Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Pospolite ruszenie Antoniego Macierewicza

Wiele można mieć zastrzeżeń do ministra Antoniego Macierewicza, postaci bez wątpienia kontrowersyjnej, która jednakowoż raczej nikogo nie pozostawia obojętnym. Uważany za niezłomnego patriotę i uosobienie cnót wszelakich przez elektorat Prawa i Sprawiedliwości, dla osób nastawionych sceptycznie wobec „dobrej zmiany” jest co najmniej groźnym sabotażystą, w najlepszym razie nieświadomym szkód, które od lat ma wyrządzać polskiemu państwu. Jak przystało na osobowość dużego kalibru – nie potrafi pozostawać w cieniu. Tajemniczy magnetyzm niezmiennie przyciąga doń okoliczności budzące zainteresowanie opinii publicznej.

Pospolite ruszenie Antoniego Macierewicza
mPolska24
źródło: mPolska24.pl

Tylko w ciągu roku sprawowania pieczy nad sprawami obronności kraju poruszył społeczeństwo przy kilku okazjach, czy to staraniami o pozyskanie broni atomowej, niefrasobliwością w doborze doradców, czy ostatnio zerwaniem kontraktu na dostawę francuskich śmigłowców dla rodzimej armii. A równocześnie, oprócz polityczno-militarnej aktywności w ramach zacieśniania sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, bez ustanku podejmuje wysiłek na rzecz modernizacji sił zbrojnych, przeobrażeniu ich w wojsko z prawdziwego zdarzenia, zdolne samodzielnie przeciwstawić się niebezpieczeństwu, które coraz śmielej wyziera w naszą stronę z kierunku wschodniego. Za realne działania jest chwalony przez ekspertów, lecz jego poważny problem stanowi niska wiarygodność, związana z mocno nieobliczalnym charakterem. Teraz znów staje w świetle kamer, aby zaprezentować jedno z kluczowych przedsięwzięć, wzmagając przy tym niepokój wielu Polaków, mimo że sam pomysł zapewne spotkałby się z powszechną aprobatą, gdyby nie postać charyzmatycznego pomysłodawcy.

Odsuwając na bok kwestię autorstwa trudno przecież odmówić słuszności założeniu, że dla celu powstrzymania ewentualnej agresji obcego państwa stała obecność formacji obronnych w rejonie potencjalnego konfliktu jest nie tylko pożądana, ale stanowi absolutną konieczność. I właśnie taką rolę pełnić mają w Polsce formowane z inspiracji Macierewicza oddziały Obrony Terytorialnej, rekompensując brak możliwości odpowiednio szybkiego rozlokowania w zagrożonym rejonie kraju jednostek zawodowych, które ze względu na rozmiar liczebny oraz niedobory sprzętu (przede wszystkim helikopterów) jeszcze przez jakiś okres nadal charakteryzować będzie dosyć ograniczona mobilność. Przy czym nie chodzi tutaj wyłącznie o czynnik siły rażenia nowych formacji, która będzie relatywnie słaba, lecz całkiem inny aspekt, krótkowzrocznie pomijany w toku trwającego dyskursu.

