wPolityce.pl: Jak Pana zdaniem zmieni się niemiecka scena polityczna po wyborach do Bundestagu?
Ryszard Czarnecki: Po raz czwarty wygra kanclerz Merkel, wyrówna rekord swego poprzednika Helmuta Kohla, który też był cztery razy kanclerzem. To dobrze dla Polski, bo ona jest pragmatyczna w przeciwieństwie do bardzo ideologicznego Schulza, który jest antypolski. Rzecz rozgrywa się o to, kto będzie koalicjantem CDU, czy będzie wielka koalicja czarno-czerwona CDU-SPD, czy też tzw. koalicja jamajska, czyli CDU-CSU, liberałowie (FDP) i Zieloni.
Która opcja może przeważyć?
Kanclerz Merkel dąży chyba do tego, żeby to była wielka koalicja, bo to jej da największy luksus rządzenia. Wydaje się, że największą partią opozycyjną będzie Alternatywa dla Niemiec, która jest partią antyimigracyjną i eurosceptyczną. To oznacza, że z tych 10 proc., które zapewne osiągną, w ciągu 4 lat mogą urosnąć nawet dwa razy. To z kolei będzie warunkowało niemiecką scenę polityczną na najbliższe lata.
AfD może stać się de facto trzecią siłą w niemieckim parlamencie?
Z sondaży wynika, że jest to bardzo prawdopodobne. AfD zmieni się w realną opozycję. Nie taką w białych rękawiczkach typu liberałowie czy Zieleni, ale prawdziwą opozycję. To może bardzo poważnie wpływać na wynik wyborów i przemeblować scenę polityczną w Niemczech. Kto będzie w koalicji będzie też miało znaczenie dla Polski.
Jaki układ byłby tutaj najkorzystniejszy dla Polski?
Najgorszy scenariusz dla Polski to taki, kiedy Martin Schulz zostanie szefem MSZ, bo wtedy będzie nam robił problemy. Także Christian, szef liberałów, gdyby nim został byłby dla nas trudnym partnerem, bo jest bardzo prorosyjski. A może zostanie nim pierwszy w historii Niemiec na tym stanowisku muzułmanin Cem Özdemir?
* rozmawiał Piotr Czartoryski-Sziler, wPolityce.pl (24.09.2017)
mPolska24
