Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

GMO - kolejny krok na obranej drodze

GMO - Żywność modyfikowana genetycznie - zawsze wywołuje skrajne komentarze, szczególnie w sytuacjach, gdy grupy państwowych włodarzy podejmują próby ustawowego unormowania tematu. Jestem przeciwnikiem popularyzacji GMO. Niemniej, zupełnie nie jestem zaskoczony, próbami wprowadzenia GMO do powszechnego obrotu. Powiem więcej - doskonale rozumiem te ciągotki, a w powszechnym oburzeniu niestety widzę tyle samo hipokryzji co słuszności. Niniejszy artykuł będzie więc surową oceną konsumenckich zachowań, które stoją w sprzeczności z konsumenckimi opiniami na temat żywności modyfikowanej genetycznie.

GMO - kolejny krok na obranej drodze

Popyt, podaż, potrzeba i substytuty
Na samym wstępie parę ekonomicznych terminów. Z pewnością każdy wie lub przynajmniej czuje czym jest popyt, podaż, potrzeba i substytut, jednak dla ujednolicenia i sprecyzowania puntu odniesienia przytoczę definicję powyższych terminów.
 
Price_of_market_balance.gifPopyt (D) -
zależność określająca ilość dobra (Q), którą chcą i mogą zakupić konsumenci po określonej cenie (P), ceteris paribus.

Podaż (S) - zależność określająca ilość dobra(Q), którą chcą i mogą sprzedać producenci po określonej cenie (P), ceteris paribus.
piramida-potrzeb-maslowa.jpgPotrzeba -
subiektywne odczucie braku czegoś, skłaniające konsumenta do podjęcia aktywności służącej likwidacji tego braku.

Substytuty (dobra substytucyjne) -
produkty wykazujące różnice w zastosowanej technologii wytwarzania jednak służące temu samemu lub bardzo zbliżonemu zastosowaniu. W kontekście potrzeby są to produkty, które mimo różnic służą zaspokojeniu tej samej potrzeby. Przykładem dóbr substytucyjnych mogą być: chleb i bułki, chleb i ziemniaki, chleb i ciasto, itd. ponieważ zaspakajają tę samą potrzebę, czyli potrzebę z grupy potrzeb fizjologicznych, a dokładnie potrzebę jedzenia/zaspokojenia głodu.

