Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

CIOS W SERCE WROGA

ARMIA KRAKOWA

CIOS W SERCE WROGA
Aleksander Szumański
źródło: INTERNET

CIOS W SERCE WROGA

Na warszawskim cmentarzu powązkowskim (Stare Powązki) nieopodal grobu ciotek mojego ojca wraz z symbolicznym grobem mojego dziadka, który został zamordowany w Auschwitz w 1943 r. jako członek Narodowej Organizacji Wojskowej znajduje się zaniedbana podwójna mogiła, na której widnieje zdjęcie zmarłego i taki oto wpis: „Józef Artur Lewanowski, kpt. AK PS. „Jur”, żył lat 67. Zm. 1.X.1976 r. Zasłużony dowódca akcji sabotażowych ruchu oporu. Wykonawca bohaterskiej akcji wysadzenia dworca berlińskiego w 1943 r. oraz innych...”Po utworzeniu Armii Krajowej 14 lutego 1942 r. Komendant Główny AK – gen. Stefan Rowecki „Grot” nakazał powołanie specjalnej komórki organizacyjnej, mającej zajmować się dywersją na terenie III Rzeszy. Miały być to głównie zamachy bombowe, stanowiące odwet za niemiecki terror na ziemiach polskich. Początkowo przeprowadzały je pojedyncze, 2-3 osobowe zespoły delegowane specjalnie z Warszawy, wyjeżdżające pod pozorem kontaktów handlowych.

OSA

W maju 1942 r. dowództwo AK utworzyło głęboko zakonspirowaną formację dyspozycyjną Komendanta Głównego AK, Oddział Specjalnych Akcji Dywersyjnych („Osa”), która wykonywała akcje bojowe na jego bezpośrednie zlecenie. Były to głównie likwidacje dygnitarzy aparatu okupacyjnego oraz akcje dywersyjne na terenach Rzeszy Niemieckiej, lub włączonych w czasie wojny do Rzeszy Niemieckiej. Dowódcą Osy został ppłk Józef Szajewski ps. „Philips”, szefem operacyjnym – por. Zdzisław Pacak-Kuźmirski ps. „Andrzej” (później zastąpił go por. Jan Papieski vel Papis ps. „Jerzy”; II zastępcą komendanta i szefem sztabu oddziału był por. Mieczysław Kudelski ps. „Wiktor”. Na początku 1943 r. do ścisłego sztabu „Osy” dołączyli: ppor. Aleksander Kunicki ps. „Rayski” (wywiad), cichociemny por. Ewaryst Jakubowski ps. „Brat”, (technika) NN. por. „Roman” (biuro studiów). Łączniczkami sztabu były Irena Klimesz ps. „Bogna” i Aleksandra Sokal ps. „Władka”.

Do końca listopada powstały dwie komórki działań – warszawska i krakowska, a na początku grudnia stworzono dodatkowo oddział akcji zagranicznych:

Ośrodkiem krakowskim (kryptonim „Kosa Kra w Gobelinie”) dowodził por. Edward Madej ps. „Felek”, „Bolek”, „Bogusław Bolesław”. Według Aleksandra Kunickiego w szeregach zespołu krakowskiego służyło sześciu żołnierzy. Po nieudanym zamachu na SS-Obergruppenführera Friedricha Wilhelma Krügera większość z nich ewakuowano do Warszawy, na skutek czego zespół przestał istnieć („Gobelin” to kryptonim Krakowa).

