Szef klubu parlamentarnego PO nie zapomniał też o uzasadnieniu dla swoich słów, którym właściwie odebrał swojej partii mandat do dalszego rządzenia krajem: „Mieszkańcy jego dzielnicy pokazali mu czerwoną kartkę, powiedzieli mu, że jego pomysł z referendum był fatalny, na Ursynowie była najniższa frekwencja” po czym przekonywał, że polityk poważnie traktujący swoją funkcję powinien odejść gdy ci, którymi zarządza mówią mu nie. Prawda to najprawdziwsza, trudno się z nią nie zgodzić – jak rozumiem poseł Grupiński sam ze swojej rady też ma zamiar skorzystać i już ma, podobnie jak jego partyjni towarzysze, upatrzone zajęcia, do którym się uda?
Na zachętę przypomnijmy kilka czerwonych kartek, jakie platforma zobaczyła od tych, którymi – jak to ładnie się ujęło panu posłu – zarządza:
1. Prawie milion podpisów pod wnioskiem o referendum edukacyjne,
które złożyli w sejmie państwo Elbanowscy wraz z fundacją „Ratuj
maluchy”.
2. Przegrane referendum i wybory w Elblągu – czy aby mieszkańcy tego
miasta nie powiedzieli „nie” samemu panu premieru, który całym swoim
jestestwem zaangażował się w tamtejszą kampanię – wypisz, wymaluj
dokładnie tak samo jak Piotr Guział w Warszawie?
3. Przegrane wybory uzupełniające na Podkarpaciu i w Rybniku – te pierwsze w dodatku przez klasyczny knock-out.
4. Półtora miliona podpisów pod wnioskiem o referendum emerytalne zebranych przez NSZZ „Solidarność”.
5. I wreszcie ACTA – najpierw na osobiste polecenie Donalda Tuska pani
ambasador podpisuje umowę a potem, dzięki wybuchowi społecznego
niezadowolenia, rząd pod światłym przewodnictwem Słońca Peru wycofuje
się z niej klasycznym raczkiem.
To tylko pięć przykładów, ale jestem pewien że każdy, kto ma oczy otwarte znajdzie ich o wiele więcej. Byłbym zatem bardzo rad gdyby pan Grupiński złożył wniosek o skrócenie kadencji sejmu i zaapelował do polityków Platformy Obywatelskiej o wycofanie się z polityki i udanie do innych zajęć. Że jeszcze raz zacytuję pana przewodniczącego – „jest wiele spraw, w których mogliby się uaktywnić”...