Skoro mamy usystematyzowaną teoretyczną podstawę, możemy przejść do praktyki i określenia wzajemnych relacji między powyższymi terminami. Transakcja kupna-sprzedaży ma charakter dualny. Z jednej strony służy nabywcy, który przez zakup konkretnego produktu może zaspokoić swoją potrzebę. Z drugiej strony służy sprzedawcy/producentowi, który za sprzedany produkt otrzymuje gratyfikację w postaci pieniądza, który może wydatkować zgodnie ze swoim uznaniem, na zaspokojenie własnych potrzeb. W transakcji kupna-sprzedaży, popyt na dobro (D) oczywiście reprezentuje nabywca, natomiast podaż danego dobra (S) reprezentowana jest przez sprzedawcę/producenta. By transakcja kupna-sprzedaży mogła dojść do skutku, obie strony wymiany muszą ustalić między sobą taką cenę, którą będzie skłonny zapłacić nabywca za określoną ilość dobra i po której skłonny będzie sprzedać sprzedawca/producent swój produkt (P0) - cenę równowagi rynkowej. Proces ustalania ceny po stronie nabywcy ma na celu uzyskanie takiej ceny, która w jego odczuciu jest warta zapłacenia za zaspokojenie jego potrzeby. Po stronie sprzedawcy/producenta cena powinna pokryć koszty uzyskania dobra, czyli koszty materiałów, koszty pracy, koszty sprzedaży, koszty inflacyjne, itp. W grze ustalania ceny może dojść do 2 skrajnie odmiennych sytuacji. Pierwszą z nich będzie poziom ceny, który nie może zostać zaakceptowany przez nabywcę, czyli zbyt wysoki. W takiej sytuacji, konsument będzie starał się nie kupić produktu, który w jego odczuciu jest przewartościowany. Mając dostęp do produktów substytucyjnych, wybierze tańszy substytut, który, w jego przekonaniu, ma cenę odpowiadającą konieczności zaspokojenia jego potrzeby. Drugą sytuacją, która może mieć miejsce, jest sytuacja gdy cena proponowanej wymiany jest zbyt niska. W sytuacji niedowartościowania dobra, sprzedawca/producent, będzie poszukiwał takich nabywców, którzy zapłacą cenę, która będzie dla niego satysfakcjonująca. Jeśli nie znajdzie takich nabywców, by sprzedać będzie musiał obniżyć cenę. W zależności od wielkości obniżki może dojść do sytuacji, kiedy uzyskana cena nie pozwala na pokrycie wszystkich kosztów. W takiej sytuacji sprzedawca/producent ponosi stratę. Oba powyższe wymuszają spostrzeżenie, że popyt dyktuje podaż! Jest to bardzo ważny aspekt wspólnej relacji popytu i podaży. Ma on swoje odzwierciedlenie w stwierdzeniu "klient nasz pan!", a wyraża nic innego jak zasadę: żeby sprzedać trzeba znaleźć kupca.
media-violence.jpgWłaśnie znalezieniem kupca na produkty zajmuje się handel. W większości przypadków, sprzedawcy/producenci starają się odnaleźć ludzi, którzy pragną zaspokoić konkretną potrzebę. Jednak nierzadko zdarza się, że powstaje produkt, który nie zostanie nabyty tak długo jak... No właśnie, jak długo? Do momentu, kiedy ludzie odkryją potrzebę i będą chcieli ją zaspokoić. Niejednokrotnie, potrzeba nie jest odkrywana w sposób naturalny lecz jest ona sugerowana, a często wręcz kreowana. Narzędziem sugerowania, czy też kreowania potrzeby jest marketing na czele z reklamą. To dzięki reklamie ludzie kupują np. gumy do żucia, które przywracają odpowiednie pH w jamie ustnej. To reklama zasugerowała fizjologiczną potrzebę higieny przez przywracanie właściwego pH po każdym posiłku, także tym, po którym nie ma możliwości umycia zębów lub przegryzienia jabłkiem.
Czy sugerowanie lub kreowanie potrzeby jest czymś złym? Prawdopodobnie najczęściej padająca odpowiedź brzmiałaby: "To zależy". Samo reklamowanie jest przekazaniem pewnej idei. Możemy jako konsumenci, tę ideę przyjąć lub ją odrzucić. Nawet jeśli przyjmiemy ideę i odkryjemy nową "potrzebę", nie musimy jej od razu zaspokoić. W końcu to my podejmujemy decyzje i stawiamy warunki, które muszą zostać spełnione. Tyle już czytasz. Miało być o GMO, a tu ekonomiczne wywody. Jak to wszystko powyższe ma się do GMO?

"Potrzeba" w służbie GMO
Dla mnie GMO, nie jest czymś niespodziewanym. Moim skromnym zdaniem, jest to kolejny krok na ścieżce bezmyślnego konsumpcjonizmu. Z pewnością nie pierwszy, prawdopodobnie też nie ostatni. Nim nastała era GMO, społeczeństwo poczyniło krok w jej stronę. Jednym z poprzedzających zdarzeń na obranej ścieżce, była żywność wysoko przetworzona, żywność sztucznie konserwowana, itp. Jej popularyzacja nie odbywała się bez głośnych i wyraźnych głosów sprzeciwu, podobnie jak ma to miejsce w obszarze GMO. Jednak dziś jest tak popularna i tak szeroko akceptowana, że niejednokrotnie nie zdajemy sobie sprawy, że właśnie ją spożywamy, a często nie wyobrażamy sobie jak ludzie mogli zaspokajać głód bez niej. By uświadomić ogrom zjawiska wymienię tylko pobieżnie asortyment z pierwszego lepszego sklepu z żywnością. Na pułkach roi się od: instantów zup, zupek chińskich, serków topionych, chlebów z polepszaczami smaków, chipsów, margaryn, słodyczy, sosów w proszku, kostek rosołowych, warzyw we wzbogacanych zalewach, napoi o wszystkich kolorach tęczy... i wymieniać można by bez końca.

