Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Anonimizacja wyroków to szkodliwa bzdura!

Anonimizacja orzeczeń sądowych publikowanych w internecie to działanie na szkodę Polaków. Utrudnia nam rozliczanie władzy sędziowskiej, zmniejsza bezpieczeństwo fizyczne i bezpieczeństwo obrotu gospodarczego, zwiększa liczbę fałszywych zeznań oraz zachęcą do głębszej interwencji polityków w sądy.

Wzorem bardziej rozwiniętych państw udostępniliśmy orzeczenia naszych sądów w sieci. Wzór ten ma swe źródła w angloamerykańskim wymiarze sprawiedliwości, którego przejrzystość budziła zdumienie i aprobatę zagranicznych obserwatorów, od co najmniej XVIII wieku.

Ale jawność wdrożyliśmy tak, żeby jak najmniej naświetlić nasze wymierzanie sprawiedliwości. Pozbawiliśmy publikowane w sieci orzeczenia informacji o stronach procesu – usuwamy z nich m.in. imiona i nazwiska oraz nazwy spółek. Gdy znajdziesz orzeczenie opublikowane przez polskiego sędziego, to będzie to sprawa […] przeciw […]. Przynajmniej tak było do niedawna, teraz zamiast trzech kropek zazwyczaj dają inicjał – tj. jeden inicjał, bo dwa to ponoć za dużo jawności.

Bez informacji o stronach sporu obywatele nie sprawdzą, czy sędziowie sprawiedliwie orzekają. Jawność imion i nazwisk pozwalają ustalić status społeczno-ekonomiczny, koneksje towarzyskie i polityczne osób stających przed sądem. To nie są nieistotne niuanse, jak twierdzą niektórzy polscy sędziowie. To jest krytyczna informacja, która obywatelom pozwala ocenić, czy w danej sprawie sprawiedliwości stało się zadość, a sędzia zasługuje na reputację prawego. Bez tych informacji nie dowiemy się, czy za podobne przestępstwo syn burmistrza, dostaje podobny wyrok jak syn rolnika! Nie dowiemy się, czy bogaci są podobnie osądzani jak biedni! Nie dowiemy się, czy rodziny działaczy politycznych są w sądach traktowane jak zwykli obywatele czy też na specjalnych prawach! Jawność spraw sądowych - by była jawnością faktyczną, a nie teoretyczną - nie może wymagać obecności dziennikarza na każdym posiedzeniu sądu, musi opierać się o możliwość badania orzeczeń przez dziennikarzy i innych obywateli na podstawie badania wyroków wiele tygodni, miesięcy i lat po ich wydaniu.

Podobnie nazwy firm, które truły konsumentów, zanieczyszczały nasze rzeki i powietrze, wprowadzały na rynek niebezpieczne zabawki czy oszukiwały klientów nie są tajemnicą handlową czy osobistą. To są istotne informacje, które dotyczą milionów Polaków. Mamy prawo wiedzieć, którzy przedsiębiorcy zostali w sądach uznani za niebezpiecznych dla naszego życia, zdrowia i mienia, a którzy uczciwie nam służą.

A przede wszystkim ta kontrola jest potrzebna nam obywatelom demokratycznego państwa do demokratycznej kontroli władzy. Sądy to władza. A władza, której nie rozliczają obywatele to tyrania. W demokracji sędziów - jak każdą władzę - potrzebujemy rozliczać. W zależności od sposobu zorganizowania danej demokracji rozliczać ich będą w różnych proporcjach i korzystając z różnych mechanizmów pozostałe władze, tj. władza wykonawcza i prawodawcza oraz obywatele. Rozliczanie sędziów przez innych sędziów, jak by chcieli nasi sędziowie zdecydowane nie wystarczy! Quis custodiet ipsos custodes… mości sędziowie?