Ośrodkiem warszawskim (kryptonim „Kosa Kra w Linie”) dowodził ppor. Jerzy

Kleczkowski ps. „Jurek”, „Ryś”, „Bogusław Jan”. W 1942 roku zespół składał się z około 30 żołnierzy i był podzielony na kilkuosobowe patrole, którymi dowodzili: ppor. „Jurek” (jednocześnie dowódca ośrodka), por. MW Mieczysław Uniejewski ps. „Marynarz”, „Bogusław Marynarz”, ppor. Kazimierz Nowosławski ps. „Chomik I” i inni. Z kolei wiosną 1943 roku w szeregach zespołu warszawskiego znajdowało się około 20 żołnierzy, w większości podchorążych. W tym okresie zespół był też podzielony na trzy patrole, którymi dowodzili wspomniani ppor. „Jurek” i por. „Marynarz” oraz ppor. Władysław Welwet ps. „Miś”, „Bogusław Miś”. („Lin” to kryptonim Warszawy).

Zespołem „Zagra-Lin” (skrót od „Kosa Zagra w Linie”) dowodził por. Bernard Drzyzga ps. „Jarosław”, „Bogusław Jarosław”, „Kazimierz 30”. Pod jego komendą służyło 18 żołnierzy. Były to zazwyczaj osoby doskonale znające język niemiecki oraz stosunki panujące w III Rzeszy. Siedzibą „Zagra-Linu” była Warszawa. Posiadał komórki w Bydgoszczy i Kaliszu, oraz w Rydze.

Według niepotwierdzonych źródeł istniały również oddziały w Lublinie i Lwowie, ale nie pozostawiły po sobie śladu, ani po przeprowadzonych akcjach, ani nic nie wiadomo o ich uczestnikach.

KOSA

22 stycznia 1943 r. dowódca Armii Krajowej gen. Rowecki „Grot” wydał rozkaz nr 84, w którym nakazał uporządkowanie struktur walki czynnej. W związku z tym oddział „Osa” wszedł w bezpośrednią zależność od Kierownictwa Dywersji i w związku z tym otrzymał kryptonim „Kosa-30”. Także jego struktury terenowe przybrały podobne kryptonimy, a więc wspomniany już: „Kosa Zagra w Linie”. Choć formalna podległość nastąpiła 1 marca 1943 r., to wszystkie akcje bojowe sygnowane były kryptonimem „Kosa” już od początku 1943 r. W strukturze osobowej nic się nie zmieniło, poza tym, że rozkazy wydawał już nie bezpośredni dowódca AK – gen. „Grot”, a dowódca Kedywu – August Emil Fieldorf ps. „Nil”.

Oddział „Osa-Kosa 30” należy tu odróżnić od działającego, dowodzonego przez por. Ludwika Witkowskiego „Kosa” oddziału warszawskiego Kedywu. Liczebność wszystkich komórek oddziału wynosiła ok. 55 żołnierzy, z czego 6 osób tworzyło zespół krakowski, 43 zaś warszawski. Dalsze 6 to ścisłe kierownictwo oddziału. Charakterystyczną rzeczą jest również to, że większość kadry dowódczej stanowili uciekinierzy z Oflagu II C w Woldenburgu: Zdzisław Pacak-Kuźmirski ps. „Andrzej”, Bernard Drzyzga ps. „Jarosław”, Jerzy Kleczkowski ps. „Jurek”, Edward Madej ps. „Felek”, Mieczysław Uniejewski ps. „Marynarz”, Kazimierz Nowosławski, i Auschwitz – Stanisław Jaster ps. „Hel”. Co ciekawe – wszyscy dowódcy akcji bojowych i patroli występowali pod wspólnym pseudonimem „Bogusław”.

Najbardziej spektakularnymi akcjami „Osy-Kosy 30” były:

Przeprowadzona w Warszawa 13 kwietnia 1943 r. likwidacja Hugo Dietza, kierownika grupy „D” w warszawskim Arbeitsamcie (Urzędzie Pracy), a zarazem szefa Arbeitsamtu w Otwocku, organizującego wywózki Polaków na roboty przymusowe do Niemiec.

