Do dzisiejszego wpisu sprowokował mnie kolega, który podesłał mi wywiad z Paulem Craigiem Robertsem, amerykańskim ekonomistą uważanym za jednego z architektów reaganomiki. Już sam tytuł – Neoliberalizm wprowadził zachodnie gospodarki na ścieżkę samozniszczenia – ma zohydzić liberalizm. Przedstawiona tam krytyka neoliberalizmu jest o tyle uwiarygadniana, że początki neoliberalizmu datowane są przez wielu właśnie na czasy prezydentury Ronalda Reagana i premierostwa Margaret Thatcher.
Jak się jednak przyjrzeć dokładniej temu o czym mówi Roberts, to nie jest żaden neoliberalizm (choć co rusz używają tego słowa zarówno prowadzący wywiad, jak i Roberts), ale ‘kapitalizm kolesiów’, ‘kapitalizm polityczny’, kapitalizm kreatywny (o korzeniach tego typu kapitalizmu pisze tutaj). Dlaczego Roberts dokonuje takiego nadużycia? Trudno mi powiedzieć. Wydaje się, że z racji swego wykształcenia i doświadczenia zawodowego, powinien on rozumieć istotę liberalizmu, kapitalizmu i wolnego rynku.
Sam pisze o tym, jak to za prezydentury Reagana wprowadzali zasady wolnorynkowe, liberalne. Zacytujmy go: „Zaczęliśmy od podatków osobistych oraz od zysków kapitałowych. Obniżyliśmy wszystkie stawki. Tu nie chodzi tylko o to, by ludzie w sumie płacili mniej. Naszym celem było stworzenie takiej sytuacji, w której opłaca się pracować i produkować więcej niż dotychczas. Bo dotąd każdy dodatkowy dolar był opodatkowany na tyle wysoko, że nie warto było pracować więcej. A jak nie pracowano więcej, to było mniej oszczędności i mniej pieniędzy na inwestycje. Logiczny wniosek, że taki system promował bierność zamiast pracy i konsumpcję zamiast inwestycji. Więc myśmy tę sytuację odwrócili. Niższe podatki od wyższych dochodów sprawiały, że brak pracy i konsumpcja stały się nagle bardziej kosztowne. A inwestycje bardziej opłacalne. Keynesistom się to nie podobało, ale gdy zobaczyli, że nasza recepta działa, musieli złożyć broń. Bo nagle amerykańska gospodarka ruszyła z miejsca. Pojawiła się też praca. Dobra, solidna praca dla zwyczajnych Amerykanów.”
To nie przeszkadza mu powiedzieć: „Wstyd mi za neoliberalizm. Ten niewiarygodnie patologiczny kult wolnego rynku, który wprowadził zachodnie gospodarki, w tym USA, na ścieżkę samozniszczenia”. Można zadać pytanie o jakim neoliberalizmie on mówi? Gdzie w ostatnich latach, od 1990 roku, widzi on ten ‘kult wolnego rynku’?
Zacytujmy jego wypowiedzi odnoszące się, do okresu po 1990 roku i sami osadźmy, czy mówi on o sytuacji, która w jakikolwiek sposób ma odniesienie do zasad (klasycznego) liberalizmu. Przy okazji proponuję by (np. przy drugim czytaniu tych cytatów, albo najlepiej przy czytaniu całego wywiadu) wstawić tam gdzie pada słowo ‘neoliberalizm’ określenie typu ‘kapitalizm kolesiów’, lub ‘kapitalizm polityczny’ albo ‘kapitalizm kreatywny’. Według mnie wypowiedzi Robertsa będą bardziej zrozumiałe i odpowiadające rzeczywistej sytuacji i rzeczywistej krytyce.