Samo rozliczanie sędziów przez pozostałe władze jest nieodłączną częścią podziału władz. Po to dzielimy władze, by siebie nawzajem rozliczały. Sejm i rząd wpływają na sądy ustawami, na przykład zwiększając minimalny okres pozbawienia wolności za jakieś przestępstwo, gdy uznają, że sędziowie są zbyt pobłażliwi (a potem je obniżają, gdy uznają nasze więzienia za przepełnione), uchwalają też budżety sądów, w tym wynagrodzenia, itp. Ale choć rozliczenie sędziów przez pozostałe władze jest nieuniknione, to niesie ryzyko dla niezależności sędziów. Dlatego w demokracji można i trzeba możliwie szeroko do rozliczenia władzy sędziowskiej zatrudnić obywateli.

W USA treść wszystkich jawnych wyroków może być udostępniona w internecie w wersji pozwalającej na pełne przeszukiwanie. Nie publikuje się informacji takich jak numery prawa jazdy, karty social-security, kont bankowych, jednostek chorobowych, telefonów itp. Ponadto nie podlegają publikacji wyroki z kategorii dotyczących nieletnich, bezpieczeństwa państwa, itp.

Amerykanie mając dostęp do takich informacji są w stanie nie tyko samodzielnie wyrobić sobie pogląd na to, jak wymierzana jest sprawiedliwość, ale również żyć łatwiej i bezpieczniej. Oprócz informacji potrzebnych do oceny władzy, sądy generują ogrom informacji przydatnych do oceny innych obywateli, na przykład:

– Czy pracodawca, u którego chce się zatrudnić był pozywany przez pracowników i byłych pracowników za niezapłacone wynagrodzenie? Czy wygrywał czy przegrywał te sprawy?
– Czy pracodawca, u którego chce się zatrudnić kobieta, był pozywany za molestowanie seksualne pracownic?
– Gdy bierze kredyt hipoteczny, może sprawdzić, który bank najczęściej przegrywał pozwy wytoczone przez jego klientów.
– Czy lekarz, do którego idzie na zabieg, był pozywany za błędy lekarskie?
– Czy producent żywności, u którego chce złożyć zamówienie do swojej restauracji, był pozwany za niedotrzymanie norm produkcji?
– Czy człowiek, z którym chce założyć spółkę, miał jakieś sprawy w sądzie?
– Czy człowiek, od którego chce kupić nieruchomość, miał jakieś sprawy w sądzie w związku z tą nieruchomością.

Większa dostępność informacji zwiększa fizyczne bezpieczeństwo i bezpieczeństwo obrotu gospodarczego. Pragmatyczni Amerykanie korzystają w tym celu m.in. z informacji zawartych w wyrokach. Nie ma się co oburzać na takie postawienie sprawy. Sądy są miejscem, gdzie publicznie oceniane są uczynki i charaktery obywateli, a wiedza tam tworzona jest naszą własnością.

Jednak w Polsce elity nie chcą pozwolić, by obywatele zadbali sami o siebie. Dbać o nas ma wyłącznie światła władza. I dba o nas z takim skutkiem, że Marcin Plichta uprzednio skazany za przestępstwa gospodarcze założył Amber Gold i oszukał dziesiątki tysięcy obywateli. Bo u nas władza uznała, że umieszczanie wyroków w internecie z podaniem nazwiska pana Plichty i jemu podobnych będzie krzywdą dla jego prywatności. A tysiące Polaków, które straciły oszczędności życia, teraz mogą sobie co najwyżej poczekać na wieloletni proces w sprawie Amber Gold.

Owszem są państwa rozwinięte, chociażby sąsiadujące z nami Niemcy, gdzie publikowane w internecie wyroki są anonimizowane. Jednak nie jest to żaden argument za anonimizacją. Niemcy mają sprawny wymiar sprawiedliwości, któremu ufają. A my mamy niesprawny wymiar sprawiedliwości, któremu nie ufamy. Niemcy mogą sobie pozwolić na chowanie informacji z sądów przed obywatelami, bo już mają sprawne państwo. My nie mamy. Potrzebujemy zwiększenia jawności w sądach - ponad poziom, który jest w Niemczech.

