Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Snowden, wielobiegunowość i imperialne zapędy.

W moim przekonaniu świat wielobiegunowy (prawdziwy oczywiście, a nie taki z 1984 Orwella) jest lepszy od świata zdominowanego przez jedno mocarstwo. Jest w nim o wiele więcej wolności.

Snowden, wielobiegunowość i imperialne zapędy.
źródło: internet

Znów dostałem nieco hejtu za podważenie, w dyskusji na FB , powszechnie w Polsce podzielanej tezy o "imperialnych zapędach Rosji". Temat ten, a właściwie hasło, powraca jak rzucony bumerang za każdym razem gdy coś się dzieje na świecie, gdy gdzieś jest konflikt w którym otwarcie, czy mniej otwarcie zaangażowane są siły wielkich mocarstw. I zawsze gdy interweniuję, przedstawiając swoje zdanie na ten temat, pojawiają się różni hejterzy, którzy dopatrują się we mnie "użytecznego idioty", albo po prostu "agenta" Rosji, czy osobiście Putina.

No cóż - nie będę udowadniał, że nie jestem wielbłądem, bo to bezcelowe (choć mógłbym to udowodnić bez trudu wykazując, że w odróżnieniu od wielbłąda jestem w stanie przeżyć dwa tygodnie PIJĄC). Chciałbym jedynie wyjaśnić pewne sprawy i zwrócić uwagę na niedobre zjawiska w rozumieniu kwestii polityki międzynarodowej, planów z nią związanych i układów sił. A także, zwyczajnie, WOLNOŚCI.

Wszyscy chyba interesujący się sprawami międzynarodowymi od jakiegoś czasu (powiedzmy od początku lat 2010) słyszeli o Edwardzie Snowdenie. Jest to facet, który ujawnił przeróżne nieczyste sprawy i sprawki władz USA pokazując, jak bardzo nieczysto grają władze w Waszyngtonie zarówno w polityce wewnętrznej jak i na arenie międzynarodowej. Nikt nie podważał specjalnie ujawnionych przez niego faktów, natomiast polityka USA w tej sprawie ulegała dość ciekawej ewolucji.

Otóż gdy Snowden ujawnił pierwszy pakiet informacji stał się natychmiast wrogiem USA, oskarżano go o szpiegostwo itp. Ukrył się najpierw w Hong Kongu, następnie uciekł do Rosji. Początkowo ogromna siła ataku na niego została skierowana przez media, które dziś są w USA (i nie tylko) ściśle powiązane z władzą, w gigantycznej akcji przedstawiania go jako zdrajcy. Problem w tym, że trudno było podważyć to co ujawnił i okazało się, że większość zachodniej opinii publicznej oparła się jednak tej propagandzie. W Internecie - miejscu jeszcze nie kontrolowanym w pełni przez władzę i jej media - Snowden zdobył sobie ogromną popularność i życzliwość jako ten, który ujawnia paskudne sprawki rządzących. Po krótkim czasie zostawiono go więc w spokoju stawiając na zapomnienie. I to się udało - dziś praktycznie się już o Snowdenie nie pamięta pomimo nawet nakręconego o nim filmu. To znaczy nie pamięta się o nim tu, u nas, w strefie wpływów USA.

Jaki to ma związek z "imperialnymi zapędami Rosji"? Ano moim zdaniem ma.

W Polsce panuje przekonanie, że nawet jeśli USA to nie jest w pełni raj, to Rosja jest złem absolutnym. To powszechne przekonanie odpowiada skądinąd DOKŁADNIE obrazowi Rosji i jej polityki przedstawianym przez zachodnie, mainstreamowe media. Jest to oczywiście wizja tak samo nieprawdziwa jak i karykaturalna, i niestety powszechna. Każda próba dyskusji na ten temat z wyznawcą teorii "zła absolutnego" kończy się w zasadzie natychmiast po rozpoczęciu - "przecież to oczywiste", "no nie żartuj przecież - Stalin, GUŁAG, zsyłki", bez jakiejkolwiek możliwości dyskusji, bez jakiejkolwiek refleksji. Co ciekawe przekłada się to również na ogromną większość publikowanych w mediach analiz sytuacji politycznej i gospodarczej Rosji oraz pozycji Putina: są one w zasadzie w całości nietrafione, przedstawiają co najwyżej pobożne życzenia autorów opracowań, a nie stan faktyczny. Bardzo zabawne jest czytanie po kilku latach różnych prognoz w tym temacie.

Brak zrozumienia tego, o co chodzi we wciąż trwającym konflikcie na świecie jest dość powszechny. Większość ludzi widząc ten konflikt - bo trudno go nie zobaczyć przecież - stosuje całkowicie binarne rozumowanie na zasadzie: "albo jedni, albo drudzy", "wolę jednak dominację Holywwod i McDonaldsa od kagiebisty Putina".