9275370-47f1bd447f-z-270x168.jpgW pewnym momencie, konsumenci przedłożyli wygodnictwo nad zdrowie. Sprzedawcy/producenci widząc, że ludzie skłonni są przedkładać wygodnictwo nad swój dobrze pojęty interes i zdrowie, postanowili sprawdzić granice swoich możliwości. Pod przykrywką wygodnego stylu życia proponując coraz gorsze surogaty naturalnej żywności. Tym samym produkty nieprzetworzone zostały niemal całkowicie wyparte z rynku, a tam gdzie zostały niejednokrotnie ich cena została tak wyśrubowana, że stały się one niemal niedostępne dla zwykłego szarego obywatela. To samo zaciskająca się pętla, którą zerwać tym trudniej im bardziej jest zaciśnięta. Próba powrotu do normalności w sferze żywienia, wiąże się z koniecznością (tymczasowego) przeznaczenia większej części dochodu na żywność zdrową, niż na żywność zmodyfikowaną. W miarę odwracania się proporcji zakupów, wzrostu sprzedaży żywności naturalnej i spadku sprzedaży żywności "ulepszonej", cena tej pierwszej będzie spadać - bo zwiększy się także liczba sprzedawców/producentów, którzy będą konkurować o klientów między innymi cenowo - drugich zaś początkowo będzie rosnąć, by pokryć straty wynikające z utraty części klientów, a w sytuacji dalszego spadku zainteresowania produktem, cena spadnie poniżej progu opłacalności, generując straty co będzie musiało wiązać się całkowitą rezygnacją ze sprzedaży/produkcji nierentownego dobra. Skąd pewność, że tak właśnie będzie? Bo to ten sam mechanizm rynkowy, który wyparł tradycyjną żywność na rzecz chemicznych surogatów, tylko że tym razem stawiający zdrowie nad wygodnictwem.

Metoda walki konsumenckiej
11946406-3d-hombre-tira-el-carrito-de-laMając na względzie mechanizmy rynkowe, grę popytu i podaży oraz konsumencki sprzeciw przeciw GMO, śpieszę z dobrą nowiną;) Konsumenci mają wystarczająco dużo siły, żeby nie dać prawa bytu żywności modyfikowanej genetycznie jak i każdemu innemu produktowi, który uważają za zbyteczny. Na czym polega metoda? Całą można zawrzeć w 6 słowach. NIE KUPUJĘ TEGO CZEGO NIE CHCĘ. Póki co nie ma przymusu by kupować wszystko to co jest wystawione na sprzedaż, a więc wolno nam wybierać. Konsumenci wybierając jedynie pewną grupę produktów dość szybko są w stanie spowodować, że produkty niecieszące się popularnością znikną ze sklepowych półek. Producenci niepreferowanych wyrobów będą musieli dostosować swój produkt do oczekiwań odbiorców lub zrezygnować z produkcji. 

11948922-3d-hombre-tira-el-carrito-de-laWarto pamiętać, że zacząć należy od samego siebie lecz na samym sobie poprzestać nie można. By metoda walki konsumenckiej była skuteczna, potrzeba konsekwencji w dokonywanych wyborach oraz zaangażowania w promowaniu zjawiska popytu dyktującego podaż. Moim skromnym zdaniem warto byśmy korzystali z siły jaką posiadają konsumenci. To od nas zależy co na sklepowych półkach się znajduje i co znajdować się będzie na nich w przyszłości. Nim wrzucimy produkt do koszyka, sprawdźmy co jest napisane na etykiecie, zapytajmy sprzedawcę i mając na uwadze zdobytą wiedzę, dokonajmy świadomego wyboru.

Data:
Kategoria: Polska

Szymon Kempny

Moim skromnym zdaniem - https://www.mpolska24.pl/blog/12

Albert Einstein rzekł: "Prawdą jest, że wewnętrznie wolnego człowieka można zniszczyć, ale jednostki takiej nie sposób zniewolić ani też posłużyć się nią jako ślepym narzędziem."
Blog zawiera prywatne opinie wewnętrznie wolnego człowieka. Staram się postrzegać i opisywać świat takim jaki jest. Jeśli zadaję pytania, częściej mają one zmusić do przemyśleń aniżeli uzyskać Twoją odpowiedź. Trudno mnie przekonać do racji, których nie podzielam, szczególnie jeśli nie można ich zweryfikować.