Wmawianie nam przez polskich prawników, że nie powinny interesować nas strony sporu, bo ważny jest jedynie tok rozumowania sędziego oraz wynik rozprawy, to jeden z odruchowych sposobów ograniczenia jawności w sądach. Bezosobowe i wyprane z rzeczywistych wydarzeń orzeczenia to pokłosie XIX-wiecznych europejskich teorii prawniczych. Teorie te może pasowały do przeddemokratycznej Europy. Wtedy poznawano, kto pan, a kto cham, po tym, że władza się nie musi tłumaczyć, decyduje wedle sobie jedynie znanych sposobów, a reszta ma się potulnie dostosować. Ale w XXI wieku w Polsce budującej demokratyczne zwyczaje orzeczenia wyabstrahowane z osób, stanu faktycznego i argumentów stron to szkodliwy przeżytek.

Szkodzi nie tyko nam, ale i sędziom. Sędziowie się dziwią, że media i obywatela opowiadają niestworzone historie o wyrokach. Jak żeście wyprali orzeczenia z treści co do osób i faktów osądzanych zdarzeń i zostawili „gołą” decyzję, to się nie dziwcie, że obywatele nie rozumieją wyroków. Media pozbawione podstawowych informacji o tym, co zaszło w sądzie, podają najbardziej głośne wyjęte z kontekstu informacje, bo takie informacje są im dostępne. Pierwsze bulwersujące informacje podane w mediach, nie rozwijają się w dalsze mniej sensacyjne, a rozbudowane o istotne szczegóły doniesienia, bo do nich trudno dotrzeć nawet najbardziej wytrwałym dziennikarzom. Schowaliście je przed nami!

Przy okazji utrudniliście edukację prawniczą obywateli. Zwykły człowiek w życiu kieruje się normami społecznymi, a nie prawnymi. Regularne i bogate w fakty doniesienia medialne mogłyby, jeśli nie zmniejszyć rozziew pomiędzy normą społeczną a prawną, to przynajmniej mogłyby uwrażliwić Polaków na jego istnienie. Ale wy wolicie dawać wyabstrahowane orzeczenia, zawierające abstrakcyjne dedukcje, przebogato obwieszone numerami paragrafów i artykułów.

A dobre sądy to też fakty z życia i emocje. Potrzebne emocje! Możemy się cieszyć, że sprawiedliwość jest dziś wymierzana w sposób uporządkowany i wyważony w sądzie, a nie jak onegdaj kijem w głowę, nożem w brzuch i szablą na odlew. Jawny proces ma dla społeczeństwa wartość nie tylko informacyjną, ale również terapeutyczną. Zwłaszcza w głośnych sprawach, które rozpalają emocje. Fakt, że sprawiedliwości publicznie stało się zadość, fakt, że wiemy jak doszło do wymierzenia sprawiedliwości, pozwalają zaspokoić potrzebę wymierzenia kary za naruszenie norm społecznych. Dla zachowania pokoju społecznego konieczne jest, by wiadomym było, że sprawiedliwości dzieje się zadość. Żadna społeczność nie może istnieć bez poczucia panującej weń sprawiedliwości. I nie dotyczy to wyłącznie głośnych i bulwersujących spraw. Sędziowie codziennie służą obywatelom wymierzając w naszym imieniu sprawiedliwość. Również w tych mniejszych i zupełnie drobnych sprawach.

Zrozumienie, jak działają sądy, jak i dlaczego dochodzą do takiego a nie innego orzeczenia stanowi ważną gwarancję sprawiedliwości. Zrozumienie to jest podstawą zaufania, które legitymizuje autorytet sądów. A bez zaufania obywateli pozowanie na autorytet jest li tylko uzurpacją. Utrudnianie obywatelom zrozumienia pracy sądów podkopuje autorytet sędziów. Chcecie lepszej oceny sądów wśród Polaków? To ułatwcie nam dostrzeżenie, jak sędziowie wymierzają sprawiedliwość.

Pełna jawność wyroków ułatwi również pracę sędziom i podniesie jakość orzekania. Jawność wyroków utrudnia składanie fałszywych zeznań. Strony i świadkowie, gdy są anonimowi dla obywateli przebywających poza sądem, mogą się pokusić o mówienie nieprawdy. Gdy jednak będą wiedzieć, że nie tylko obecni na sali, ale również cała społeczność, w której żyją na co dzień, może poznać, co zeznali w sądzie, będą mniej skłonni składać fałszywe zeznania. W interesie sprawiedliwości jest, by prawdomówności strzegła jak największa liczba obywateli.

