Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

W obronie konstytucji kwietniowej

W niedzielę przypadła zupełnie nieokrągła rocznica podpisania przez prezydenta Ignacego Mościckiego Ustawy Konstytucyjnej, która do historii przeszła jako konstytucja kwietniowa. Dokumentowi stawia się często zarzut braku gwarancji demokratycznych mechanizmów sprawowania władzy czy też brak wolności. Nie mam zamiaru gloryfikować tutaj konstytucji kwietniowej, chociaż jako nieobowiązujący akt prawny jest bardzo interesująca, ale nie mam zamiaru jej również atakować.

W obronie konstytucji kwietniowej
Konstytucja RP z 23 kwietnia 1935 r.
źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File%3AUstawa_konstytucyjna_z_23_kwietnia_1935_Wystawa_Insygnia_wolno%C5%9Bci_2015.jpg, By Katarzyna Czerwińska (Senat Rzeczypospolitej Polskiej) [CC BY-SA 3.0 pl (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl/deed.en

Zabrakło czasu

Ustawa konstytucyjna z 23 kwietnia 1935 r. zaczęła obowiązywać już następnego dnia. A do kiedy była głównym aktem prawnym Rzeczypospolitej Polskiej? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Na pewno do wybuchu II wojny światowej. Po dymisji prezydenta Mościckiego uruchomiono konstytucyjne procedury wyznaczania następców prezydenta i taki stan rzeczy utrzymywał się do 1990 r. Rząd na wychodźctwie istniał i funkcjonował właśnie na podstawie tej przedwojennej konstytucji.

Jednak to lata 1935-39 można traktować jako czas, w którym polityczną rzeczywistość kształtowała konstytucja z 1935 r. Był to czas bardzo krótki. Tyle samo obowiązywała konstytucja marcowa przez przyjęciem noweli sierpniowej, a po tym wydarzeniu było to 9 kolejnych lat. Czy krótki czas obowiązywania konstytucji uniemożliwia stawianie jej zarzutów. Oczywiście nie. Trzeba jednak pamiętać, że w ciągu tych 4 lat wybory parlamentarne odbyły się tylko dwa razy, a oba Sejmy zostały rozwiązane przed zakończeniem kadencji. Wybory prezydenckie nie odbyły się ani razu.

Prezydent-król

Gdy porównamy uprawnienia prezydenta dane mu przez konstytucję marcową, głowę państwa możemy porównać do monarchy parlamentarnego. Pełnił funkcję reprezentacyjne, a uprawnienia polityczne miał niewielkie. Dziś mówi się, że prezydent “pilnuje żyrandola”, przed wojną mówiono, że głównym zajęciem prezydenta jest “przecinanie wstąg na wystawach chryzantem”. “Kwietniowego” prezydenta również można przyrównać do monarchy, ale konstytucyjnego. Konstytucyjnego, nie absolutnego jak chcieliby niektórzy. W monarchii absolutnej konstytucji być nie może, bo ogranicza ona absolutyzm, a w Polsce jednak była.

Już prawnicy współcześni konstytucji kwietniowej zauważyli, że mogła ona ewoluować w kierunku prezydenckiej dyktatury lub współdziałania głowy państwa z innymi organami państwa. Gdyby Piłsudski został prezydentem, to należałoby się spodziewać tego pierwszego scenariusza. Marszałek jednak głową państwa nie został, funkcję tę dalej pełnił Ignacy Mościcki, którego pozycja była nieporównywalnie słabsza. Bardzo ciężko sytuację w Polsce nazwać “dyktaturą Mościckiego”. Gdybanie historii nie zmieni, ale nie można wykluczyć, że faktyczny brak ośrodka politycznego i prowadzenie polityki państwa przez triumwirat Mościcki-Rydz-Beck wypracowałby pozakonstytucyjne mechanizmy podziału władzy i zadań politycznych. Wtedy właśnie mielibyśmy sytuację charakterystyczną dla współczesnych monarchii konstytucyjnych. Uprawnienia monarchów opisane w ustawach zasadniczych czynią z nich niemalże jednowładców, a praktyka dnia codziennego pokazuje, że wszystkie czynności wykonują na wniosek i za zgodą innych instytucji lub za ich pośrednictwem. Podobnie mogłoby być w “kwietniowej” Polsce.

Nie samą konstytucją żyje państwo

Konstytucja z 1935 r. mówiła wprost o braku podziału władzy (art. 2), nadawała także instytucjom państwowym prawo do kształtowania życia społecznego (art. 4) i niedopuszczania do zachowań sprzecznych z celami państwa (art. 10). Był to jasny przekaz, że prezydent jest politycznym numerem jeden. Oczywiście istniały inne instytucje realizujące zadania władzy ustawodawczej, wykonawczej czy też sądowniczej, ale pozostawały one pod zwierzchnictwem prezydenta. Z dzisiejszego punktu widzenia trzeba by to określić jako system “niedemokratyczny”.

Znów jednak trzeba zwrócić uwagę na perspektywę czasową. Cztery lata to mało, możemy jednak porównać je z latami wcześniejszymi i późniejszymi. Po przewrocie majowym sanacja potrafiła usadowić się na najważniejszych stołkach państwowych na mocy konstytucji marcowej, którą szybko znowelizowano. “Wybory brzeskie” to rok 1930, więc dobrych kilka lat przed zmianą ustawy zasadniczej. Ordynacje wyborcze do Sejmu i Senatu z lipca 1935 r. nie były elementami konstytucji, ale oddzielnymi aktami prawnymi. Co ciekawe, reguły wyborów posłów na Sejm tak bardzo faworyzowały kandydatów wskazywanych przez władzę, że po wojnie władza “ludowa” nie musiała tworzyć własnej ordynacji i korzystała z sanacyjnych rozwiązań.