Komentarze 17 skomentuj »

Artykuł poschodzi z mojego bloga (moimskromnymzdaniem.pl). Teraz także w obrębie serwisu mPolska24.pl można się z nim zapoznać. Gorąco polecam!

Może ktoś po polemizuje, bo ja się nie znam, ale ... zawsze mogę się wypowiedzieć i poopowiadać trochę głupot :D

Na wstępie zaznaczam: Artykuł mimo tytułu nie jest stricto o GMO a o mechanizmach rynkowych, które przy GMO mogą zostać wykorzystane przez konsumentów nie chcących GMO.

Szymon Kempny Ale to i tak sprowadza się do kwestii czy warto walczyć czy powinny być wprowadzone jasne reguły gry i to wszystko

Piotr Tomasz Dziurkowski 11 lat 5 miesięcy temu
+2

O Jezu, jakie to słabe. Już sam keynesistowski paradygmat zorientowany na popyt jest do zaorania, a autor chce nim jeszcze racjonalizować swoje irracjonalne podejście do roślin modyfikowanych genetycznie. Nad polemiką się zastanowię, konto na mpolska24 mam już założone, także być może pokuszę się o debiut. ;)

Paradygmat keynesowski odnosi się do konieczności interwencji państwa. W którym momencie, tego artykułu jest choćby zasugerowane, że do gry sił rynkowej ma być angażowane państwo?
Można prowadzić akademicką dysputę, na temat czy popyt dyktuje podaż, czy odwrotnie, a może jeszcze jest inaczej. Chętnie podyskutuję.
Irracjonalne podejście do rośli modyfikowanych genetycznie? Racjonalnie, nie widzę żadnych powodów, dla których należy ją popularyzować. Nie chodzi tu o wyniki badań, a o sam fakt: po co? Z samego faktu bo można? Mało to racjonalne!
I jeszcze na marginesie. paradygmat (...) do zaorania?
Pole można zaorać! Paradygmat można podważyć, poddać w wątpliwość lub obalić. Co to za nowomodne zapożyczenie? Slang? Czyj? ;)

Mimo że jest dużo racji w artykule jest jeden błąd który zmienia całkowicie analizę. Otóż posłużmy się zagadnieniem wędliny. Dlaczego za komuny jedliśmy niezłe wędliny (choć rzadko albo bardzo rzadko) a dziś jemy trociny zmielone z pazurami i wymionami. Otóż winna jest Unia Europejska i Sanepid i ich uwielbienie do higieny. Mianowicie - do higieny można podejść albo zdroworozsądkowo albo przepisowo. Zdroworozsądkowe podejście zakłada ograniczone zaufanie do producentów wędlin, że nie będą produkować w niehigienicznych warunkach, bo jeśliby tak postąpili to konsumenci gremialnie by ich porzucili. Natomiast przepisowe podejście polega na tym, że bez względu na to czy jest to potrzebne czy nie, trzeba dostosować proces produkcji do ściśle określonych reguł. W praktyce oznacza to dwie możliwości albo trzeba certyfikować proces technologiczny albo kupuje się gotowy z zachodu. Certyfikacja jest nieopłacalnie droga, więc większość zakładów po prostu nie stać na certyfikację i przerzucają się na gotowe procesy. Oczywiście najlepsze masarnie z tradycjami stać na to, żeby certyfikować swoje wędliny, ale już mniejsze nie. A oczywiście certyfikacja nie ma nic wspólnego z higieną, wbrew temu co myślą paniusie z Sanepidu. Że nie wspomnę o tym, że gospodarz nie może sobie świniaka zabić i oprawić - bo to jest nielegalne - coś nie do pomyślenia jeszcze 10 lat temu. I to jest główna przyczyna pogorszenia jakości jedzenia - większość zakładów albo plajtuje albo przyjmuje tani chłam z zachodu.

Natomiast co do GMO - problem nie jest tym, że GMO jest "trujące" bo nie jest. Znaczy z faktu że towar jest GMO nie wynika że jest trujący, bo oczywiście dana modyfikacja trująca być może. Problem jest raczej w tym, że producenci GMO dbają o to, żeby GMO się nie rozmnażały (a to co się i tak rozmnaża chcą zakazać prawnie - własność intelektualna!) - a to już może być problem, jeśli zastąpimy normalne rośliny nie rozmnażającymi się mutantami - to szybko staniemy się zakładnikami producentów - bo bez ich nasion nie wyrośnie nic. I TO JEST PROBLEM GMO, a nie rakotwórczość czerwieńszych pomidorów.

