Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

„Pieczonego Kurczaka” grypa się nie ima

Rozmowa z wójtem Deszczna, Pawłem Tymszanem o konsekwencjach epidemii ptasiej grypy w gminie Deszczno, o tym jak to jest rządzić po Jacku Wójcickim i o planach na najbliższy rok.

„Pieczonego Kurczaka”  grypa się nie ima
źródło: Paweł Tymszan

Epidemia ptasiej grypy zdominowała koniec ubiegłego roku w Gminie Deszczno. Jak Pan ocenia pracę służb związaną ze zwalczaniem ognisk choroby?

To na pewno jest bardzo trudny czas, przede wszystkim dla naszych mieszkańców i właścicieli ferm drobiu, ale również dla pracowników. Jest to nowa rzeczywistość, w której trzeba się zmierzyć z większym ryzykiem i niestabilnością w prowadzeniu działalności gospodarczej. Nikt nie wie, jak długo fermy nie będą funkcjonowały. Ludzie pozostaną bez pracy i bez możliwości prowadzenia hodowli, a to jest w tym wszystkim najtrudniejsze. Na szczęście wirus nie zagraża człowiekowi, co dla mnie jest najważniejsze.

Zaangażował się Pan w pomoc pracownikom ferm, którzy stracili pracę w wyniku epidemii ptasiej grypy, jak duża jest skala tego zjawiska?

Na razie badamy skalę zjawiska, ponieważ pracownicy mieli czas do 13 stycznia, żeby zgłosić chęć przyjścia do pracy do urzędu. Chcielibyśmy tym ludziom zaproponować roboty publiczne, czy prace interwencyjne na terenie gminy. Na początku będziemy starali się o dofinansowanie z Urzędu Pracy, a później będziemy w jakiś sposób te osoby rozdysponowywać po naszych placówkach, czy chociażby w urzędzie.

Jak duże skutki, oprócz tych oczywistych jak utrata pracy przez wielu pracowników ferm będzie miała epidemia ptasiej grypy w gminie Deszczno?

Na pewno bardzo duże, bo Polska jest największym producentem drobiu w Europie. Jeżeli chodzi o gminę Deszczno, to jest to kilkanaście procent produkcji w skali województwa. Uśmiercono ponad 700 tysięcy ptaków. W całym województwie jest ich 5 milionów, także jest to duża skala, jeżeli chodzi o samo województwo lubuskie. Przez długi czas ogromną pracę wykonywał cały przemysł drobiarski, żeby nasze drobiarstwo było tak silne i tak wysokotowarowe, a co za tym idzie tak zdrowe. Czekamy na to, aż epidemia ptasiej grypy się skończy. Wielką niewiadomą będzie długość okresu kwarantanny, który prawdopodobnie ustali Unia Europejska. Wierzę jednak w to, że branża to przetrwa, podobnie jak hodowcy świń przetrwali ASF, a hodowcy wołowiny chorobę szalonych krów, czyli BSE.

Wirus ptasiej grypy pojawił się w 170 miejscach w Europie, także to nie jest tak, że stało się to tylko w Deszcznie i w pozostałych miejscach w Polsce. Ptasia grypa punktowo była, jest i będzie i tutaj nie ma w ogóle o czym mówić, ale ze względu na wysokotowarowość produkcji i kapitałochłonność, trzeba dbać o to żeby we wszystkich fermach bioasekuracja była prowadzona w sposób właściwy, żeby minimalizować straty. Należy pamiętać o tym, że jedynie nieznaczna część z wybitego drobiu była chora, trzeba było uśmiercić również zdrowe ptactwo, aby uniknąć ewentualnego dalszego rozprzestrzeniania się wirusa. 

Czy uważa Pan, że skalę ognisk ptasiej grypy w okolicy można wiązać z prawdopodobieństwem niewłaściwego przestrzegania zasad bioasekuracji?

