Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Szczyt brukselski - czyli jak doszło do wyboru Tuska

Kwestią budzącą ostatnio największe emocje był wybór D. Tuska na szefa Rady Europejskiej. Znamy efekty tej batalii, nie doczekaliśmy się jednak wiarygodnych wyjaśnień jak ona przebiegała. Niniejsza notka jest próbą odpowiedzi na to pytanie, jak również wyjaśnieniem, dlaczego "Rzeczpospolita" zmanipulowała dzisiejszy wywiad M. Le Pen wkładając jej w usta słowa o rzekomym sojuszu z J.Kaczyńskim.

Elekcja Tuska
W momencie powoływania na stanowisko szefa RE Tusk miał poparcie PL. Nie tylko kierowanego przez siebie rządu, ale i opozycji czyli PiSu. Poparcie to jednak utracił działając przeciw nowemu rządowi polskiemu (rządowi Szydło): inspirując procedurę badania praworządności w PL, wspierając kolejne skargi opozycji, wreszcie już otwarcie wspierając próbę puczu przeciw demokratycznie wybranym władzom.

W tej sytuacji PiS zmieniło swój stosunek wobec piastowania przez Tuska stanowiska szefa RE, jednak nie za wszelką cenę. W okolicach terminu elekcji powstała bowiem koalicja antytuskowa, złożona głównie z socjalistów. PiS nie wsparł jej jednak mimo, iż raczej na pewno takie rachuby pojawiały się. Dlaczego? Myślę, że po pierwsze chodziło o kwestie ideowe. Konserwatywnemu PiS jest daleko do socjalistów. Po drugie od dłuższego czasu trwały poufne rozmowy Kaczyńskiego z Merkel, podczas których szef PIS zapewniany był, że jeśli tego zechce Tusk nie będzie szefem RE (wg szefa PIS ostatnie takie zapewnienie słyszał 10 tyg. przed wyborami). Być może to zadecydowało. Koalicja antytuskowa padła. Wówczas prawdopodobnie stanowisko Niemców w sprawie Tuska uległo utwardzeniu, albo po prostu zażądano jakichś koncesji politycznych w zamian. Widząc się ostatecznie wyślizganym PiS rozpoczęło swoją słynną szarżę z Saryusz-Wolskim. Do wyboru miało albo polec w boju, psując wielu humory, i pokazując, że może i PL daje się oszukiwać, ale nie będzie już to bezproblemowe. Albo spuścić głowę i w milczeniu poddać się większości.

W tej sytuacji Merkel wcisnęła hamulec wszczynając silną antypolską akcję dyplomatyczną. Jej cel był następujący: pokazać PiS, że albo gracie w naszej drużynie, wg naszych reguł, albo zostaniecie sami. I to się Merkel udało. Sukces ten jest jednak sukcesem połowicznym. Nie udało się bowiem wymusić wariantu najkorzystniejszego, czyli wymuszenia by PL pokornie spuściła głowę dostając pewnie w zamian jakieś koncesje natury personalnej dla polityków czy gospodarczej, jak to było dotąd (innymi słowy nie przyjęła łapówki). I to jest właśnie ta nowa sytuacja, o której mówił Kaczyński czyli zyskanie podmiotowości, czyli poważnego liczenia się z polskimi racjami również jako podmiotu w UE. 

Co z tego typu  podmiotowości wynika? Początkowo straty, dość pewny dochód z łapówek zostanie bowiem stracony, w zamian pojawi się szansa na dopuszczenie do stołu, gdzie dzieli się prawdziwe frukta, szansa ale nie pewność. Jednak tylko tak można wyjść z tzw. pułapki średniego rozwoju. Stąd też wypowiedź Waszczykowskiego w SE, oznaczająca jedno: nie będziemy już wierzyć Niemcom na słowo, bo nas oszukali.

Tak widzę to co rozegrało się na europejskim poletku. A wywód ten opiera się głównie na wypowiedziach publicznych Kaczyńskiego oraz tweecie JSW. Podstawa jest więc dość krucha, tyle że inne wywody raczej nie wytrzymują krytyki. Najbardziej trendy w opozycji jest ta, że Kaczyński mścił się na Tusku. Gdyby to był główny cel Kaczyńskiego to raczej wcześniej wsparłby koalicję socjalistów, wbrew interesom PL, ale wówczas prawdopodobieństwo odebrania stanowiska Tuskowi byłoby największe.
 
