Szwecja jest oddalona od nas tylko o kilkaset kilometrów ale jest to zupełnie inny świat. Szwedzcy politycy mają zupełnie inne standardy moralne niż nasi "mężowie stanu" z Afganistanu, a szwedzka opinia publiczna ma łatwy dostęp do wszystkich szczegółów finansowych aktywności ministrów i innych rządowych notabli.
To brzmi dziwnie w naszym (podobno europejskim) grajdołku, ale szwedzki obywatel ma prawo wiedzieć jak politycy wydają pieniądze. Dostęp do dokumentów publicznych jest w Szwecji bardzo łatwy, można pójść do urzędu i poprosić o dowolne dokumenty publiczne (nieobjęte klauzulą tajności). Także dokumenty przetargowe.
Szwedzcy politycy wiedzą, że są rozliczani przez podatników i że mogą być w każdej chwili skontrolowani. I to bez łaski tak jak w III RP, gdzie trzeba pokornie na kolanach prosić o wgląd w dokumenty a każda próba kwestionowania przekrętów władzy, tak jak w przypadku marszałka Radka, zamiast odpowiedzi czarno na białym może skończyć się pozwem sądowym mecenasa Giertycha!
Były rozkład jazdy BOR z marszałkiem Radkiem to nie żadna tajemnica państwowa. Szwedzki polityk który mataczy tak jak Radek, wyleciałby z hukiem już pierwszego dnia kontrowersji.
W 1995 roku szwedzki dziennik "Expressen" ujawnił, że szwedzka minister kultury Mona Sahlin używała wcześniej w latach 1990-91, jako minister pracy, służbowej karty kredytowej do prywatnych zakupów, wynajmu samochodów i wyciągania gotówki z dystrybutorów bankowych. Wśród zakupów były dwie tabliczki czekolady Toblerone, które dały nazwę aferze minister Sahlin, "Aferze Toblerone".
Minister Sahlin tłumaczyła się najpierw, tak jak Radek, że procedury były nieścisłe. Musiała jednak zwrócić kasę a opinia publiczna wydala na nią jednoznaczny wyrok, minister Sahlin musiała podać się do dymisji. Od tamtego czasu pani Sahlin powróciła do polityki, podtrzymywana wiernie przez swoją partię, ale nie ma już szans na wielką polityczną karierę.
Gdyby Radek zapłacił w Sztokholmie 400 Euro za prywatną kolacyjkę z Rostowskim, na rachunek Ministerstwa Spraw Zagranicznych Szwecji, to miałby już od dawna prokuraturę na karku. W Szwecji zasady zobowiązują.
Jak Szwedzi widzą panią minister Sahlin