Akcja Krüger – zamach na Wyższego Dowódcę SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie, SS-Obergruppenführera Friedricha Wilhelma Krügera, w Krakowie 20 kwietnia 1943. Krüger przeżył zamach, prawdopodobnie odnosząc jedynie niewielkie obrażenia. Akcję przeprowadzili wspólnie żołnierze zespołów warszawskiego i krakowskiego. Po nieudanej akcji zespół krakowski został rozwiązany, a żołnierze przeniesieni do Warszawy

Zamach na funkcjonariusza Gestapo, Karola Schulza, w Warszawie w maju 1943 roku. Akcja zakończyła się niepowodzeniem, gdyż Schulz został jedynie ranny.

„ZAGRA - LIN"

Zupełnie wyjątkowa była 3 sekcja „Osy-Kosy 30”, czyli zagraniczna, mająca przeprowadzać akcje dywersyjne na terenie III Rzeszy lub terenach włączonych do III Rzeszy. Porucznik Bernard Drzyzga (1911 r.) ps. „Jarosław”, „Bogusław Jarosław”, „Kazimierz 30”. Dowodził osiemnastoma żołnierzami, doskonale mówiących po niemiecku i znających stosunki panujące w Niemczech. Pochodził z Tarnowskich Gór, świetnie mówił po niemiecku. Wojnę rozpoczął jako dowódca plutonu przeciwpancernego w szeregach 75. Pułku Piechoty „Chorzów”, w składzie Grupy Operacyjnej Śląsk – wydzielonej jednostki Armii Kraków. Warto dodać, że z tego samego pułku pochodził ostatni dowódca Armii Krajowej gen. Leopold Okulicki, posiadający podówczas stopień majora. Podczas walk na Śląsku Drzyzga dostał się do niewoli i został osadzony w Oflagu (obozie jenieckim dla oficerów) XI B Braunschweig, a następnie przeniesiony do Oflagu II C Woldenberg (obecnie Dobiegniew w woj. lubuskim). Dwa razy próbował ucieczki, trzecia próba się powiodła, gdy 8 maja 1942 r. wraz z trzema kolegami wysłano go za obozowe druty po krzaki wikliny. Wówczas wykorzystali oni nieuwagę wartownika i uciekli. Przez Wronki, Poznań, Kutno i Łowicz, wędrując lasami, pokonując rzeki, korzystając z pomocy polskich kolejarzy Drzyzga dotarł do Warszawy. Tak skontaktował się z „podziemiem”, został zaprzysiężony i włączony do nowej jednostki dywersyjnej „Osa” jako dowódca batalionu.

Na początku działalności w "Zagra-Linie" Bernard Drzyzga popisał się akcją, dzięki której udało się namierzyć zdrajcę w szeregach AK. Konfident uczestniczył w zajęciach konspiracyjnej szkoły oficerskiej. W wyniku jego donosu wielu podchorążych oraz wykładowców trafiło na Pawiak, a potem do obozów koncentracyjnych. Kilku zostało rozstrzelanych. Niemcy wywieźli cennego informatora do Lipska. Dowództwo AK obawiało się, że mógł wiedzieć również o innych szkołach wojskowych i zawiesiło ich działalność do czasu likwidacji zdrajcy. Drzyzga znał jego nazwisko: Drzewiecki. Wiedział, że ma brata, a ich ojciec jest w oflagu. Dzięki tym danym oraz "wtyczce" w wydziale ewidencyjnym warszawskiego magistratu zdobył adres rodziny i podając się za poborcę podatkowego, powiadomił matkę Drzewieckiego, że ten zalega z podatkiem. Zapewnił, że należność można umorzyć, ale musi się z nim skontaktować osobiście. Wtedy matka przekazała mu lipski adres konfidenta.

