Nie chce mi się pisać o „taśmach kelnerów” w kontekście naszego premiera, bom uwierzył „Gazecie Wyborczej” (jako człowiek ufny z natury…), że te taśmy to manipulacja i gra wyborcza PiS. Skoro jeszcze kilka tygodni temu za taśmami miała stać obecna formacja rządząca, a wiec taśmy były niewiarygodne, to skąd nagle stały się wiarygodne teraz? Nie nadążam za tymi zmianami, a raczej swoistą biegunką myślową ze strony totalnej opozycji.
Skądinąd mamy teraz rzeczywista, a nie domniemana manipulacje. Najpierw ogłasza się, ze na tych taśmach jest coś o kupowaniu mieszkań na słupa, po czym następnego dnia publikuje się taśmę, na której tego wątku jakoś nie ma. Ale medialne „grzanie” było, tytuły i oskarżenia pozostały.
Pyta mnie dziennikarz czy owe taśmy nie zaszkodzą polskiemu premierowi w relacjach z Niemcami, bo miał się Mateusz Morawiecki wyrażać krytycznie o naszym zachodnim sąsiedzie w kontekście przyjmowania imigrantów. Odpowiadam, że premier Polski jest silny siłą poparcia własnych rodaków, a nie cudzoziemców. I że to go różni od Tuska Donalda, który wisi na poparciu Berlina, a nie Polaków.
Jednak mało żem konsekwentny, bo zapowiedziałem, że o taśmach pisać nie chcę, ale nie zdzierżyłem i napisałem. Czemu? Bo, mówiąc Sienkiewiczem, „hadko” tego już słuchać. Chodzi o Henryka Sienkiewicza, a nie o Bartłomieja. Chociaż i były szef MSW w rządzie PO-PSL też publicznie się wypowiedział, że współczuje polskiemu premierowi. I to temu obecnemu, a nie byłemu...
Zostawmy w końcu te taśmy. Tak na marginesie: w języku sportowym słowo „taśma” ma ważne znaczenie – oznacza bowiem metę biegu lekkoatletycznego. Wzięło się to ze starych czasów, gdy rzeczywiście na mecie była taśma zawieszona między dwoma słupkami, którą zwycięzca zrywał przekraczając linię mety. Teraz taśmy nie ma, jest za to fotokomórka, więcej techniki, mniej romantyzmu. Taśma jest pojęciem również z dwóch innych dyscyplin sportowych: żużla i tenisa. Co do tenisa, to pamiętam do dzisiaj po przeszło czterech dekadach, gdy jako uczeń szkoły podstawowej (skądinąd w Siedlcach) oglądałem w telewizji (a może słuchałem w radio) transmisji zza oceanu z turnieju Masters (1976 w USA), gdy grał Wojciech Fibak. To był przegrany przez Polaka – mimo że wyraźnie prowadził – finał „Turnieju Mistrzów”. Sprawozdawcą był niezapomniany romantyk mikrofonu – Bohdan Tomaszewski, jako nastolatek żołnierz AK, uczestnik Powstania Warszawskiego. Po nieudanym zagraniu Fibaka w siatkę krzyknął „Taśma! To boli!”. Słowa te pamiętam, jakby wypowiedziane były dziś – tak jak inne słynne wyznanie wielkiego Pana Bohdana, który w emocjach komentował zwycięski dla Polaka Władysława Komara konkurs pchnięcia kulą podczas Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972. Wtedy nasz Sarmata – wielkolud zdobył złoty medal, wyprzedzając jednego Amerykanina o jeden centymetr, a drugiego o bodaj cztery – i wówczas to, tuż po zakończeniu zawodów, rozentuzjazmowany, jak my wszyscy, Tomaszewski krzyczał mniej więcej tak: „A teraz Władek Komar biegnie po swoją torbę, którą zostawił przy rzutni. Może ma tam coś cennego. Może zdjęcie kogoś bliskiego? Może pomarańcze?” …
*felieton ukazał się w "Gazecie Polskiej" (10.10.2018)