Okej, działanie UE i Sanepidu, zwiększają koszty co pociąga za sobą szukanie tańszych rozwiązań. Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby producenci mieli nabywców na swój produkt, to by nie zamykali swej produkcji. Oczywiście nabywcom ma prawo nie podobać się to, że płacąc za produkt, płacą dodatkowo haracz instytucją państwowym typu sanepid i uzasadnione jest to, że migrują. Sanepid niewątpliwe zakłóca działanie sił rynkowych, poczynając od zasad koncesjonowania a kończąc na zwiększaniu bariery wejścia na rynek.

Co do GMO. Doskonale rozumiem, wiem, że GMO może nie zabijać. Moja niechęć do GMO wynika z faktu, że nie potrafię znaleźć ani jednej przesłanki opartej na racjonalności po co wprowadzać gmo? Wprowadzić je tylko dlatego, że potrafimy to zrobić? Dla nabijania kieszeni "tamtym"? Po co, zwykłemu przeciętnemu kowalskiemu jest potrzebne GMO?

Szymon Kempny Odpowiedź jest prosta: W 1930 roku na Ziemi żyło 2 mld ludzi. Za życia tylko jednej generacji populacja potroiła się i chce jeść. GMO to technologia dająca możliwość zwiększenia plonów i tym samym oddalenia widma głodu.

1. Konsument nie może wybrać, jeśli GMO jest nieoznaczone i niczym z zewnątrz się nie różni.
2. Szynka z 50% mięsa będzie zawsze tańsza, niż taka ze 120% mięsa. To nie wygodnictwo, a bieda spowodowały popularność syfiatego żarcia.

1. Zgoda, nieoznakowany produkt trudno odpowiednio właściwie zdefiniować.
2. Zgoda co do pierwszego zdania, co do zdania drugiego - bieda co najwyżej pogłębia tylko spopularyzowane "syfiate żarcie", natomiast wygodnictwo powoduje, że nawet mając alternatywę, konsument nie chce z niej skorzystać.

Kwestia do rozstrzygnięcia co było pierwsze: Zmiana cen produktów, czy zmiana preferencji konsumenckich. Według mnie to drugie. Choć należy mieć na uwadze, że nie nastąpiło to małym kosztem, bo lansowanie pewnego modelu życia nie było tanim środkiem do celu.

Ja widzę, co znika z półek w hipermarkecie i w jakim tempie - wierz mi, jedynym kryterium jest cena.

Kiedyś też postawiliśmy z grupą znajomych taką śmiałą tezę. Badania opinii konsumentów zdawało się ją potwierdzać. Przeciwstawne wnioski dawała obserwacja. Z obserwacji zachowań konsumenckich jawił się obraz konsumenta, który wybiera produkty:
1. Najdogodniej dostępne (półki na wysokości swobodnego sięgania)
2. Produkty znane/markowe
3. Produkty pozornie tańsze (których cena całościowa może i była tańsza, jednak cena jednostkowa niejednokrotnie wyższa)
...
Jak obserwuję swój wielkopowierzchniowy samoobsługowy sklep na osiedlu, to mam wrażenie, że jak odpowiednio coś umieścisz i w gazetce promocyjnej dasz ładne zdjęcie to ludzie i tak kupią.
Pęd stada, a później oburzenie na otaczającą rzeczywistość. Dla mnie - hipokryzja.

Szymon Kempny To jest skutek tego co piszę - odpowiedni marketing, aby napędzić ludzi do kupna rzeczy, na które nie mają kasy. Zresztą w gazetkach są zawsze rzeczy 'najtańsze' i w 'promocji', ludzie wybierając je kierują się ceną (przynajmniej wg ich mniemania).

Wg mnie teza, że żywność może być albo zdrowa, albo przetworzona jest z gruntu fałszywa. A to oznacza, że cały artykuł oparty na tej tezie nie ma sensu.

Do tego istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że złamano Ustawę o prawie autorskim i prawach pochodnych.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.