Stwierdza on: „Korporacje w majestacie
prawa mogą kupować sobie wybory oraz rządy” (od razu ciśnie się pytanie –
to naprawdę postuluje liberalizm (neoliberalizm)?). Dalej: „Im bardziej
neoliberalna gospodarka, tym wyższy poziom bezrobocia. Według
najnowszych statystyk 40 proc. amerykańskiej populacji zarabia mniej niż
40 tys. dol. rocznie. A granica biedy w tym kraju to jakieś 24 tys. 3
proc. populacji w ogóle nie ma pieniędzy na żadne wydatki prócz pokrycia
najbardziej podstawowych potrzeb. Oni właściwie nie uczestniczą w
obrocie gospodarczym i są na dodatek potężnie zadłużeni. Rosną tylko
dochody absolutnie najbogatszych. Tego symbolicznego już jednego
procenta. Tylko czy to jest powód do radości w rzekomo najbogatszym i
najpotężniejszym gospodarczo kraju na ziemi? Przecież w tej sytuacji nie
ma absolutnie żadnych szans na ożywienie gospodarcze. Bo skąd ono ma
się wziąć?”. (Czy to bezrobocie stworzone zostało dlatego, że w duchu
liberalnym sprzyjano rozwojowi przedsiębiorczości (jak to było za
Reagana) czy dlatego, że kapitalizm kolesiów zniszczył ducha
przedsiębiorczości w Ameryce?)
Roberts przyznaje, że pazerność wielkich
korporacji była wymuszona „przez Wall Street. Bo inwestorzy powiedzieli
do firm: zobaczcie, tam są niesamowite szanse na krociowe zyski. Nadal
ich nie widzicie? To my zaraz pójdziemy do waszych konkurentów i
sfinansujemy im przejęcia waszego biznesu. Więc i tak wasze firmy trafią
do Chin.”
Zauważa on, że „jeśli szukać autorów
liberalizacji amerykańskiego sektora finansowego, to trop wiedzie tutaj
wprost do dwóch nazwisk” (chodzi o Billa Clintona i George W. Busha).
Roberts wspomina o zniesieniu w 1999 r. (za czasów Clintona) słynnej
ustawy Glassa-Steagalla z lat 30. którą uchwalono po to, żeby ukrócić
poziom spekulacji i pokusę nadużycia na rynkach finansowych. „Od tamtej
pory każdy bank mógł zacząć działać w branży inwestycyjnej i używać
depozytów swoich klientów do finansowania nawet bardzo ryzykownej
działalności.” Czy to podejmowanie coraz to bardziej ryzykownej
działalności spowodowane było liberalną zasadą, że jak podjąłeś złą
decyzję to sam zapłacisz za swoją porażkę, czy raczej, tym, że państwo
gwarantowało, że „zbyt duży nie może upaść”, wymuszało udzielanie
kredytów osobom niewypłacalnym, czy gwarantowało wysoką ocenę papierów
wartościowych gwarantowanych, w ten czy inny sposób, przez państwo?
Dalej Roberts mówi: „I deregulacyjne
szaleństwo ruszyło pełną parą. Już na samym początku jego administracja
zniosła regulacje derywatów (czyli instrumentów pochodnych, np.
kontraktów terminowych albo swapów – red.) znajdujących się w obrocie
pozagiełdowym. Potem bushowcy zdecydowali, że w ogóle nie interesuje ich
ograniczanie działalności spekulacyjnej. I tak zmienił się świat
finansów.” Czy to rynek zadecydował, że ‘nie interesuje go ograniczenie
działalności spekulacyjnej’? Czy ludzie uwierzyli w to wszystko dlatego,
ze wmówiono im, że na straży bezpieczeństwa sytemu finansowego stoją
instytucje rządowe (np. Securities and Echange Commission)? To w istocie
agencje rządowe gwarantowały to, że agencje ratingowe oceniały
śmieciowe papiery wartościowe jako te o najwyższym ratingu.