Nie wydaje mi się. Ten wirus był, jest i będzie, ponieważ jest nim zarażone dzikie ptactwo, które na niego jest uodpornione. Może trzeba będzie wprowadzić czasowy zakaz produkcji ptaków na wolnym wybiegu, np. od pierwszych dni listopada żeby nie miały styczności z migrującym ptactwem.

Czy w związku z ubojem zainfekowanego drobiu w tym roku odbędzie się tradycyjne dla Deszczna Święto Pieczonego Kurczaka?

Myślę, że tak. Uważam, że to może jeszcze wzmocnić i bardziej zintegrować naszych hodowców. Żebyśmy pomimo tego co się stało i tak byli słynni z tego „Pieczonego Kurczaka”. Zwłaszcza teraz, w tym trudnym czasie jeszcze bardziej.

Jakie ma Pan plany na rozwój gminy na kolejne dwa lata kadencji?

Na pewno będziemy starali się pozyskiwać jak najwięcej środków zewnętrznych. Głównym celem jest  wyremontowanie i stermomodernizowanie szkół, wybudowanie przedszkola i w dalszym ciągu tworzenie dróg, placów zabaw, siłowni zewnętrznych – to są plany, które mogą się wydawać górnolotne, ale dla nas są realne do spełnienia. Budowa nowego przedszkola, czy remonty trzech szkół są dużym wyzwaniem. Są to podstawowe pomysły, które bardzo chcielibyśmy zrealizować.

Jak to jest „wejść w buty” po Jacku Wójcickim?

Jacek Wójcicki był bardzo dobrym wójtem, ale pracowaliśmy razem osiem lat, także za dużo dla mnie się nie zmieniło. Pracownicy w urzędzie zostali praktycznie ci sami, zaszły jedynie kosmetyczne zmiany, także status quo w zakresie zespołu współpracowników został zachowany. Teraz trzeba się tylko starać być tak dobrym wójtem, jakim wcześniej był Jacek Wójcicki, choć oczywiście każdy z nas ma inny charakter i różne spojrzenie na gminne sprawy. Znałem strukturę i funkcjonowanie urzędu, więc przejęcie obowiązków było łatwiejsze. To jest bardzo trudny  i pełen wyzwań czas dla samorządów. Kierownicy jednostek nie mają dzisiaj czasu na naukę. Dofinansowania dla gmin, czyli środki zewnętrzne są do wzięcia na już, ale i samorządy są coraz lepsze w sięganiu po te fundusze. Rywalizacja na jakość wniosków i ilość punktów zatem jest zacięta. Dla przykładu podam, że w zeszłym roku mieliśmy osiemnaście punktów i byliśmy na szóstym miejscu. W tym roku mieliśmy dwadzieścia trzy punkty i byliśmy na miejscu osiemnastym. Tak wszyscy dobrze odrobili lekcje i odrabiają je cały czas. Niekiedy jednak nie da się uzyskać wszystkich punktów, bo nie zrobimy przecież punktowanego przystanku autobusowego, tam gdzie nie jeździ autobus albo nie zwiększymy bezrobocia, gdy punktowane są biedniejsze gminy.

Podobno nie chciał Pan od obecnego Prezydenta Gorzowa listu z rekomendacją, wolał Pan sam zmierzyć się z wyborcami?

Nie ma czegoś takiego jak sukcesja. Czasy monarchii także dawno już minęły, a zatem trudno aby stanowisko przechodziło z pracownika na pracownika, czy z kierownika na zastępcę. Dlatego też, nawet nie tyle, że nie chciałem, ale uważam, że to mogłoby być źle odebrane przez mieszkańców, że im były wójt coś narzuca – kolejnego sukcesora władzy. (śmiech) „Vox populi vox Dei” -  każdy ma możliwość wyboru, nikt nie powinien nikomu tej możliwości odbierać i nic nie powinno być nikomu narzucane. Wolałem zdać się na obiektywną ocenę mieszkańców, którzy znają mnie od lat i nie zawiodłem się na tej ocenie, za co jeszcze raz im dziękuję.

Rozmawiała: Karolina Machnicka

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.