Szybko się okazało, że ma wielki talent do konspiracji i dywersji. Przydzielono mu zatem niebezpieczne misje, polegające na odtworzeniu we Wrocławiu i w Monachium punktów kontaktowych rozbitej przez Gestapo siatki AK. Podróżował tam z fałszywymi dokumentami jako inspektor Komitetu Białoruskiego, organizacji kolaboracyjnej mającej siedzibę w Warszawie i zajmującej się wysyłaniem do Rzeszy robotników przymusowych. Kilkukrotnie o mało co nie został zdekonspirowany, ale dzięki zimnej krwi, pomysłowości i szczęściu wychodził z opresji obronną ręką.

Podczas jednej z tych misji, będąc przejazdem w Częstochowie, odwiedził byłego kolegę z 75 pułku piechoty, gdzie poznał jego szwagra – pochodzącego z Bydgoszczy Józefa Lewandowskiego. Urodzony w Berlinie, posiadający dokumenty reichsdeutscha, poruszający się swobodnie po całej Rzeszy, będący przedstawicielem firmy budowlanej był cennym nabytkiem siatki dywersyjnej. Miał nerwy ze stali, tupet i szacunek podwładnych, co ułatwiało mu nie tylko kontakty handlowe, ale prowadzenie i dowodzenie akcjami dywersyjnymi. Już wkrótce miał udowodnić swą przydatność i skuteczność. Do siatki dywersyjnej wciągnął swoich krewnych z Bydgoszczy i Kalisza tworząc tym samym prawdziwie „zagraniczną” ekspozyturę „Zagra-Linu”.

Józef Lewandowski, ps. „Jur” do „Zagra-Linu” „wkupił się” wykradzeniem materiałów wybuchowych z magazynów swej firmy. Użył ich potem do konstrukcji bomb, wykorzystanych w akcjach swego oddziału.

Chrztem bojowym Lewandowskiego była likwidacja Drzewieckiego, wcześniej rozpracowanego przez Drzyzgę. „Jur” pojechał do Lipska z wyjątkowej urody łączniczką Mirosławą Wiśniewską ps. „Mirka”. Przez 12 dni próbowali się zbliżyć do zdrajcy, który w końcu zwrócił uwagę na „Mirkę” i zaprosił ją na dansing. Gdy konfident tańczył z „Mirką”, „Jur” niepostrzeżenie podszedł do stolika i wsypał mu cyjanek do piwa. Kiedy muzyka ucichła, dziewczyna powiedziała, że idzie do toalety, lecz od razu wyszła z lokalu. Natomiast „Jur” pozostał do chwili, gdy zdrajca wypiwszy piwo osunął się na podłogę.

KONCERT "JURA"

Swoistym „preludium” był zamach na stacji podziemnej kolejki S-Bahn w kompleksie dworców przy Friedrichstrasse w centrum Berlina, przeprowadzony 24 lutego 1943 r. Józef Lewandowski wraz z czterema uczestnikami, w tym dwoma kuzynami, zdetonował bombę. Według berlińskiej gazety miało zginąć 5 osób. Jednakże późniejsze doniesienia informatorów Lewandowskiego podawały liczbę 36 Niemców zabitych i 78 rannych. Trudno zweryfikować te informacje, ale fakt, że eksplozja nastąpiła pod ziemią i trudno było dotrzeć do poszkodowanych, mogło sprawić, że wielkość ta mogła być prawdziwa.

