Przypomnę trzy z tych sporów.
Tusk i Rokita dużo wtedy mówili o tanim państwie. Postulowali ograniczenie wydatków na – jak to mówili – „klasę próżniaczą”. Przestrzegałem wtedy, że te słowa będą im kiedyś przypomniane, wraz z politycznym rachunkiem do zapłacenia. I tak też się stało. „Tanie państwo” Platformy okazało się być bardzo drogie i polegało m. in. na praktycznie cotygodniowych lotach premiera Tuska do Sopotu oraz na kupowaniu mu cygar, wina i garniturów oraz sukienek dla żony z dotacji budżetowych dla partii. To nie pozostało bez wpływu na wizerunek Platformy wśród wyborców i jej porażkę w 2015 roku.
Drugi spór był o immunitet parlamentarny. Tusk i Rokita chcieli go praktycznie znieść, argumentując, iż uczciwym politykom nie jest on potrzebny. Polemizowałem wtedy z nimi, twierdząc, iż problem nie sprowadza się do tego, czy polityk jest (czy nie jest) uczciwy, ale do tego, na ile uczciwa i praworządna jest władza, która ma pod sobą służby i prokuraturę. Dziś, gdy Jarosława Kaczyński grozi sankcjami karnymi politykom opozycji, którzy protestowali w Sejmie, widać jak bardzo ów immunitet jest potrzebny.
Trzecia kwestia sporna dotyczyła ordynacji wyborczej. Tusk i Rokita opowiadali się za ordynacją większościową z jednomandatowymi okręgami wyborczymi. Przypomnę, że Platforma zbierała nawet podpisy za przeprowadzeniem referendum dotyczącym m. in. zmiany ordynacji, a jednym z jej aktywnych popieraczy był wtedy Paweł Kukiz. Miałem wtedy (jak i teraz) w tej sprawie zdecydowanie odmienny pogląd. Opowiadałem się za wyborami proporcjonalnymi, uważając, że ordynacja większościowa (westminsterska) jedynie umacnia dominację ugrupowania mającego największe poparcie, prowadzi do podziału mandatów wypaczającego wolę wyborców i marginalizuje opozycję. Dziś, gdy Jarosław Kaczyński zapowiada „majstrowanie przy ordynacji” wydaje się, że tamta, sprzed ponad dekady moja racja, staje się coraz bardziej aktualna.
Myślę, że to już najwyższy czas, by Platforma zrewidowała swoje poglądy.