Gdy jesienią 2015 roku wiceminister pracy i polityki społecznej i były szef PFRON (Państwowy Fundusz Osób Niepełnosprawnych) za czasów AWS Jarosław Duda wygrał nieznacznie wybory do Senatu RP w jednym z trzech okręgów w dawnym województwie wrocławskim kosztem szefa klubu radnych PiS w dolnośląskim sejmiku wojewódzkim Pawła Hreniaka (obecny wojewoda dolnośląski), mało kto się spodziewał, jakie będą polityczne konsekwencje tych decyzji w obszarze dekomunizacji. Oto bowiem 19 grudnia AD 2016 przewodniczący senackiej Komisji Rodziny, Polityki Senioralnej i Społecznej, tenże Jarosław Duda ogłosił swoją decyzję zaniechania procedowania nad ustawą „dezubekizacyją”.
Gdy widzę nową, szeroką, zaskakującą (a może wcale nie zaskakującą?) koalicję „sił postępu”, które zjednoczyły się w gromkim proteście w obronie ubeków; gdy widzę jak ramię w ramię występują tam funkcjonariusze SB czy innych służb PRL wraz z – uwaga, działaczami, a nawet liderami „Solidarności” z lat 1980-81 i stanu wojennego ‒ to nieodparcie przychodzą mi na myśl słowa wieszcza Norwida: „Ogromne wojska, bitne generały,/ Policje ‒ tajne, widne i dwu-płciowe ‒ / Przeciwko komuż tak się pojednały? ‒ Przeciwko kilku myślom... co nienowe!”. W rzeczy samej, mobilizacja jest niesłychana. Nie wiem czy w trakcie mobilizacji ONI śpiewają TO, ale na pewno sobie nucą: „Bój to będzie nasz ostatni, krwawy skończy się trud (...)”, itd., itp. Tak, ta „Międzynarodówka” pasuje jak ulał do tych ludzi i do sytuacji, w jakiej chcą się odnaleźć. To, że ubecja, esbecja, etc. broni się jak tylko może, to nie dziwota. Gdy ramię w ramię w proteście przeciwko rządowi Prawa i Sprawiedliwości i kaczystom maszerują ci, którzy wsadzali wraz z tymi, którzy byli wsadzani ‒ to aż się wierzyć nie chce. Ale nie jest to, niestety, kwestia wiary, tylko faktu. Jak nienawiść do demokratycznie wybranych władz Rzeczpospolitej może połączyć ludzi z tak odmiennymi życiorysami? Jedni z nich – ci od wsadzania – są, co by nie powiedzieć, w gruncie rzeczy konsekwentni. Ci drudzy jednak, ci co siedzieli albo przynajmniej protestowali przeciwko stanowi wojennemu ‒ czy aby w najgorszy możliwy sposób nie puentują swego życiorysu, całkiem mu nie zaprzeczając?
Porównywanie tego, co dzieje się w Polsce z tym, co stało się 13 grudnia 1981 roku miało uderzyć w Jarosława Kaczyńskiego i PiS, odbierając mu poparcie „solidarnościowej” części jego elektoratu. Ale ta świadoma operacja medialna forsowana przez różne „zaprzyjaźnione telewizje” i media bywszego mainstreamu, który znowu chce być mainstreamem, ma jednak bardziej dalekosiężne zamiary. Chodzi o „wybielenie” stanu wojennego, chodzi o zbanalizowanie ofiar, zbanalizowanie tamtego dramatu i wsadzenie do jednego worka oprawców AD 1981 pozbawionych demokratycznego mandatu z tymi, którzy po trzech i pół dekadach ten mandat mają. Tyle, że to, uderzając w dzisiejszy obóz niepodległościowy, w gruncie rzeczy urąga ofiarom stanu wojennego i tamtej narodowej tragedii.
Na demonstracjach KOD-u i (dużej części) opozycji 13 grudnia 2016 było dużo biało-czerwonych flag. Taki zabieg socjotechniczny, próba pokazania: jesteśmy takimi samymi patriotami, jak Wy. Niektórzy zgryźliwie komentowali, że ubecy i obrońcy ubeków powinni nieść raczej, jak drzewiej bywało, czerwone sztandary. Nie uważam tak. Gdyby bowiem szukać odpowiedniego symbolicznego koloru dla tej wielkiej operacji manipulacji historią i manipulacji współczesnością, która dokonuje się na naszych oczach, to nie kolor czerwony, wbrew pozorom, tyko kolor szary byłyby bardziej adekwatny. Tak, właśnie kolor szary. Bo przecież tym towarzyszom i „Obywatelom RP” chodzi o to, aby zamazać podział na bitych i bijących, na białe i na czarne.
Jak widać, wojna o Polskę toczy się nie tylko w sferze konkretnych ustaw czy symboli, ale też kolorów. Komunistyczna recydywa ma zatem kolor szary. Czerwony jest tylko w tle.
*felieton ukazał się w miesięczniku „Nowe Państwo” (01.03.2017)