmą sobie te przeprosiny do serca.

Nieskromnie przypomnę, że o gigantycznym błędzie, jakim była koalicja Palikota z postkomunistami, pisałam w mediach społecznościowych (wraz z innymi komentatorami) już wiele miesięcy temu. Nie mam pojęcia, jak można było wpaść na pomysł, że bratanie się z dość zużytymi już twarzami lewicy może stanowić jakikolwiek walor dla młodego, liberalnego elektoratu, jaki zaufał młodej formacji. Nie mam pojęcia, jak można się było tego tak uparcie trzymać.

Jak można było wykonać tak wielką robotę przy budowaniu nowej partii, obudzić nadzieję tylu ludzi i osiąść na laurach zaraz po wejściu do Sejmu. Jak można było nie skorzystać z szansy na zmianę i mrówczą pracą przez kolejne cztery lata nie zwiększać poparcia – z tamtych 10% do nawet 20 w 2015. To było do zrobienia. To było realne. Jest w Polsce niezagospodarowany elektorat. Rzecz w tym, że Janusz Palikot nie tylko zawiódł nadzieje tych ludzi, ale przy okazji ośmieszył idee, jakie niósł na sztandarach. Zrobił to rozkładając niewłaściwie akcenty i kontynuując politykę eventów, zamiast zwyczajnie spoważnieć i zyskać wiarygodność.

To było oczywiście trudne, bo wprowadził do Sejmu ludzi-zagadki. Z perspektywy widać, że znakomita ich część jest zupełnie przypadkowa i zniknie po tej jednej kadencji. Innym politykowanie i bywanie w mediach spodobało się na tyle, że zaczepią się tam, gdzie ich zechcą i gdzie pojawi się szansa na przedłużenie sejmowego bytu. Ale miał Palikot w swoim otoczeniu także ludzi zdolnych, ideowych, z wielkim potencjałem. To na ich bazie należało budować nową jakość, a nie rzucać się od pomysłu do pomysłu, od akcji do akcji, do awantury do awantury.

Ludzie nie chcą awantur. Mają je na co dzień w wykonaniu znanych już sobie partii. Spora część wyborców liczyła po prostu na zmianę. Należało więc budować pozycję partii, wprowadzając jakościową zmianę do polityki, która zaprocentowałaby zwiększającym się poparciem i dawała fundament do zmian ustawowych.

Tego się nie robi w jedną kadencję. To plan na co najmniej osiem lat. Wymaga ciężkiej pracy, dobrej organizacji i cierpliwości. W jedną kadencję można za to koncertowo rozwalić partię, co wszyscy właśnie obserwujemy.

Największy nawet światopoglądowy liberał przyzna, że podstawą egzystencji są kwestie gospodarcze. Nie rezygnując z walki o świeckie państwo i wspierając wszelkie cywilizowane rozwiązania prawne, należało położyć nacisk właśnie na kwestie ekonomiczne. Mówiąc jak najprościej, dla ludzi najważniejsze jest opłacenie rachunków, spłata na czas kredytów, swoboda działalności gospodarczej, proste podatki, budzący zaufanie system emerytalny, miejsca pracy. Wszędzie, nie tylko w Polsce. Tu należało mówić jednym głosem, a nie rzucać się od koncepcji Ikonowicza do Gibały. Tu należało do znudzenia zgłaszać projekty, robić wokół nich szum, budować koalicje.

Rzecz w tym, że kwestie światopoglądowe, choć bardzo ważne, zawsze będą dzielić ludzi. A już szczególnie w kraju takim jak Polska, gdzie pokutuje dziedzictwo komunizmu, którego mentalnym wytworem jest niechęć do samodzielnego myślenia i gdzie Kościół - korzystając ze swoich historycznych zasług i przy akceptacji wielu polityków - rości sobie prawa do ingerowania w proces legislacyjny.

Postulaty światopoglądowe nigdy nie staną się trampoliną do zbudowania odpowiednio mocnego poparcia. Związki partnerskie, konwencja antyprzemocowa, in vitro, liberalizacja ustawy antyaborcyjnej, odpis podatkowy na Kościół – tych spraw nie wprowadzi się w Polsce przez robienie wokół nich krzyku czy eventów, tylko przez zbudowanie sejmowej większości, która będzie w stanie wygrać głosowanie. Poparcie społeczne dla tych kwestii jest, co wykazują badania opinii i styl życia Polaków. To bardziej konserwatywni niż społeczeństwo politycy tworzą nieistniejące podziały i konflikty, próbując zbić na tym kapitał.

Sukces Roberta Biedronia w Słupsku wyraźnie pokazuje, co dla ludzi jest naprawdę ważne, a mądre słowa pewnej słupszczanki „przecież wybieraliśmy człowieka na prezydenta, nie do łóżka”, wyraźnie pokazują listę priorytetów. I chwała Biedroniowi, że nie daje się wciągnąć w głupie dyskusje o zdejmowaniu krzyży. On, zdaje się, doskonale wie, po co został wybrany. A przecież także jemu na początku nikt nie dawał większych szans – jak Palikotowi w 2011.

Uczeń prześcignął mistrza. Mistrz musi zrozumieć, że czas na nowych ludzi.


Data:
Kategoria: Polska
Tagi: #

Agnieszka Gozdyra

Agnieszka Gozdyra - https://www.mpolska24.pl/blog/agnieszkagozdyra

Dziennikarka Polsat News. Warszawianka. Lubię: konkret, koty, kryminały. Prowadzić auto. Być w drodze. Wracać do Wawy. Nie lubię tłumu. Nie znoszę głupoty.

Komentarze 1 skomentuj »

Odniosę się tylko do paru kwestii. Niechęć do samodzielnego myślenia to nie wytwór komunizmu , bo wtedy ludzie byli bardzo krytyczni i musieli być bardzo kreatywni. Ta niechęć to w dużej części działalność współczesnych nieuczciwych i sprzedajnych mediów i nieuczciwych i sprzedajnych dziennikarzy. Lepią one nowego człowieka, niestety z dość dużymi sukcesami.Czesław Małkowski w Olsztynie przegrał bo zabrakło mu ledwie 500 głosów.Jego wyborcy też wybierali człowieka na prezydenta a nie do łóżka.Który z polityków najbardziej zawiódł? Palikot, wolne żarty. Proszę popytać wśród milionów Polaków , tych na najnowszej emigracji.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.