Do Berlina zamachowcy przyjechali z „przedstawieniem” jeszcze raz i wybrali ten sam dworzec w centrum miasta. 10 kwietnia 1943 r. o godz. 6 rano por. Bernard Drzyzga przybył wraz z małżeństwem Lewandowskich – „Jurem” i „Haliną I” (Stefanią Lewandowską) oraz Leonem Hartwigiem ps. „Leon” z Bydgoszczy. Maria Gajkowska-Wasilewska „Halina W” – łączniczką „Kosy-30”, o której obecności uczestnicy akcji nie wiedzieli, miała dyskretnie obserwować akcję. W razie niepowodzenia, miała  natychmiast wrócić do Warszawy i powiadomić dowództwo. Uczestnicy po przyjeździe poszli na śniadanie do restauracji w Alei Unter den Linden – wiodącej do Bramy Brandenburskiej. Lewandowska i Hartwig wyszli na chwilę i dyskretnie obserwowali obiekt, czy są warunki do tego, aby przeprowadzić akcję. O 6.40 zamachowcy zajęli stanowiska. „Jur” poszedł z walizką, mieszczącą bombę składającą się z 2 kg trotylu, 200 g plastiku i 2 kilogramów gwoździ, do toalety, gdzie ustawił mechanizm zegarowy na godzinę 7.02. O godzinie siódmej bowiem na peron z dwóch przeciwnych kierunków miały wjechać dwa niemieckie składy z żołnierzami urlopowanymi z frontu wschodniego i z zachodniej Europy. „Jur” wszedł na peron podszedł do ławki, na której siedzieli niemieccy oficerowie usiadł na niej. Posiedziawszy chwilę wstał i zostawiając walizkę obok ławki ruszył do wyjścia. Na znak dany przez Drzyzgę zespół opuścił dworzec tuż przed godziną siódmą i udał się na wschód miasta, gdzie z innej stacji przez Eberswalde i Szczecin dojechali do Bydgoszczy. Drzyzga zaś obserwował dworzec z jednej z bocznych ulic, a następnie przez Wrocław, Katowice i Kraków wrócił do Warszawy.

„Nagle nad stacją ukazał się ogromny błysk, a następnie setki mniejszych błysków, aż długi język czerwono-pomarańczowego ognia pokrył dach budynku. W tej samej chwili rozległa się potężna eksplozja, która zatrzęsła chodnikiem, na którym stałem. Przyspieszyłem kroku. Wkrótce usłyszałem straszliwe krzyki, płacze, rozkazy i nawoływania. Panika ogarnęła wszystkich na stacji. Zawyły syreny alarmowe. Ruszyła do akcji policja i pozamykano wyjścia z peronów.” – wspominał po latach Bernard Drzyzga.

Wybuch zniszczył przeszklony sufit hali nad peronami i na wysiadających z pociągów spadł deszcz szklanych odłamków. Zginęło 14 żołnierzy i policjantów, spośród 60 rannych wielu doznało ciężkich obrażeń i mogło umrzeć w następnych dniach. Po zamachach w Berlinie i we Wrocławiu Hitler nakazał Reichsführerowi SS Heinrichowi Himmlerowi osobisty nadzór nad śledztwem. Jak ustaliła SD (Sicherheitsdienst), czyli niemiecka służba bezpieczeństwa SS, zamachowcy przyjechali z Generalnego Gubernatorstwa lub z ziem wcielonych do Rzeszy, ale na ich trop nie wpadła. Władze wyznaczyły nagrodę w wysokości 10 tys. marek za każdego schwytanego „terrorystę”.

„Benefisem” akcji dworcowych był zamach we Wrocławiu (Breslau), przeprowadzony przez ten sam „Wundertem” 23 kwietnia 1943 r. Do Wrocławia przyjechał z Warszawy przez Kraków, Trzebinię i Katowice Bernard Drzyzga, a małżeństwo Lewandowskich z Bydgoszczy przez Częstochowę i Lubliniec dzień wcześniej. Wynajęli pokój przy ul. Brzeskiej (Brigerstrasse) 20, gdzie podjęli decyzję, że zaatakują pociąg o 5.40, ta wczesna pora miała uchronić ich od kontroli, gdyż o tej porze na dworcu nie było wielu żandarmów. O godzinie 5 pojawili się na dworcu. „Halina” i Drzyzga obserwowali peron, „Jur” zaś w toalecie nastawiał mechanizm zegarowy na godz. 5.41. Następnie, podobnie jak w Berlinie umieścił walizkę z bombą koło ławki i na trzy i wyszedł z peronu. Lewandowscy z innego peronu wsiedli do pociągu, jadącego w kierunku Brzegu, który ruszał tuż przed 5.40.