Dalej już bez komentarzy i zadawania pytań
pozwolę sobie zacytować fragmenty wypowiedzi Robertsa: „amerykańskie
elity polityczne poczuły się po prostu bezkarne. Zaczął się etap
hegemonicznej dominacji Stanów Zjednoczonych. Na jej potrzeby wymyślono
sobie papierowego wroga w postaci rzekomego terroryzmu islamskiego. …
Wielki kapitał, a zwłaszcza sektor finansowy, zainwestował wiele w to,
by do globalizacji dorobić opowieść pod tytułem „To jest w interesie
każdego z nas. Nikt na niej nie straci, a wszyscy zyskają”. … [a zrobili
to] pieniędzmi. Wielki kapitał po prostu kupił sobie amerykańską klasę
ekonomiczną. Uczynił z niej swoich lobbystów. Stworzył sieć grantów
badawczych, think tanków. Niektórzy ekonomiści przechodzili wręcz do
biznesu, zasiadając w zarządach spółek finansowych. Ekonomia w latach
90. i na początku XXI wieku przestała być nauką. Stała się propagandą. …
To przejaw degeneracji amerykańskiego życia publicznego. Ameryka stała
się państwem lobbingowym. … W USA kampanie wyborcze są finansowane z
datków prywatnych. Kilka lat temu Sąd Najwyższy tylko to utwierdził,
uznając, że prawo do wspierania kampanii wyborczych przez korporacje nie
może być ograniczone. … W Stanach niezależnie od politycznego rozdania
rządzi więc kilka potężnych organizacji lobbystycznych. Najważniejsza z
nich to Wall Street, a więc banki i instytucje finansowe. Drugą jest
sektor militarny oraz bezpieczeństwa. Wyjątkowo groźny dla reszty
świata, co pokazały wypadki sprzed dekady. Trzeci blok to potężne lobby
izraelskie. Potem jeszcze lobby górniczo-naftowe. Szczególnie wpływowe
od czasów George’a W. Busha, który postawił wielu nafciarzy na czele
powiązanych z rządem ogranizacji zajmujących się środowiskiem. Na tym
przykładzie dobrze widać, jak działa ta „neoliberalna deregulacja”. … Bo
nie ma w tym kraju żadnych wolnych mediów. … Mieliśmy kiedyś w Ameryce
tysiące niezależnych od siebie tytułów. Wzajemnie się uzupełniających i
niezależnych. I to był prawdziwy pluralizm. Dziś całe amerykańskie media
są skoncentrowane w mniej więcej pięciu kluczowych megakoncernach.
Wiem, co mówię, bo współpracowałem kiedyś blisko z „Wall Street
Journal”. Dziś ten szacowny tytuł należy do… megakoncernu Ruperta
Murdocha. Tymi tytułami nie rządzą już dziennikarze, tylko specjaliści
od marketingu i reklamy. Zniknął też słynny mur oddzielający pion
biznesowy od merytorycznego. Rząd zaś zabezpiecza się przed nadmierną
krytyką ze strony tych tytułów, kontrolując system licencji na
nadawanie.”
Zadam tylko pytanie do tego powyższego
cytatu. Czy wszystko to o czym mówi Roberts to ma cokolwiek wspólnego z
liberalizmem? Śmiem twierdzić, że jest to przeciwieństwo tego co może
być wynikiem stosowania na co dzień zasad liberalnych, zasad wolnego
rynku.
Może dobrze byłoby aby ci którzy z ohydą
patrzą na liberalizm zapoznali się przynajmniej z podstawowymi zasadami
liberalizmu, by mogli sobie sami odpowiedzieć na pytanie czym w istocie
jest liberalizm? Na początek proponuję Ludwiga von Misesa, Liberalizm w klasycznej tradycji. System Społeczno-Ekonomiczny (1989, oryginalne niemieckie wydanie w 1927 r.).
W mojej Historii myśli liberalnej (której robocza wersja dostępna jest tutaj), odwołując się, właśnie do Misesa, próbowałem odpowiedzieć na pytanie:
„Czym zatem jest liberalizm? Jak pisał Ludwig von Mises (1989, s. 3):
„Liberalizm nie jest kompletną doktryna lub
określonym dogmatem. Całkiem przeciwnie: jest zastosowaniem nauki do
życia człowieka w społeczeństwie. I tak jak ekonomia, socjologia i
filozofia nie zatrzymały się w swoim rozwoju od czasów Dawida Hume,
Adama Smitha, Dawida Ricardo, Jeremy Benthama, i Wilhelma Humboldta, tak
doktryna liberalizmu jest inna dzisiaj od tej, jaka była w ich czasach,
nawet jeśli jej podstawowe zasady pozostały niezmienne. [...]
Liberalizm jest doktryną dotyczącą całkowicie wzajemnego postępowania
ludzi w stosunku do siebie w tym świecie. [...] Liberalizm nie przyrzeka
ludziom szczęśliwości i zadowolenia, ale tylko możliwie najobfitsze
zaspokojenie wszystkich tych pragnień, które mogą być zaspokojone
rzeczami zewnętrznego świata.
