Stereotyp mówi, że Niemcy są chłodni i pragmatyczni, a Słowianie, w tym Polacy, emocjonalni. Tymczasem reakcja na rosyjskie manewry w wielu okręgach wojskowych całkowicie przeczy temu mitowi. Niemcy, zwłaszcza z dawnej NRD, wykupują z sklepów wszystko co się da, jakby spodziewali się III wojny światowej, a władze w Berlinie rozpuszczają przecieki o powrocie do obowiązkowej służby wojskowej. W tym samym czasie w Polsce społeczeństwo reaguje ze spokojem, a władza – na zasadzie „strzeżonego Ppan Bóg strzeże” – przygotowuje odpowiednie służby do nowej sytuacji. Jak widać, role się odwróciły.
Jednak kanclerz Merkel, wbrew emocjonalnym zachowaniom jej rodaków, jest pragmatyczna (no, może nie w spawie islamskich imigrantów...). Ona wie, że skończyły się już dobre czasy, gdy tylko komunikowała Tuskowi, a potem Kopacz, co ustaliła z Paryżem, a co formalnie ma być przyjęte jako decyzja UE. Teraz nowa polityczna architektura Unii Europejskiej – już po „Brexicie” ‒ nie może być w sposób poważny przeprowadzona bez Polski i bez sojuszników Warszawy. Stąd wizyta szefowej berlińskiego rządu w Polce.
Rząd PiS tu też wymusił „dobra zmianę”.
*komentarz ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (27.08.2016)