Gdy „Kazimierz 30” zobaczył lokomotywę pociągu wjeżdżającą na tor przy peronie gdzie w walizce tykała bomba wychodził z dworca. Wspominał: „usłyszałem odgłos rozpryskującego się szkła. Przechodnie zatrzymywali się przerażeni, a potem zaczęli biec w kierunku dworca, aby zobaczyć, co się stało. Przyspieszyłem kroku. Gdy dotarłem na melinę i zamknąłem się od wewnątrz, usiadłem na krześle przed oknem i obserwowałem ulicę. Ani żywej duszy. Nastąpiła spóźniona reakcja i zacząłem się pocić. Otarłem twarz chusteczką, po czym bezwiednie wyciągnąłem z kieszeni papierosy i zapaliłem jednego, zaciągając się głęboko z nerwowego napięcia. Chciałem zabić wszystkie myśli. "Halina" i " Jur" byli już w drodze do Brzegu”.

Celem zamachu był wojskowy transport niemieckich żołnierzy urlopowanych z frontu wschodniego. Na miejscu według gazety „Bresslauer Zeitung” zostało ciężko rannych 4 żołnierzy a kilkunastu lżej. Kiedy wrócił 2 dni później do Warszawy, na odprawie w mieszkaniu w Alejach Jerozolimskich dowiedział się, że 4 żołnierzy niemieckich zginęło na miejscu, a wielu było ciężej i lżej rannych.

NIE TYLKO RZESZA

„Zagra-Lin” nie koncentrował się tylko na sianiu paniki w sercach niemieckich miast, ale również dokonywał aktów sabotażu w innych miejscach, w tym m.in. na liniach zaopatrzeniowych frontu wschodniego. Oczywiście znane są akcje podziemia wysadzania linii kolejowych w Generalnym Gubernatorstwie w nocy z 7 na 8 października 1942 r., zwane akcją „wieniec”, ale skutek ich był niewielki (przerwano połączenie na wybranych odcinkach na kilka godzin) zaś represje dotknęły kilkudziesięciu osób (łącznie rozstrzelano i powieszono 89 osób).

Dlatego też postanowiono dywersję przenieść poza Generalną Gubernię. Wśród najbardziej spektakularnych akcji Zagra-Linu było: wysadzenie pociągu z amunicją i sprzętem wojskowym pod Rygą (12 maja 1943 r.), wysadzenie pociągu z ładunkiem żywności i paszy na linii kolejowej Bygoszcz-Gdańsk (24 maja 1943 r.). wysadzenie trzech niemieckich pociągów na Litwie i dwóch kolejnych na Łotwie (czerwiec–lipiec 1943 r.), zamach na restaurację w Rydze „Tylko dla Niemców” (Nur für Deutsche) na początku lipca 1943 r. W lokalu obrzuconym granatami przez żołnierzy „Zagra-Linu” zginęło lub odniosło rany około 100 Niemców.