Liberalizm często krytykowany jest za zbyt
materialne nastawienie do człowieka. Twierdzi się, że nie ma on nic do
zaoferowania dla zaspokojenia tzw. wyższych potrzeb człowieka. Trzeba
być świadomym, że odpowiednia polityka społeczna może przyczynić się do
polepszenia bytu materialnego, ale nigdy nie zdoła uczynić ludzi
szczęśliwszymi, czy też zadowolić ich najskrytsze pragnienia.”
Liberałowie uważają wręcz, że
„szczęście i zadowolenie z losu nie zależy od żywności, odzienia i
mieszkania, ale przede wszystkim od wewnętrznych myśli i marzeń
człowieka” (Mises, 1989, s. 4). Troszcząc się przede wszystkim o
materialny byt człowieka, liberalizm nie lekceważy duchowej strony
życia. Taki stosunek liberalizmu do sfery duchowej wypływa z
przekonania, że żadne regulacje zewnętrzne nie mogą wpływać na to, co
najwyższe i najgłębsze w człowieku. Liberałowie dążą do stworzenia
odpowiednich warunków dla zaspokojenia materialnych potrzeb człowieka,
traktując to jako warunek konieczny jego pełnego duchowego rozwoju.
Wypływa to z ich przekonania, że „inne duchowe bogactwa nie mogą przyjść
do człowieka z zewnątrz, ale z wnętrza jego własnego serca” (Mises,
1989, s. 4). To co najważniejsze w liberalizmie, to chęć stworzenia
zewnętrznych warunków, koniecznych do zbudowania bogatego życia
wewnętrznego. Liberałowie wierzą nie tylko w możliwości doskonalenia się
ludzi ale też i w możliwości polepszania warunków zewnętrznych, w
których przychodzi im żyć. Co jednak równie istotne, liberałowie są
przekonani, że w perspektywie długookresowej, w toku ludzkich dziejów
dokonuje się rzeczywiste doskonalenie się człowieka i poprawa jego
warunków życia, przy czym okresy najszybszych zmian na lepsze
doświadczane były przez cywilizacje, które umożliwiały jednostką
względną swobodę działania, w imię ich własnego interesu. Liberalna
wiara w możliwości doskonalenia się człowieka zakłada empiryczny i
pragmatyczny stosunek do zastanej rzeczywistości, skłonności do
eksperymentowania i poszukiwania coraz to lepszych rozwiązań. Pod tym
względem liberałów można nazwać ewolucjonistami, bo podobnie jak w
ewolucji naturalnej, lepsze rozwiązania poszukiwane są metodą prób i
błędów, a znalezione rozwiązania zawsze poddawane są jak najszybszej
konfrontacji z rzeczywistymi warunkami i sprawdzeniu ich przydatności w
warunkach rzeczywistych. Generalnie można powiedzieć, że ideą bliską
liberałom było pojęcie zmiany – już na początku XIX w. partia liberalna
nazywana była „partią ruchu”, w odróżnieniu od konserwatystów,
nazywanych „partią porządku”.
Mises (1989, s. 167) kończy swoją książkę o liberalizmie stwierdzeniem, które warto wielokrotnie powtarzać:
„Liberalizm nie jest religią, ani żadnym
światowym poglądem, żadną partią specjalnych interesów. … Liberalizm
jest czymś całkowicie różnym. Jest ideologią, doktryną wzajemnej
zależności wśród członków społeczeństwa i równocześnie, zastosowaniem
tej doktryny do zachowania się ludzi w aktualnym społeczeństwie. Nie
obiecuje nic, co przekracza to co może być osiągnięte w społeczeństwie i
przez społeczeństwo. Pragnie dać ludziom jedną rzecz, spokojny,
niezakłócony rozwój materialnego dobrobytu dla wszystkich ludzi, by
osłonić ich przed zewnętrznymi przyczynami bólu i cierpień, o ile to
leży w mocy społecznych instytucji w ogóle. Zmniejszać cierpienia,
zwiększać szczęście: to jest cel liberalizmu. …
Liberalizm … nie ma partyjnych kwiatów i
nie ma żadnych kolorowych sztandarów, żadnych partyjnych pieśni, żadnych
partyjnych bożków, żadnych symboli i sloganów. Liberalizm ma istotną
treść i argumenty. Te muszą prowadzić do zwycięstwa.”
