Do wczoraj główny ciężar dowodu brali na siebie sędziowie z Państwowej Komisji Wyborczej i pracownicy Krajowego Biura Wyborczego. Wykazując się całkowitym brakiem wyobraźni i kompetencji, zamówili system informatyczny do liczenia głosów na 3 miesiące przed wyborami – co oczywiście nie mogło się udać. I się udało: system padł. Sięgająca 20-25% liczba głosów nieważnych być może w jakiejś mierze jest spowodowana fałszerstwami wyborczymi (jeśli tak – to kto tego nie dopilnował?), być może w części winę ponoszą politycy, którzy – jako ustawodawca – wymyślili tak skomplikowaną ordynację wyborczą. Ale jakąś część odpowiedzialności ponosi też PKW – wszak to ona akceptowała i sponsorowała filmiki instruktażowe, które mówiły, że „na każdej karcie tylko jeden krzyżyk”. Niby to prawda – tyle że w przypadku wyborów do sejmików „kartą” była książeczka, a ta składała się z kilkunastu kartek. I wielu wyborców te kartki brała za karty. I na każdej stawiali krzyżyk. A tym samym unieważniali swój głos.
Ale dość pastwienia się nad PKW. Teraz zajmijmy się jej obroną. A raczej skandalicznym brakiem takowej. Wczorajszy najazd narodowców, Braunów i nowo-prawicowców na PKW pokazał, że w wyścigu, kto pierwszy udowodni, że „państwo praktycznie nie istnieje”, na czoło zaczynają wysuwać się siły porządku (sic!). Oto bowiem narodowcy, Braun, Stankiewicz i cała rzesza „prawdziwych patriotów” namawiała się w sieci na zadymę pod PKW od wielu godzin. A policja? – nic! Pod wieczór zjawili się tłumnie pod PKW. A policja? – nic! Weszli do środka (tu wytłumaczenie dla Czytelników spoza Warszawy – weszli tak naprawdę na teren Kancelarii Prezydenta, bo tam urzęduje PKW). A policja? – nic! Państwowa Komisja Wyborcza tracąc w ten sposób możliwość normalnego funkcjonowania (i nie ważne tu na ile było ono i jest efektywne), wydaje komunikat o zawieszeniu swojej pracy. A policja? – nic! Dopiero po 6 godzinach policja wkracza i wyprowadza na zewnątrz tych „patriotycznych dżentelmenów” i jedną równie „patriotyczną damę”. Inna sprawa, że i w tej sprawie PKW nie jest bez winy i najpierw sama – kolokwialnie rzecz ujmując – musiała stracić rozum. Bowiem – jak podają media – pierwsi z okupujących potem siedzibę PKW weszli na jej teren na zaproszenie (!) PKW. To wszystko razem w głowie się nie mieści.
Nad państwem, które w XXI wieku nie jest w stanie w ciągu 48 godzin podać nie budzących wątpliwości wyników wyborów, trzeba się pochylić jak nad kimś, kto nie jest najlepszego zdrowia. Ale co powiedzieć o państwie, które w trakcie liczenia wyborczych głosów, nie jest w stanie zapewnić absolutnego bezpieczeństwa instytucji będącej najwyższym organem wyborczym tegoż państwa? Bo powiedzieć, że się ośmiesza, to za mało.