Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Wybory samorządowe, czyli zbierasz co zasiałeś

Zbierasz to, co zasiałeś. Politycy nie chcą pamiętać o tej prostej zasadzie (bo nie wierzę, że jej nie znają) i wolą siać zamęt, krzycząc o wyborczych fałszerstwach i machlojkach. Jasne, tak jest prościej, tylko że nie likwiduje to problemu.

Problemem podstawowym jest duża liczba nieważnych głosów – prawie jedna piąta w głosowaniu do sejmików. Czyli co piąty wyborca na tym szczeblu samorządu albo świadomie wrzucił pustą kartę (w poprzednich latach to było nawet 70% głosów), albo nieświadomie oddał głos wadliwie, albo też całkiem świadomie chciał zagrać na nosie politykom dopisując na karcie głupoty. Jego prawo. Ale politycy – wszystkich partii – powinni zastanowić się, co zrobić, by w przyszłości o wyniku wyborów nie decydowali ci, którzy nie potrafią zagłosować lub nie robią tego jak należy z innych przyczyn. W przeciwnym razie problem nie dość, że pozostanie, to jeszcze - jak pokazują statystyki – będzie się powiększał.

Oczywiście możemy krzyczeć o sfałszowaniu wyborów, skoro robią to tak znani politycy jak były minister sprawiedliwości (!) Jarosław Gowin, który wpis w tej sprawie zamieścił na Twitterze ponad pięć godzin przed sobotnią konferencją PKW. Gowin stwierdził, że to „IPSOS podał wyniki prawdziwe. A PKW.. takie, jakie miały być”. Zatem parafrazując stare hasło Platformy „nie róbmy polityki, budujmy mosty” – „nie róbmy wyborów, organizujmy sondaże”. Trochę tylko szkoda, że pisze to były minister – ale jednak pamiętajmy, że walczący o polityczne życie u boku Jarosława Kaczyńskiego.

Ok. Wybory sfałszowane. Czy ja dobrze pamiętam, że w każdej komisji wyborczej PiS miał swoich mężów zaufania? To albo ich wymieńcie, bo słabo pracowali i nie dostrzegli tego wielkiego fałszerstwa albo pokażcie dowody, drodzy państwo. Tertium non datur.

A jeśli nie macie dowodów i jedynym pomysłem jest teraz organizowanie manifestacji i wyprowadzanie ludzi na ulice, to słabo. Bo udowadniacie, że nie zależy wam na prawdziwej zmianie, czyli na przeorganizowaniu wyborów tak, by ludzie rozumieli, o co w nich chodzi i by wynik pokazywał rzeczywiste intencje głosujących, a nie, jak to teraz często bywa: „nie znam gościa, ale ma śmieszne nazwisko, to co mi szkodzi na niego zagłosować”.

Pamiętacie, jak wyglądała kampania wyborcza do samorządów? Ja też nie. Bo kampanii tak naprawdę nie było. Były wielkie konwencje, na których mówiono o sprawach ogólnopolskich, a politycy nastawiali się już de facto na przyszłoroczne wybory parlamentarne. Na płotach i słupach zawisły za to tysiące plakatów i ulotek z często przygłupimi hasełkami i zdjęciami kandydatów, którzy zamiast głowy mieli dynię albo połowę oblicza stanowił kwiat (tak, słynna pani Półbratek). Jeszcze inni robili z siebie pośmiewisko fałszując jakieś piosneczki na YouTube. Zróbcie rachunek sumienia, kandydaci. Kto z Was opowiadał wyborcom, o co w tym wszystkim chodzi? Co właściwie robi taki sejmik i jakie ma kompetencje? Skąd ci biedni ludzie mają to wiedzieć? Serio wierzycie w to, że sami będą grzebać w Internecie i zdobywać wiedzę o działaniu sejmików wojewódzkich? Otóż nie, nie będą. I żeby nie było: wyborcy nie są głupi. Ale człowiek jest z natury leniwy. A jeśli przez całą kampanię większość z Was udawała trefnisiów zamiast wykonać pracę u podstaw, to powtarzam: macie to, co zasialiście. Nie szanujecie ludzi, ludzie nie szanują Was. Proste.

Od lat największa liczba głosów nieważnych jest właśnie do sejmików. Ludzie potrafią wybrać wójta, burmistrza, prezydenta, jeszcze jakoś tam radnego miasta czy gminy, choć ze znajomością kandydatów też jest słabo. Ale sejmiki to czarna magia. Teraz liczba nieważnych głosów jest wprawdzie rekordowa, ale co tu dużo gadać – ta kampania biła rekordy głupoty, to chyba przyzna każdy. Sieć przez wiele tygodni natrząsała się z tego, jak próbują zaistnieć kandydaci. Internauci stworzyli słynny ranking #perłykampanii (przypomnijcie sobie). O ile w poprzednich wyborach jeszcze gdzieś ktoś starał się zaistnieć merytorycznie, tak teraz średnia tego, co zafundowano wyborcom była miażdżąca. Śpiewy, tańce, recytacje, śmieszne fotki i ulotki okraszane często gęsto żenującymi bykami ortograficznymi nie wytłumaczą ludziom zasad działania różnych szczebli samorządu. No niestety, ale nie.