HITLER NA CELOWNIKU

„Jur” stał również za zaplanowanym zamachem na Adolfa Hitlera, który miał dojść do skutku późną wiosną 1943 r. Dowiedział się on od znajomego oficera SS Rudolfa Teschkego, że za kilka dni do Bydgoszczy przyjedzie specjalny pociąg „Brandenburg”, wiozący samego Führera. Na przygotowanie zamachu było bardzo mało czasu, a jeszcze mniej na powiadomienie o tym Warszawy i uzyskanie zgody od dowództwa „Kosy 30”, a może i samego „Grota”. Na miejsce zamachu wybrano zakręt na 8 kilometrze od stacji Bydgoszcz Główna (Bromberg Hauptbanhof) przechodzącym przez mały zagajnik. Pociąg wiozący Hitlera postanowiono wysadzić w powietrze dwoma silnymi ładunkami wybuchowymi, zakopanymi pod torami na głębokości około 40 cm w odległości około 20 m. Ładunki te wraz z zapalnikami zostały połączone przewodem elektrycznym. W przygotowania wtajemniczono najbardziej zaufanych kolejarzy, będących członkami konspiracji, w tym polskiego dróżnika pełniącego służbę na przejeździe kolejowym w odległości 9 km od Bydgoszczy, a więc kilometr od miejsca zamachu. Miał dać umówiony sygnał latarką, gdyby pociąg z Hitlerem minął jego posterunek. Około godz. 22 zamachowcy zauważyli światła nadjeżdżającego pociągu, ale nie było sygnału od dróżnika. Przepuścili pociąg towarowy i przez blisko godzinę oczekiwali na ten właściwy. Ale pociąg specjalny się nie pojawił. „Jur” odwołał akcję i zamachowcy wycofali się. Wkrótce Lewandowski dowiedział się od bydgoskich Niemców, że w ostatniej chwili Hitler zmienił plany i do Bydgoszczy nie przyjechał.

KONIEC "OSY - KOSY 30"

Niestety brawura młodzieńcza, która była atutem w przeprowadzaniu koronkowych akcji zgubiła również oddział, choć nie dotyczyło to bezpośrednio „Zagra-Linu”.

Niemcy, którzy od dłuższego czasu szukali osób odpowiedzialnych za zamach w Berlinie oraz nieudany zamach na Obergruppenführera Friedricha Wilhelma Krügera pozyskali zdrajcę w oddziale, który doprowadził do potężnej „wsypy”.

W sobotę 5 czerwca 1943 roku Gestapo niespodziewanie otoczyło kościół św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży w Warszawie, w którym odbywał się ślub por. Mieczysława Uniejewskiego ps. „Marynarz” – dowódcy jednego z patroli warszawskiego zespołu „Osy”-„Kosy 30”, z siostrą żołnierza tego oddziału, Teofilą Suchanek. Niemcy zatrzymali wszystkie przebywające w kościele osoby, w tym blisko 25 żołnierzy oddziału, którzy wbrew wszelkim zasadom konspiracji tak dużą grupą wzięli udział w uroczystości. W gronie aresztowanych znaleźli się m.in. por. Jan Papieski vel Papis ps. „Jerzy” (I zastępca komendanta), Aleksandra Sokal ps. „Władka” (łączniczka sztabu) oraz Andrzej Jankowski ps. „Jędrek” i Tadeusz Battek ps. „Góral” (żołnierze ośrodka krakowskiego, uczestnicy zamachu na SS-Obergruppenführera Krügera). 89 zatrzymanych osób przewieziono na Pawiak, gdzie po szybkiej selekcji zwolniono 33 osoby –starców i matki z małymi dziećmi. Szczegółową selekcję przeprowadzono kilka dni później. Więźniów aresztowanych w kościele św. Aleksandra wyprowadzono na więzienne podwórze, a mężczyzna ukryty w pokoju przesłuchań wskazywał Niemcom osoby powiązane z Podziemiem. Podczas konfrontacji rozpoznał trzy osoby: Mieczysława Uniejewskiego, Aleksandrę Sokal i Krystynę Milli. W trakcie dalszego śledztwa, m.in. na podstawie przesłuchań oraz zapisów z notesu Krystyny Milli, zidentyfikowano innych żołnierzy „Osy”-„Kosy 30”. Większość z nich wkrótce rozstrzelano. Pozostałych wywieziono do obozów koncentracyjnych lub zgładzono w inny sposób.