Druga teoria nie tłumaczy motywów działania rządu PL, ale wskazuje na motywy działania 27 krajów: potępienie łamania praworządności i demokracji w PL. Próbując potraktować tę teorię poważnie założyć musielibyśmy, że krajom UE realnie zależy na przestrzeganiu zasad i procedur demokratycznych. Tak nie jest, wystarczy wskazać na Francję, gdzie od kilku miesięcy trwa stan wyjątkowy, to co się dzieje w Holandii, wolność prasy w Niemczech itd. itp. W porównaniu z tymi państwami demokracja w PL ma się bardzo dobrze. Inaczej jest już jednak z odmianą tej teorii, czyli: nowym państwom wolno mniej. To już jest teoria mająca, moim zdaniem, realne podstawy, bo przecież kmieciowi ze wsi niby wolno to samo co wysoce kulturalnemu mieszkańcowi wielkiego miasta, de facto jednak, wysoce kulturalni mieszkańcy wielkich miast często widzą to inaczej.

Dlaczego Niemcy tak mocno wsparły Tuska
Na marginesie tych rozważań, plasuje się inny temat, ale też kluczowy. Dlaczego Niemcy aż tak mocno wsparły Tuska i wystąpiły przeciw Kaczyńskiemu?
Moim zdaniem wynika to z real politik. Po zimnej wojnie w UE to raczej koncert mocarstw wypiera politykę budowania wspólnoty. Łatwo zauważyć, że obecną UE dominują Niemcy. Dzieje sie tak dzięki odnowieniu polityki bismarckowskiej czyli silnego sojuszu z Rosją, w oparciu o który doszło do zmajoryzowania przez Niemcy krajów Europy Wschodniej. Najprawdopodobniej Niemcy zawarły w tym sojusz z Francją, dając jej carte blanche na majoryzowanie tradycyjnych sfer wpływów francuskich. Niemcom wyszło jednak znacznie lepiej stąd ich silniejsza pozycja w dzisiejszej UE i wyraźna przewaga nad Francją, która na razie zadowala się pozycją nr 2. Prawdopodobnie sytuacja ta stała się jednym kluczowych powodów Brexitu, bo taka była zawsze postawa Brytyjczyków - kontra wobec najsilniejszego kraju na kontynencie, pozycja sojuszu francusko - niemieckiego była jednak, zapewne, tak duża, że Brytyjczycy powiedzieli Veto, stąd też potrzeba sojuszu z Londyn - Warszawa, czyli z partnerem któremu również powinno zależeć na rozerwaniu osi Berlin-Paryż-Moskwa, jak  i próba odbudowy Międzymorza przez USA.
 
W tej układance PL jest krajem kluczowym. Wcześniej czy później musi bowiem dojść do rozerwania/przebudowy sojuszu Berlina z Paryżem. Jeśli nawet Le Pen nie dojdzie do władzy teraz to jedyną możliwością jej zablokowania będzie przejęcie kluczowych elementów programu FN, a to oznaczać będzie konflikt z Niemcami, choćby na tle imigracji muzułmanów. Najprostsze drogi do odebrania Niemcom dominującej pozycji to albo odebranie im kontroli nad walutą euro - co pozwala im trzymać w szachu kraje śródziemnomorskie, albo odebranie Niemcom kontroli na wschodzie. Tłumaczyłoby to dzisiejszą prowokację Rzeczypospolitej, gazety Hajdarowicza - kumpla Grasia spod śmietnika. Uważam to za sprytną prowokację Niemiec. Sprytną i celną, ponieważ uderzającą w ewentualny antyniemiecki sojusz Wyszehrad - Paryż, który wcześniej czy później stanie na tapecie, dlatego też posłowie i media proniemieckiego PO tak mocno ciągną ten temat nawet wbrew faktom. Bo Le Pen, też zdając sobie sprawę z delikatnej sytuacji uciekała z werbalizacji tej kwestii jak mogła. 

W takiej sytuacji wyzbywanie się przez Niemcy narzędzia takiego jak Donald Tusk i powolne PO byłoby z ich strony dużym błędem. Utrudniałoby bowiem wpływ na obecną postawę Kaczyńskiego. Nawet płacenie PL za wsparcie realną walutą, a nie łapówkami nie daje przecież pewności pozostania Warszawy w niemieckim orszaku, zwłaszcza PL pod rządami Kaczyńskiego, znanego przecież z realnego uprawiania polityki, autora bardzo spektakularnych wolt (rząd Solidarność-ZSL-SD, zerwanie Magdalenki, rząd PiS-So-LPR czy dzisiejszego cichego sojuszu z postkomunistami Millera). Niemcy muszą mieć bat na PiS, nawet wtedy, gdy nie będą go używać. Stąd wynika też inny wniosek: dopóki PO reprezentować będzie w PL niemieckie interesy i dopóki Niemcy będą silne, liderzy tej partii mogą spać spokojnie. Chleba im nie zabraknie.

