Wnerwiam
się okrutnie, jak czytam: "Zbudujemy drugą Japonię", "Zbudujemy drugą
Irlandię", "Weźmy przykład z Węgrów (Orbana)" wprowadźmy amerykański
system (poziom) szkół z USA.
A mnie trafia po prostu szlag, jak to czytam.
Dziecko
(przykład autentyczny) wyjechało do USA w połowie drugiej klasy liceum,
bez znajomości angielskiego. Do końca roku szkolnego było w klasie
przejściowej, a od nowego roku np. z matematyki zostało przeniesione o rok
wyżej, bo to, czego uczono na tym roczniku, dawno miało w małym palcu
jeszcze z Polski. 20 lat temu. Chyba polska szkoła tak jeszcze nie
zgłupiała, aby transplantować do niej system amerykański. A studia. Tylko
nieliczne uczelnie kształcące wybitne jednostki nadawałyby się na wzór,
ale pod warunkiem, że jak ich profesorowie będą mieli wiedzę i
odpowiednie do niej wynagrodzenie, tak studenci będą płacić takie czesne, żeby wystarczyło na ich pokrycie .
A teraz wracajmy do polityki. Czy
naprawdę zamalowując "białe plamy" zamalowano na czarno całą historię
Polski? Czy naprawdę nie mamy w naszej historii okresów i ludzi, do
których możemy nawiązywać?
POLSKA była wielka i terytorialnie, i
intelektualnie, i militarnie. Terytorialnie już nigdy nie będzie, ale w
pozostałych dziedzinach... Czemu nie? Czy nie potrafimy pozbyć się matołów i
jarocińskiej ynteligencji? Woodstokowców z drewnianym mózgowiem?
Tak. Na tej mapie jest POLSKA.
Właśnie nadchodzi czas na zmiany, a Wy dalej boicie się po nie sięgnąć, aby kogoś nie urazić. Aby nie naruszyć czyjegoś EGO?
Otrząśnijcie się, ludzie, z marazmu!
Przecież każdy uważa, że "Polak potrafi". Wtedy, gdy myśli o sobie. I niechby ktoś spróbował powiedzieć, że jest inaczej. To dlaczego zbiorowość tych potrafiących indywidualnie daje efekt taki, jak " d*pa w krzakach"?
Być może korzenie niemożności, niechęci, ba, lenistwa sięgają czasów tamtej Rzeczypospolitej. Gdy Polak był panem i nie musiał nic robić.
Dlatego dziś odpowiada mu kult jednostki z dwóch powodów.
Po pierwsze, bo jak jest lider, to on jest od roboty i my możemy się tylko łaskawie przyglądać, jak on tę robotę chrzani. Nie zmieniamy go, aby przypadkiem nam nie przydzielono czegoś do roboty.
Po drugie, nie trzeba szukać winnego, bo ten już jest "na widelcu".
I dobrze jest, gdyż w końcu wszyscy są zadowoleni. Ubogo, ale szarmancko w stylu: "jak bal, to bal, panie kelner, jeszcze jedna wodę sodową".
Jeśli
już mamy brać przykład, to jest taki mały kraj, znacznie mniejszy od
Polski. Kraj, który nie potrzebuje NATO, aby go broniło. Wystarczy mu
przyjaciel, który pilnuje, aby nikt nie przeszkadzał się bronić. Nie
wzorujemy się na nim, bo Polak musiałby wspierać wszystkich innych
Polaków, ale kto kupiłby od nas "polskie piekło". Owszem wykupiono nasz
przemysł i banki i prawie wszystko, co się do sprzedania nadawało.
Tak, wiem. Zaraz mnie za taki przykład zwymyślacie. Ale jak Wam przejdzie, może po cichu, ktoś przyzna mi rację.