Świat nie jest binarny i w tym konflikcie wcale nie chodzi o to, czy to będzie świat rosyjski, czy amerykański. Wynikiem konfliktu, z którym mamy obecnie do czynienia, będzie albo świat całkowicie amerykański, albo świat wielobiegunowy. To ogromna różnica. Skąd to wiem? To proste - widzę co się dzieje, staram się analizować przychodzące do mnie informacje, pamiętać o tym, co było kiedyś i włączać to do moich analiz bez przepuszczania tego przez nienawiść/pogardę/strach w stosunku do Rosji, czyli błędny filtr, który stosuje ogromna część komentatorów.

Co z tego wynika?

Ano jasno wynika, że jeśli mamy mówić o "imperialnych planach" to o wiele łatwiej będzie nam je znaleźć po stronie USA niż Rosji. Wystarczy na przykład porównać liczbę baz wojskowych obu stron rozmieszczonych w pobliżu granic przeciwnika. Już samo to jest wystarczające, a przecież jest cała historia polityki zagranicznej jednego i drugiego państwa od czasu upadku ZSRR do dziś. Z jednej strony mamy ogromne, utracone terytorium i zamianę ZSRR w Rosję, po utracie republik, przerażające załamanie gospodarcze i praktycznie rozkład państwa, mamy likwidację Układu Warszawskiego, czyli pełnej kontroli nie tylko nad swoją armią, ale i nad silnymi armiami państw satelitów, a z drugiej strony mamy ogromne powiększenie NATO, wojny, ciągłe groźby wojen oraz świadomie wprowadzony chaos na Bliskim Wschodzie, a przedtem na Bałkanach, w Afryce, wyrwanie spod kontroli Moskwy Ukrainy, Gruzji i niektórych innych dawnych republik ZSRR. Widać to w narzucaniu bądź próbach narzucania innym państwom traktatów takich jak TTIP wbrew woli nie tylko obywateli, ale nawet demokratycznie wybranych przedstawicieli tych obywateli. Widać to oczywiście również w przytłaczającej dominacji amerykańskiej kultury masowej i całej polityce sprowadzania ludzi do roli prostych konsumentów.

Gra idzie o pełną dominację lub wielobiegunowość. Oznacza to, że albo jedno mocarstwo rządzi wszystkim albo żadne mocarstwo nie ma pełnej kontroli nad wszystkim. Tak po prostu.

Tak, uważam, że USA wyobrażają sobie (lecz chyba jednak nie jest to możliwe), że Waszyngton powinien kontrolować WSZYSTKO. Jest to lustrzane odbicie wersetu Międzynarodówki:

"...Gdy związek nasz bratni ogarnie ludzki ród..."

Natomiast po stronie Moskwy nie widać ŻADNYCH działań, ani nawet haseł wskazujących na próbę GLOBALNEJ dominacji. Dla każdego zdrowo myślącego człowieka oczywistym jest, że państwo o PKB na poziomie wartości PKB Wielkiej Brytanii nie ma żadnych możliwości zdominowania świata. Żeby nie wiem jak chciało. Ma oczywiście możliwość, dzięki posiadaniu guzika atomowego, odgrywać ważną rolę w polityce międzynarodowej, ale to wszystko. Tak jak taką możliwość mają Chiny, czy Indie...

Zaraz mi ktoś tutaj przypomni Donbas czy Krym. Ktoś inny powie, że przecież Rosja całkiem otwarcie wspiera Assada w Syrii. Oczywiście, że Rosja umacnia swoje pozycje (dziwne byłoby, gdyby tego nie robiła), ale warto tutaj zauważyć, że za każdym razem jest to REAKCJA na działania USA, a nie inicjatywa "imperialna". Oczywiście, że ważne są wpływy, ale przecież nie ma niczego specjalnego i nadzwyczajnego we "wpływach" i ich kontroli. Na tym przecież polega cała polityka międzynarodowa. W świecie zdominowanym przez jedno mocarstwo nie byłoby w ogóle polityki międzynarodowej, a wpływ byłby jeden. Byłoby wykonywanie poleceń, tak jak teraz faktycznie ma to miejsce w ogromnym stopniu w Polsce.

W moim przekonaniu świat wielobiegunowy (prawdziwy oczywiście, a nie taki z 1984 Orwella) jest lepszy od świata zdominowanego przez jedno mocarstwo. Jest w nim o wiele więcej wolności. W świecie wielobiegunowym Snowden ma gdzie uciec, tak jak i Suworow ma gdzie uciec, więc ci, którym marzy się pełna dominacja muszą się liczyć z problemami, barierami, granicami swojej władzy. A blokowanie zapędów ludzi u władzy jest ZAWSZE dobre. Bez tych blokad po prostu władza się degeneruje. Wystarczy popatrzeć na to, co się dzieje w państwie, w którym nie ma realnie funkcjonującej opozycji - władza wprowadza tam najbardziej głupie i szkodliwe prawa, przeciwko którym nie ma żadnego realnego oporu, żeby daleko nie szukać... jeśli rozumieją Państwo co mogę mieć w tym momencie na myśli. (Jak to mówią Francuzi: à bon entendeur salut*).

-------------
* (fr) kto chce, ten zrozumie.


Data:
Kategoria: Świat
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.