Widać mało było nam jeszcze wstydu na arenie międzynarodowej, więc teraz pan marszałek Sejmu RP (podobno władający językiem angielskim) kłóci się publicznie z młodym amerykańskim dziennikarzem Benem Judah'em o to co kto powiedział po angielsku na temat słynnej już rozmowy Putina z Tuskiem:
Other than to stand by the fact that Mr. Sikorski said what he said. I have nothing further to say on this matter.
Dajemy wiarę amerykańskiemu dziennikarzowi, że rozumie język angielski chyba lepiej niż nasz Radek. Zresztą od dawna pojawiały się pewne alarmujące znaki świadczące o braku kompetencji językowych Radka: córka Jacka Rostowskiego, Maja, dorabiała w MSZ jako tłumaczka Radka a gentlemani z brytyjskiego MI6 musieli pisać mu trzy lata temu słynne berlińskie przemówienie, które doprowadziło "Wyborczą" do orgazmu ("Europa mówi Sikorskim").
Skoro widzimy jak na dłoni, że Radek wyraźnie nie kuma niuansów angielskiego, to czy nie należałoby przejrzeć dokładnie wszystkich porozumień międzynarodowych podpisanych przez MSZ w ciągu ostatnich 7 lat? Bóg wie co tam Radek popodpisywał?
A przecież język angielski nie jest aż tak trudny, wiele słów jest nawet podobnych w obu językach, angielskim i polskim, weźmy na przykład słowa "ego" czy "bufon". A wiele słów jest zbliżonych np. "idiota" ("idiot").
Strach tylko pomyśleć co by się działo gdyby Radek zaczął próbować mówić tradycyjnym językiem dyplomacji, językiem francuskim? Uniknęliśmy masakry ...
Ślepy z kulawym czyli jeden nie mówi a drugi nie rozumie