Na te wszystkie korzyści odpowiedź jest zawsze ta sama: ludzie nie chcą by ich sprawy z sądu były roztrząsane publicznie. To brednia. Wymierzanie sprawiedliwości nie jest prywatną sprawą. Jawność postępowań sądowych istnieje, by obywatele mogli wyrobić swoje własne zdanie o tym, czy w danej sprawie sprawiedliwości stało się zadość oraz czy wymiar sprawiedliwości jest sprawiedliwy. Internetowy dostęp do orzeczeń ułatwia obywatelom rzeczywistą kontrolę wymierzania sprawiedliwości. Jest to ważny cel społeczny, któremu nie może stać na przeszkodzie poczucie wstydu osób skazanych.

Rozumiem, że pijany kierowca może chcieć utrzymać wiedzę o swym zachowaniu w ścianach sali sądowej i w tajemnicy przed pracodawcą, rodziną i sąsiadami. Ale interes ogółu w zrozumieniu, jak pijani kierowcy są traktowani przez wymiar sprawiedliwości, i możliwość potwierdzenia, że obowiązujące prawo jest sprawiedliwie wymierzane, są ważniejsze od poczucia wstydu osób łamiących prawo. Rozumiem, że początkujący aferzysta z wyrokami na koncie za swoje pierwsze przekręty chce uchodzić za przestrzegającego prawo przedsiębiorcę, by wspiąć się na wyżyny swojego „fachu”. Ale bezpieczeństwo obywateli jest ważniejsze od prywatności przestępców.

Co do godności osób poszkodowanych, na przykład zgwałconych, wystarczy dobrze stosować przepisy o wyłączeniu jawności rozpraw - wyroki z rozpraw prowadzonych za wyłączeniem jawności nie były i nie będą publikowane. Jeśli trzeba, można zmienić przepisy o wyłączaniu jawności rozpraw. Przede wszystkim zaś należy zmienić praktykę ich stosowania, każdorazowo wyczerpująco informując strony o tym, dlaczego nie można lub można wyłączyć jawność danej sprawy.

Dekadę temu wmawiano nam, że wyroków sądu się nie komentuje. Demokratyczna praktyka rozbiła ten niedobry zwyczaj. Teraz przed nami wyzwanie udostępnienia Polakom pełnej treści wszystkich jawnych wyroków.

Data:
Kategoria: Polska
Tagi: #

Paweł Dobrowolski

Wirtualna szuflada - https://www.mpolska24.pl/blog/wirtualnaszuflada

Paweł Dobrowolski jest byłym Prezesem Zarządu Fundacji Obywatelskiego Rozwoju.

Jest absolwentem Wydziału Ekonomii Harvard University (Massachusetts, USA).

Był ekspertem Instytutu Sobieskiego. Członkiem Zarządu Polskiej Fundacji Rozwoju Oświaty.

Był pracownikiem Deutsche Morgan Grenfell i dyrektorem Warsaw Equity Holding oraz Trigon, pracował m. in. z prof. Sachsem.

Do jego zainteresowań naukowych należą: ekonomia polityczna reform, ekonomia instytucjonalna i behawioralna, ekonomia banku centralnego i polityka pieniężna, instytucje finansowe, wymiar sprawiedliwości, rynek radiowo-telewizyjny, prawo upadłościowe, fuzje i przejęcia, organizacja rynku (industrial organization), polityka antymonopolowa, fiskalne konsekwencje starzenia się społeczeństwa.

Od 1995 roku zajmuje się doradztwem gospodarczym. Zawodowo pomaga kupować i sprzedawać firmy,

Autor książki pt. „Podstawy Analizy Finansów Firm” wydanej nakładem Stowarzyszenia Księgowych w Polsce oraz kilkudziesięciu artykułów o bankowości centralnej, upadłości, mediach oraz gospodarce.
Pomysłodawca wprowadzenia w Polsce wysłuchania publicznego

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.