„Wsypa” w kościele św. Aleksandra oznaczała rozbicie warszawskiego zespołu „Osy”-„Kosy 30”. Porucznik Mieczysław Kudelski ps. „Wiktor” podjął próbę odtworzenia go w oparciu o żołnierzy, którym udało się uniknąć aresztowania. 12 lipca 1943 roku „Wiktor” umówił się na rozmowę z jednym z nich – Stanisławem Jasterem ps. „Hel”. Podczas spotkania od godz. 18:00 nieopodal skrzyżowania ulic Nowogrodzkiej i Kruczej podjechał niemiecki samochód policyjny i obaj mężczyźni zostali wciągnięci do samochodu, który natychmiast odjechał w kierunku siedziby Gestapo w al. Szucha. Niedługo później „Wiktor” zginął zamęczony na Szucha.

W tej sytuacji dowództwo AK podjęło decyzję o jego rozwiązaniu, co nastąpiło pod koniec lipca 1943 roku. Dziesięciu ocalałych żołnierzy wcielono do oddziału „Motor 30”, do zespołu bojowego por. „Poli”. Wzięli oni udział w akcji „Góral”, później część z nich skierowano do oddziałów partyzanckich.

Większość zadań rozwiązanej jednostki przejął nowo utworzony oddział „Agat” (skrót od „antygestapo”). Dowództwo AK zdecydowało, że zostanie on zorganizowany na bazie młodzieży harcerskiej, służącej dotąd w szeregach Warszawskich Grup Szturmowych. Spośród byłych żołnierzy „Osy”-„Kosy 30” do „Agatu” przydzielono jedynie szefa komórki wywiadowczej ppor. Aleksandera Kunickiego ps. „Rayski”, jego łączniczkę Irenę Klimesz ps. „Bogna” oraz wywiadowcę Ludwika Żurka ps. „Żak”. W planowaniu i przeprowadzaniu akcji bazowano na doświadczeniach z działalności „Osy”-„Kosy 30”.

Dowódca jednostki „Zagra-Lin” – por. Bernard Drzyzga jako oficer Kedywu został przeniesiony do Łódzkiego Okręgu AK, gdzie zajmował się szkoleniem żołnierzy w akcjach dywersyjnych. Józef Artur Lewandowski „Jur” pozostał w Warszawie do wyłącznej dyspozycji dowódcy Kedywu Augusta Emila Fieldrofa „Nila”.

„...Odznaczony orderami virtuti militari, złotym i srebrnym krzyżem zasługi z mieczami innymi. Ukochany nieodżałowany mąż i ojciec...”

Cześć jego pamięci!

Chętnym do odwiedzenia jego mogiły podaję adres kwatery: 327-2-23-24

                                                                                            Radosław Kieryłowicz

Podczas pisania tekstu korzystałem z następujących materiałów:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Organizacja_Specjalnych_Akcji_Bojowych

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zagra-Lin

https://historia.uwazamrze.pl/artykul/1096096/cios-w-serce-iii-rzeszy

http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/56,35771,20154500,pseudonim-jur,,5.html

https://dzieje.pl/artykulyhistoryczne/bomby-w-berlinie-czyli-polska-dywersja-w-stolicy-iii-rzeszy

https://dorzeczy.pl/74954/AK-atakuje-w-Berlinie.html

https://plus.dziennikpolski24.pl/zagralin-uderza-w-niemcow-terroryzm-czy-sluszna-obrona/ar/12946880

https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/304069950-Jak-AK-przeprowadzila-zamach-w-Berlinie.html

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2017/10/19/kosa-na-niemcow-zamachy-bombowe-armii-krajowej-w-iii-rzeszy/#3

https://hiptuchola.wordpress.com/2011/02/12/tajemnice-zamachu-na-hitlera-cz-i/

Data:
Kategoria: Gospodarka
Tagi: #ak

Aleksander Szumański

Aleszum.blog - https://www.mpolska24.pl/blog/aleszumblog111111

Lwowianin, korespondent światowej prasy polonijnej w USA, Kanadzie,RPA, akredytowany w Polsce. Niezależny dziennikarz i publicysta,literat, poeta, krytyk literacki.
Publikuje również w polskiej prasie lwowskiej "Lwowskie Spotkania".

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.