Niebagatelne, a wręcz podstawowe znaczenie dla istoty całego projektu ma bowiem fakt, iż WOT będą zakorzenione w strukturze danego regionu (zasilanie kadr w oparciu o werbunek wśród lokalnych społeczności). A zatem w sytuacji, gdyby główne siły zostały rozbite przez nieprzyjaciela albo nie były w stanie rozwinąć gotowości operacyjnej ujawnia się drugie dno zamysłu Obrony Terytorialnej, która w takim wypadku posłuży budowie na zajętym przez wroga terytorium siatki ruchu oporu (na wzór Armii Krajowej i NSZ). Dowolny obiekt cywilny decyzją głównodowodzącego zamieni się wtedy w bastion, a lokalnych mieszkańców zaangażuje w zorganizowaną służbę ojczyźnie. Ma to sens, ponieważ w obliczu wojny panika, a co za tym idzie anarchia i wynikająca z lęku przed śmiercią naturalna skłonność ludności cywilnej do dezercji od patriotycznego obowiązku nieodmiennie prowadzi do militarnej klęski całego państwa. Notabene świadczy także o dalekosiężnej perspektywie i zapobiegliwości ministra Macierewicza, który jako realista bierze pod uwagę różne warianty rozwoju hipotetycznego konfliktu, w tym także scenariusz skrajnie niekorzystny. Wojska Obrony Terytorialnej spełniać więc będą nie tylko funkcję partyzanckiej zapory, która wstępnie zwiąże, a wzmocniona "pospolitym ruszeniem" docelowo wykrwawi przeciwnika, ale również organu policyjnego, w konspiracji strzegącego porządku na terenach zajętych przez agresora.

Geniuszu tej strategii nie doceniają jednak lub w ogóle nie biorą pod uwagę krytycy koncepcji ministra Macierewicza, pośród których panuje bezmyślny sceptycyzm, co do szans tak pobieżnie i naprędce szkolonych rekrutów WOT np. w spodziewanej konfrontacji z „zielonymi ludzikami” Specnazu, w ramach wojny hybrydowej z Rosją. Zupełnie pomijane jest tutaj kryterium żarliwego patriotyzmu polskich wojaków, który pomimo dysproporcji technicznych niejednokrotnie w historii przeważał wszakże wyniki bitew na naszą korzyść. Problem polega na tym, że zarzuty, to wynik zupełnie chybionej oceny tego, jaki jest właściwy sens inicjatywy Antoniego Macierewicza. Owszem, WOT same z siebie nie mogą zapewnić bezpieczeństwa Polsce, natomiast doskonale wypełniać będą rolę zapalnika, stanowiąc bazę do inicjacji powstania, które ostatecznie musi doprowadzić do zwycięstwa. Mamy do czynienia z przełomową zmianą strategii obronnej, z tradycyjnej na taką, która obiektywnie uwzględnia atuty oraz mankamenty polskich zdolności w tym zakresie. Nie jest tajemnicą, że odstajemy wyraźnie od mocarstw pod względem środków i nakładów na siły zbrojne, zarazem dysponując narodem, który od wieków słynie z ducha walki do ostatniej kropli krwi. Jak zwykł mawiać popularny redaktor Ziemkiewicz „jesteśmy nie do zaje****a”. Ciężkim grzechem jest nie korzystać z takiego potencjału.

W moim skromnym przekonaniu należy więc oddać sprawiedliwość ministrowi Macierewiczowi, że tak udanie mierzy siły na zamiary, czego nie potrafi niestety lub nie chce dostrzec konkurencja polityczna. Bezzasadność większości ostrzeżeń formułowanych przez opozycję w moim przekonaniu równoważy w zasadzie tylko jeden argument przeciw Obronie Terytorialnej, aczkolwiek z gatunku tych najcięższych, dotyczący bowiem personalnie samego szefa resortu obrony, mającego objąć dowodzenie nad nowo powstałymi oddziałami. Konkretnie rzecz sprowadza się do kwestii czy akurat temu człowiekowi, niezależnie od jego niekwestionowanych kompetencji, można zaufać na tyle, aby otrzymał do prywatnej dyspozycji armię, która tak jak w czasie wojny zdolna będzie zwalczać zagrożenie z zewnętrz, tak w czasie pokoju może z łatwością spacyfikować każde ognisko oporu powstałe w granicach państwa. Idąc dalej, warto się zastanowić nad tym, czy korzystanie z talentów ministra Macierewicza zmniejsza, a może jednak potęguje ryzyko, że jakaś wojna kiedykolwiek wybuchnie? Innymi słowy – co tak naprawdę rozumiemy pod pojęciem „bezpieczeństwa”.

Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.