Zresztą pomyślcie chwilę sami. Zatrudniliście sobie sztaby, które nie potrafią Wam napisać poprawnie po polsku, bez byków, ulotki (nie ustrzegła się tego nawet Hanna Gronkiewicz-Waltz), a wymagacie od ludzi, żeby bezbłędnie zagłosowali w sejmikach. Aha.

Tak, wiem. W maju też była książeczka i znacznie mniej nieważnych głosów. Ale wybory do PE są prostsze, a wyborcy bardziej znani. W wyborach do Parlamentu Europejskiego jest najniższa frekwencja i głosują najbardziej uświadomieni wyborcy. To wybory samorządowe są najtrudniejsze, choć wielu osobom wydają się banalne. Nic bardziej mylnego.

Refleksja. Dobra zmiana musi się zacząć od autorefleksji i samokrytyki. Tak, wiem, że o nią najtrudniej. Ale bez tego niczego nie będzie, cytując klasyka. A raczej będzie tylko gorzej.

Słucham inteligentnego polityka, Pawła Kowala. Krzyczy, że źle zorganizowano wybory, np. niezgodnie z przepisami przygotowano książeczkę wyborczą. Pytam więc: od kiedy Pan o tym wie? Bo to, że będziemy głosować za pomocą tej nieszczęsnej książeczki, PKW ogłosiła jeszcze w sierpniu. To może trzeba było wtedy podnosić larum, a nie siedzieć cicho do czasu, aż wybory się zakończą.

Podobnie wszyscy politycy przez lata patrzyli na nieporadność członków Państwowej Komisji Wyborczej. Dobrze było się natrząsać, prawda? Nazywać starszych ludzi „leśnymi dziadkami”? Tak, są nieporadni. Tak, mnie też wkurza, gdy z redakcji dzwonimy enty raz do PKW z konkretnym pytaniem, czy to i to jest złamaniem ciszy wyborczej, ale nie możemy uzyskać konkretnej odpowiedzi i w zamian słyszymy „lepiej tego nie robić”. W sądzie wątpliwości działają na twoją korzyść, w PKW odwrotnie. No szlag by to. Wszyscy widzieli i wiedzieli, wszyscy się nabijali, nikt nic z tym nie zrobił. Wiadomo, kto powołuje ludzi do PKW, wiadomo, kto podpisuje nominacje. Trzeba było działać wcześniej. Powołać odpowiednich, energicznych i zorientowanych w realiach ludzi, a nie czekać na skandal, który się wydarzył. Winni są wszyscy, którzy czekali. 

Że co? Że mądry Polak po szkodzie? Niestety, podobno i przed szkodą, i po szkodzie głupi.

Na koniec. Mnie też nie podobały się te wybory. Cholernie mi się nie podobały, bo ośmieszyły mój kraj. Wolałabym, żeby wszystko odbyło się inaczej. Ale jestem legalistką. Trafiają do mnie argumenty, że unieważnić się nie da. Jedyne, co możemy zrobić, to zjednoczyć siły – wszyscy: politycy, media, wyborcy – by podobna żenada więcej nie psuła święta demokracji, jakim powinno być głosowanie na ludzi, którzy mają nas reprezentować.

Ale to będzie wymagać od wszystkich ciężkiej pracy. I dlatego, znając realia, jestem – niestety - pesymistką. 

Data:
Kategoria: Polska
Tagi: #

Agnieszka Gozdyra

Agnieszka Gozdyra - https://www.mpolska24.pl/blog/agnieszkagozdyra

Dziennikarka Polsat News. Warszawianka. Lubię: konkret, koty, kryminały. Prowadzić auto. Być w drodze. Wracać do Wawy. Nie lubię tłumu. Nie znoszę głupoty.

Komentarze 6 skomentuj »

Ryba psuje się od głowy. Politycy wspinają się na szczyty hipokryzji hejtując wybory i zapominając, że to oni stworzyli system wyborczy tak jaki jest. To oni od 25 lat odpowiadają za to, że my Polacy odsuwamy się od polityki, że rośnie absencja wyborcza, że przestajemy interesować się życiem publicznym. To ich wina. Również się wkurzyłem, szukam metod sanacji tego syfu, piszę artykuł :-) Pozdrawiam.

