Pewna spółka z branży komputerowej (podaję za GW z 7.4.2017) – spółka nie byle jaka, bo zajmująca 129 miejsce w rankingu polskich eksporterów – złożyła wniosek o upadłość z powodu utraty płynności finansowej. Powodem jest zajęcie przez fiskusa ponad 30 mln złotych. Urzędnicy skarbówki twierdzili – niesłusznie – iż firma winna zapłacić 23% podatku VAT od zagranicznych transakcji.
Tego rodzaju postępowanie samo w sobie jest trudne do zaakceptowania w państwie prawa. Nie jest przecież oczywiste, czy fiskus ma rację – o tym dopiero może zadecydować niezawisły sąd – a firma, której zablokowane pieniądze nie może działać.
Ale w tej sprawie sięgnięto po jeszcze wyższy stopień bezprawia. Oto bowiem Naczelny Sąd Administracyjny wydał prawomocny wyrok nakazujący skarbówce zwrócenie firmie prawie 33 milionów złotych. Ale fiskus postanowił po prostu… prawomocnego wyroku sąd nie wykonać!
Oczywiście przykład idzie z góry: skoro rząd może nie uznawać orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, to podległy mu urzędnik może mieć w głębokim poważaniu wyrok NSA.
Pytanie, jakie mogą być kolejne kroki takiego lekceważenia sądowych orzeczeń. Można sobie przecież wyobrazić, iż podporządkowana ministrowi Błaszczakowi policja zatrzymuje młodego człowieka (bo np. protestował przeciwko przemarszowi ONR–u), podporządkowany ministrowi Ziobrze prokurator występuje do sądu o areszt dla zatrzymanego, jednak sąd nakazuje jego wypuszczenie – a chłopak …nadal siedzi. Bo sąd sądem, a my, władza, wiemy i robimy swoje.
Niemożliwe? Nieprawdopodobne? Przypomnijmy sobie, co półtora roku temu wydawało się nam, że jest niemożliwe i nieprawdopodobne. I porównajmy z tym, co dzieje się teraz.