W tym samym czasie co Mises, w podobnym duchu o istocie liberalizmu pisał Ramsay Muir (1920, s. 15), dla którego liberalizm jest „raczej stanem umysłu, punktem widzenia, sposobem patrzenia na różne sprawy a nie ustaloną i niezmienną doktryną. Jak wszystkie żywotne wyznania, jest raczej przekonaniem duchowym a nie jakimś przepisem.”
Dzisiejszy “kapitalizm” ma z kapitalizmem tyle wspólnego co stół z krową ( mają po 4 nogi)”… To co mamy teraz to efekt działania “społecznej gospodarki rynkowej” (zapis z Konstytucji!) – inaczej socjalizmu… Socjalizm to ustrój gospodarczy w którym marnuje się publiczne pieniądze na tzw. “przywileje” (to oczywiście w dużym uproszczeniu) dla wybrańców którzy system utrwalają (tzw. aparat państwa) i są jego głównymi beneficjentami na tzw. rynku poprzez powiązania ekonomiczno prawne z owym systemem… Żeby jednak ktoś te przywileje otrzymał a to ktoś musi na nie łożyc bo pieniądze z nieba nie lecą!…Czym się charakteryzuje kapitalizm PRAWDZIWY? “system ekonomiczny oparty na prywatnej własności środków produkcji, czyli kapitału, który jest maksymalizowany przez właściciela. System kapitalistyczny opiera się na zasadach: wolnego obrotu towarami i usługami, wolnej konkurencji pomiędzy podmiotami, wolnego obrotu kapitałem oraz środkami produkcji. Nigdzie(!) na świecie nie ma systemu w pełni kapitalistycznego. Kapitalizm jest ograniczany m.in. przez: monopole państwowe (według zwolenników kapitalizmu, prywatne monopole praktycznie nie występowałyby przy całkowicie wolnym rynku) ograniczenia obrotu kapitałowego, np. przez kontrolę państwa nad systemem bankowym interwencjonizm i protekcjonizm (cła) państwowy, nierówne traktowanie podmiotów przez prawo, w szczególności różne opodatkowanie różne ograniczenia w wolnym obrocie towarami i usługami koncesje, zezwolenia, władzę biurokracji” (za Wikipedią)… Jak można przeczytac obecny system spełnia całkowicie warunki które kapitalizm wykluczają! Słowem kluczowym jest tutaj “wolnosc” i konkurencja na RÓWNYCH PRAWACH… Niestety wielu naszych “nieszczęśliwych” obywateli biedę i wyzysk człowieka przez człowieka zrzucają na barki “dzikiego kapitalizmu” i “pazernych liberałów”… Większośc jest święcie przekonana że rządy Tuska jak i Balcerowicza to były rządy liberałów i kapitalistów. W mediach nie prostuje się tego “wizerunku” i coraz to kolejne pokolenia “biernych miernych ale wiernych” komunizmowi i jego POpłuczynom wieszają psy na obu systemach/ideologiach jako głównych odpowiedzialnych za zło tego świata – całkowicie bezprawnie. https://www.youtube.com/watch?v=bdk_oJmiED0
Jak się zajrzy w definicję kapitalizmu czy liberalizmu gospodarczego, to nie ma tam słowa o rynku kapitałowym (bazującym na pieniądzu czy kredycie – spekulacyjnym) jako PODSTAWIE funkcjonowania zdrowego wolnego rynku, a wręcz przeciwnie… Rynek finansowy (tzw. giełdy papierów wartościowych) czy system zwany “bankowym” już dawno się oderwał od realnej gospodarki i uzależnił ją od takich patologii jak kredyt czy “luzowanie ilościowe” – teraz zbiera tej “chciwości” (w sumie głupoty) żniwo i dobrze!… System bankowy i rynki finansowe w obecnym wydaniu to patologia… i nie ma to nic wspólnego z kapitalizmem czy liberalizmem poza słowem “kapitał” którego synonimem dzisiaj niesłusznie uznaje się “papierowy” pieniądz … Po co to wszystko napisałem? Bo irytuje mnie ciągłe dowiadywanie się z internetu czy telewizji że za burdel jaki obecnie dzieje się w Europie i na świecie odpowiada kapitalizm… To kłamstwo
Jak działa prawdziwy kapitalizm? Polecam lekturę http://odyssynlaertesa.wordpress.com/2013/06/16/liberalizm-to-dziala-czyli-europa-kladzie-sie-do-trumny/