Z powtórzeniem wyborów nie chodzi tylko o to, że mogły być oszustwa. Przecież minął tydzień od wyborów a my nie znamy ich pełnych wyników - to jedno. Samo to co się działo wokół liczenia wyników przez PKW, napływające doniesienia o błędach systemu informatycznego - tych prawdziwych i tych wyimaginowanych - dają podstawę do wątpliwości - czy PKW w końcu policzył to prawidłowo (to nie ma nic wspólnego z ewentualnym fałszowaniem)

W 2010 roku wybory samorządowe były w części sfałszowane. Mechanizm dokonywania fałszerstw został przedstawiony w książce “Każdy głos się liczy”. Tutaj jest odpowiedni fragment mówiący o tym: www.kazdyglos.eu/download/anomalie.pdf Chociaż mowa w nim tylko o “niepokojącym zjawisku”, to warto dodać, że prof. Rzążewski, współautor książki, w rozmowie radiowej powiedział wprost o “oszustwie wyborczym” na Mazowszu. http://www.polskieradio.pl/23/266/Artykul/1159764,Co-matematyk-ma-do-powiedzenia-o-wyborach-politycznych. Pomimo zgłaszania podejrzenia oszustw wyborczych (m.in. przez KNP) nie były wszczynane śledztwa, a sądy rozstrzygały, że ewentualne oszustwa i tak nie zmieniłyby wyników wyborów i zatwierdzały wyniki. W tym roku skala oszustw dokonanych według opisanego w książce sposobu jest znacznie większa: http://www.wyborynamapie.pl/samorzadowe2014/samorzadowe.html
To, że nie złapano nikogo za rękę, nie oznacza, że nie było przestępstwa.
Na ulicy leży trup i widzący to ludzie krzyczą: Zbrodnia! Zbrodnia!
Władza mówi, że śledztwa nie będzie bo nie widać obrażeń na ciele, a gdy nie widać obrażeń szaleństwem jest mówienie o możliwości zabójstwa. W dodatku podobno słowo “zbrodnia” jest przez krzyczących wymawiane niewłaściwie i najgłośniej krzyczą ludzie, którzy są niewiarygodni. Taką pseudo logikę próbuje nam się teraz “wdrukować”.
Poprzednio oszustwa zostały zamiecione pod dywan. Pomimo istnienia niepokojących sygnałów i ludzi mówiących o nich nie zrobiono nic, ani dla wyjaśnienia, ani dla zapobieżenia.
Istnienie oszustw jest oczywiste. Jeśli ktoś boi się dosadności tego stwierdzenia niech mówi o oczywistej obecności “niepokojących sygnałów” i żąda ich wyjaśnienia. Kierowanie uwagi na Kowala, Gowina Kaczyńskiego, Millera i innych, którzy próbują znaleźć się w światłach skierowanych na czoło pochodu sprzeciwu jest próbą odwrócenia uwagi od głównego problemu.
W Pani programie telewizyjnym prof. Gwiazdowski w jasny sposób przedstawił historię degrengolady polskiego systemu wyborczego wraz z jego zwieńczeniem w postaci niewydolnych sądów nie będących w stanie rozstrzygać szybko i skutecznie wątpliwych sytuacji. Brzmiało to nader przekonującą, można było odnieść wrażenie, że również dla Pani… “Państwo istniejące teoretycznie” gdzie święty spokój jest dla rządzących, a dla poddanych “ch…, d… i kamieni kupa” – ten stan rzeczy utrwalamy udając, że nie widzimy trupa na ulicy.

Krótkie pytanie. Dlaczego po tak udanych na Mazowszu dla PSL wyborach w 2010 r zmieniono prawo i zwolniono komisje z obowiązku informowania dlaczego dany głos jest nieważny? Zapewne przypadek.Trochę nie na temat. Czy słuchała Pani piosenek Darlene Zschech? Jakoś nieodparcie Darlene kojarzy mi się z Panią , choć niestety jesteście przeciwieństwami.Proszę nie traktować tego jako złośliwość.

"Zróbcie rachunek sumienia, kandydaci. Kto z Was opowiadał wyborcom, o co w tym wszystkim chodzi? Co właściwie robi taki sejmik i jakie ma kompetencje? " Dziennikarze pierwsi powinni uderzyć się w piersi i posypać głowę popiołem. Do nich bowiem głównie należy zadanie rzetelnego, bezstronnego informowania społeczeństwa, tzw. oświecanie "ciemnego ludu". Chętnie przeczytam napisany przez Panią artykuł wyjaśniający meandry wyborów samorządowych. Pozdrawiam.

Krótkie uzupełnienie.Dzisiaj na salon24 przeczytałem ,że w 2010 r książeczki do wyborów były używane tylko na Mazowszu.PKW miała prawie cztery lata aby przeanalizować zaistniałą sytuację i wyciągnąć wnioski.No i wyciągnęła.I jeszcze mała poprawka dotycząca Darlene Zschech. Nie tyle jesteście Panie swoimi przeciwieństwami, co stoicie po przeciwnych stronach barykady.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.