UPD

Polska w izolacji?
Innym powszechnie odtrąbionym efektem szczytu jest teza o rzekomej izolacji Polski. Jest to o tyle prawdą, że w Brukseli rzeczywiście nikt nie poparł polskiego stanowiska i głosowanie 27:1 rzeczywiście miało miejsce. Dlaczego więc piszę rzekomej izolacji, nie faktycznej? Ano zaraz po szczycie z szeregów Wyszehradu napłynęły głosy o zrozumieniu dla stanowiska PL. Następnego dnia po szczycie ze strony państw Beneluxu przyszło zaproszenie o rozmowy o wspólnym z PL stanowisku. Czy to świadczy o izolacji?
W dniu głosowania prezydent elekt Donald Tusk wygłosił zaś starannie przygotowany komunikat skierowany do PL. Brzmiał on: nie palcie mostów. Myślę, że komunikat ten rozumieć można dwojako. Albo są to słowa kanclerz Merkel wygłoszone ustami jej nominata, albo też inicjatywa własna Tuska.

Co świadczyłoby, że to słowa Merkelowej? Otóż zaraz po szczycie w prestiżowej niemieckiej gazecie ukazuje się artykuł z tezą: a może to był błąd? może nie należało narażać przyjaźni z PL, dla przeciętnego Tuska? Zaraz też poparły go następne teksty, których wymowa jest następująca: no przecież my Niemcy wcale nie chcemy Tuska, nie możemy sobie jednak pozwolić na to, by pan Kaczyński niszczył nasze aktywa w PL grożąc aresztowaniami i podobnymi sankcjami. W odpowiedzi, ktoś z PL powiedział: "sprawdzam" poprzez zapytanie, czy Niemcy są gotowi oddać głowę Tuska (wezwanie prokuratorskie). Riposta była błyskawiczna: spreparowanie newsa o sojuszu Le Pen - Kaczyński opartego na łatwym do sprawdzenia kłamstwie w Rzeczpospolitej (widać komuś mocno się spieszyło), na co Kaczyński odpowiedział: Jak bum cyk cyk nie jestem w sojuszu z Le Pen. Dialog polsko -  niemiecki jak widzimy trwa i jest dosyć ożywiony.
A jeśli słowa te byłyby jednak przekazem płynącym od Tuska? Wówczas oznaczałyby one uznanie dla koronkowej akcji Kaczyńskiego: utrącenie kandydata socjalistów, na ich plecach w sojuszu z Wyszehradem i WB wystawienie chadeka. Przy odpowiednio dużej liczbie głosów Niemcy musiałby uznać tego kandydata za swojego i robić dobrą minę do złej gry. I gdyby Tusk wrócił do PL to już Grzegorza Schetyny głowa, by odpowiednie materiały wpłynęły na biurko pana Ziobry. O realności takiego zagrożenia świadczy gwałtowność i siła akcji Niemiec pilnujących do końca swego (świadectwem sposób głosowania: kto przeciw, i tyle). Dlaczego Tusk miałby wyciągać rękę do upokorzonego właśnie Kaczyńskiego? Bo im groźniejszy Kaczyński, tym bardziej Niemcy muszą pompować Tuska. Sam Donald ma zaś tylko 2,5 roku na uniknięcie dobrodziejstw programu Cela+.

Dlaczego nie wyszło?

Zawiodło rozpoznanie. Całość rozpoznania: wywiad, kontrwywiad, dyplomacja jak i świadomość jakimi kadrami się dysponuje. Na chłopskich mierzynach nie da się wygrać Wielkiej Pardubickiej. Stąd cieszy przegląd kadr dyplomatycznych. Z drugiej strony jak mierzyny mają się nauczyć ścigać, jeśli nie będą brać udziału w wyścigach? Wygląda więc, że do porażek dyplomatycznych powinniśmy się przyzwyczajać.

Kwestią odrębną jest wczorajsze zachowanie dziennika Rzeczpospolita. Moim zdaniem przekraczające znamiona zdrady stanu. Wobec państwa polskiego, nie wobec PiS. Polska nie jest państwem poważnym, dopiero zaczyna do tego aspirować. Szkoda. Bo w poważnym państwie biznesmen Hajdarowicz po takim numerze nie miałby czego szukać. 

Data:
Kategoria: Świat
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.