Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Morał po aborcyjnej zawierusze: przekonywać, nie wymuszać

Aborcja to jest temat, o który można boksować się w nieskończoność zawsze z takim samym skutkiem, czyli bez skutku, bo napędza go przekonanie obu zwaśnionych stron, że to one właśnie występują z pozycji moralnych, a ich przeciwnicy to barbarzyńcy. Pro-life bronią dzieci nienarodzonych przed mordowaniem przez pro-choice, a pro-choice bronią kobiet przed skazaniem ich na cierpienie, narażaniem ich życia i tak dalej przez pro-life. Obie strony mają więc wewnętrzne przekonanie, że walczą o wyższe dobro, co z kolei pozwala im widzieć w sobie ludzi dobrych i służących słusznej sprawie, co z kolei napędza emocje do poziomów skrajnych, bo absolutyzuje obrane stanowiska. A obrane stanowiska są aksjomatyczno-aksjologiczne, bo opierają się na wyznawanym systemie wartości, który narzuca nieweryfikowalne założenie, że życie zaczyna się/nie zaczyna się od poczęcia.

Co z tego zawiłego omówienia wynika? Ano to, że sensowna dyskusja o aborcji jest z samej swojej istoty niemożliwa, bo obie strony rozumują w sposób nie tyle nawet ze sobą sprzeczny, ile osadzony na kompletnie różnych płaszczyznach, które nie stykają się w żadnym momencie tak, żeby można było nawiązać jakiś przepływ myśli pomiędzy pro-life a pro-choice, który to przepływ myśli spowodowałby to na przykład, że jakiś argument jednych dotknąłby jakiejś wrażliwej sfery umysłowej drugich i można by było wtedy mówić o jakimś wzajemnym oddziaływaniu. Dlatego „spór o aborcję” bardzo szybko zamienia się w „aborcyjną wojnę”, względnie w „pożar”, a awantura goni awanturę, wywołując polityczną i społeczną zawieruchę.

Pomiędzy dwoma wyrazistymi stanowiskami pro-life i pro-choice rozpościera się tradycyjnie milcząca większość, czyli ludzie, którzy w swoim sumieniu rozważyli problem aborcji, doszli w rozważaniu tym do ściany, czyli punktu, poza który rozumowo wyjść się nie da, zaakceptowali nierozstrzygalność pewnych kwestii i złożoność problemu, umieścili się gdzieś tam na osi sporu i generalnie dali sprawie spokój.

Prawo aborcyjne, które obowiązuje, zależy właśnie od tego, gdzie na osi sporu umieściła się ta milcząca większość. U nas umieściła się ona blisko prawej strony, na co jednoznacznie wskazują wszystkie badania opinii publicznej raz za razem potwierdzające, że zwolennicy obecnego kompromisu liczbowo miażdżą środowiska pro-life i pro-choice razem wzięte, i to miażdżą około dwukrotnie.

Bezdyskusyjnie wynikałoby z tego, że to środowiska pro-life powinny czuć się względnie komfortowo i szanować rozwiązania, które obowiązują, ale że aborcja jestem tematem absolutyzowanym i absolutyzującym, nie czują się komfortowo i próbują wymóc na konserwatywnym rządzie zaostrzenie prawa. Ale nie biorą pod uwagę tego, że w demokracji, niezależnie od tego, czy rząd jest prawicowy czy lewicowy, żeby wprowadzić jakąś regulację, potrzebna jest akceptacja, względnie obojętność, większości wyborców.

Pro-liferzy z Ordo Iuris nie zadbali o większość, a badania opinii publicznej dotyczące akceptacji ich projektu ustawy są wręcz druzgocące, bo okazuje się, że przy okazji próby zaostrzenia przepisów wzrasta liczba osób postulujących ich liberalizację, co, bez względu na najszczersze nawet intencje prowadzi do wniosku, że ich działania są przeciwskuteczne i w dłuższej perspektywie szkodzą sprawie.

Pro-liferzy z Ordo Iuris nie rozumieją, że w sprawach tak wrażliwych jak aborcja nie można żadnego rozwiązania wymuszać, nie można wjeżdżać w temat z buta i próbować postawić resztę społeczeństwa, która nie podziela ich poglądów, przed faktem dokonanym, bo to budzi opór, który w demokracji musi skutkować presją na obóz rządzący, co położy proponowane rozwiązania. Mamy w Polsce bardzo konserwatywnie, antyaborcyjnie nastawione społeczeństwo, którego antyaborcyjność najsilniejsza jest w młodym pokoleniu, ale próby wymuszenia zmian, dla których nie ma społecznego poparcia, mogą tę sytuację skorygować. Jeśli Ordo Iuris chce zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych, musi do swoich pomysłów przekonać większość Polaków, a nie liczyć na to, że postawi pod ścianą konserwatywny rząd, który ze strachu przed niewygodnym tematem pójdzie na niemożliwą do wygrania polityczną wojnę. Walka środowisk pro-life powinna się toczyć właśnie o przekonanie Polaków do swoich racji, a nie na próbie wymuszenia ideologicznych rozwiązań na skądinąd życzliwej sobie opcji politycznej za każdym razem, kiedy opcja ta dochodzi do władzy, bo dochodzi ona do władzy, omijając tematy ideologiczne, w tym aborcję, szerokim łukiem. I nie jest to przypadek, tylko logiczna prawidłowość, od przeanalizowania której pro-liferzy powinni zacząć swoją intelektualną aktywność po tym, jak już trochę ochłoną.

Data:
Kategoria: Gospodarka
Tagi: #ordo #iuris #aborcja #PiS

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.