Polska Ludowa to kolejny przedział czasu, który może być materiałem do porównania z II RP od 1935 r. Konstytucja lipcowa z 1952 r. gwarantowała wszelkie swobody obywatelskie i mechanizmy demokratyczne, ale rzeczywistość boleśnie weryfikowała te pobożne (jeżeli to odpowiednie słowo do opisania stalinowskiej konstytucji) życzenia. Znów wracamy do tego, że rozdźwięk między teorią konstytucji, a praktyką sprawowania władzy uwidacznia się po czasie, którego pokwietniowej Polsce zabrakło.

Gdzie te wolności?

Konstytucji z 1935 r. stawia się zarzut, że nie gwarantowała ona wolności obywatelskich. Jeżeli wczytamy się uważnie w ten dokument, to zauwżymy, że artykuł 81 zakończył obowiązywanie poprzedniej konstytucji z roku 1921. Jednocześnie w tym samym artykule można przeczytać, że art. 99, 109-118 oraz 120 konstytucji marcowej pozostawały w mocy. Przepisy te dotyczyły m.in. ochrony prawa własności zarówno indywidualnej, jak i zbiorowej czy instytucjonalnej; wolność sumienia i wyznania czy też swobodę prowadzenia badań naukowych. Jednocześnie art. 5 konstytucji kwietniowej stanowił, że “twórczość jednostki jest dźwignią życia zbiorowego”, a “państwo zapewnia obywatelom możność rozwoju ich wartości osobistych oraz wolność sumienia, słowa i zrzeszeń”. To, że ich granicą jest dobro powszechne i cele państwa, nie dziwi nawet dzisiaj, zwłaszcza w kontekście zagrożenia terroryzmem.

Jak trwoga, to do… ludu

Prezydenta w bezpośrednich wyborach wybrano w Polsce po raz pierwszy w 1990 r. Wcześniej dokonywało tego Zgromadzenie Narodowe (1922 r.; 1922 r., 1926 r.; 1933 r.; 1989 r.) lub (z powodu “chwilowego” braku Senatu) wyłącznie Sejm (1947 r.). Konstytucja kwietniowa wprowadziła niespotykany ani wcześniej, ani później sposób wyboru głowy państwa. Było do niego uprawniona 80-cio osobowe Zgromadzenie Elektorów. Osoby zainteresowane składem tego gremium odsyłam do art. 17 konstytucji kwietniowej. Zgromadzenie miało obowiązek wyboru kandydata, natomiast prezydent miał takie prawo. Gdyby prezydent nie wskazał w ciągu 7 dni swojego kandydata, to ważnie wybranym prezydentem stawał się kandydat wybrany przez Zgromadzenie Elektorów. Jeżeli jednak dotychczasowy prezydent wskazał swojego kandydata, to nowego prezydenta obywatele wybierali w powszechnych wyborach. Ilu prezydentów w ten sposób wybrano? Ani jednego, czyli dokładnie tylu, ilu wybrano przez Zgromadzenie Elektorów. W czasie obowiązywania konstytucji kwietniowej nie wybrano żadnego prezydenta, co jest to kolejnym dowodem na to, że warto być ostrożnym przy stawianiu zarzutów konstytucji.

Pewnie ktoś powie, że do powszechnych wyborów by nie doszło, bo Zgromadzenie Elektorów to sanacja i prezydent też sanator, to gdzie tu miejsce na dwóch kandydatów? Przysłowie mówi, że “gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania” a “szorstka, męska przyjaźń” u przedstawicieli tego samego obozu politycznego nie jest niczym nowym. Gdyby prezydentem był Piłsudski, to nie próbowano by wybrać nikogo innego. Ale dlaczego instytucje polityczne, które nawet razem nie równoważyły władzy prezydenta, nie miałyby skorzystać z możliwości dania głowie państwa prztyczka w nos i przedstawienia mu takiego kandydata na następcę, że ten nie mógłby go zaakceptować. Jaki byłby wynik wyborów powszechnych? Nie wiadomo, ale pierwsze wybory prezydenckie po wprowadzeniu konstytucji kwietniowej miały się odbyć w 1940 r. i jeśli doszłoby wtedy do wyłonienia dwóch kandydatów, to powszechne i bezpośrednie wybory prezydenckie odbyłyby się 50 lat wcześniej, niż to faktycznie miało miejsce.

Co przyczyną, co skutkiem?

Na początku napisałem, że nie mam zamiaru konstytucji ani gloryfikować, ani atakować. Chciałem pokazać, że konstytucja kwietniowa nie była przyczyną systemu autorytarnego w przedwojennej Polsce, ale jej efektem. Dyktator nie musi mieć dyktatorskiej konstytucji, wystarczy mu władza łamania i obchodzenia dowolnych przepisów. Tak właśnie uchwalano konstytucję kwietniową: szybko i naginając procedury, bo był ktoś, kto spod krzaczastych brwi patrzył i spod sumiastego wąsa poganiał. Chichotem historii jest to, że kiedy do stołu podano deser, nie było już komu go zjeść.

A tak na marginesie: warto czytać konstytucje.

Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.