Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Floret zamiast maczugi, czyli nowa ustawa o TK

Okazuje się, że można. Jakoś tak się niemożliwie złożyło, że politycy PiS-u w końcu zrozumieli, że z Trybunałem Konstytucyjnym i wspierającym go establishmentem sędziowskim nie ma sensu okładać się na maczugi, zaogniając tylko spór w sposób bezsensowny niemożebnie, warto natomiast przygotowywać rozwiązania z jako takim pomyślunkiem. Słowo więc ciałem się stało i wydaje się, że zaprezentowany wczoraj projekt ustawy o TK jest projektem sprytnym, przemyślanym i generalnie kompromisowym.

Nie twierdzę, że zakończy on trybunałową zawieruchę, bo prezes Rzepliński ustawę i tak uznać może za niegodny zamach na państwo prawa, ale wbrew pozorom wcale nie o to chodzi.

Chodzi o to, i to jest pierwszy, polityczny aspekt sprawy, że nowy projekt jest wyraźnie łagodniejszy od poprzedniej ustawy, przez co nie sposób zaprzeczyć, że jest, lepszą czy gorszą, ale jednak propozycją kompromisu. A PiS, po awanturze z „kolesiami z Sądu Najwyższego” ofensywy kompromisu potrzebuje tak, jak pani rzecznik Beata Mazurek szklanki zimnej wody przed publicznymi wypowiedziami w zapalnych kwestiach. Mając na podorędziu zapisy nowego projektu, będzie mógł PiS ruszyć z narracją porozumienia – to my chcemy, kombinujemy, składamy projekt za projektem, a widzicie przecież, że to oni wszystko odrzucają. Politycznie jest to cokolwiek niegłupie, bo Polacy łakną kompromisu jak Kwas klina po majowym weekendzie, a że właściwie nikt już się w prawnych zawiłościach nie orientuje, na dogodniejszej pozycji ustawi się ta strona sporu, która zaproponuje cokolwiek ze słowem „kompromis” w tle, niezależnie od tego, jak w rzeczywistości ten „kompromis” miałby wyglądać.

Jednak akurat ten nowy projekt PiS-u, i to jest drugi, prawny aspekt sprawy, kompromisowo prezentuje się całkiem całkiem. Jest dużo lepiej pomyślany, a proponowane zmiany mają dużo więcej gracji, co na wstępie odsuwa główny zarzut formułowany wobec poprzedniej ustawy, czyli próbę sparaliżowania TK.

Żeby nie ugrzęznąć w mało zajmujących szczegółach, skupmy się na tym, co najważniejsze. Pierwszą bezapelacyjnie kluczową kwestią jest kwestia pełnego składu. Poprzednio PiS określił pełny skład na co najmniej 13 osób,  teraz będzie to co najmniej 11, przy czym zawężony została kategoria spraw, które podpadają pod rozstrzygnięcie w pełnym składzie. Chodzi cały czas o to samo – w tej chwili prezes Rzepliński, bez podania podstawy prawnej, co będę powtarzał, jak to babcie czasami mawiają, „w kółko na okrągło”, nie dopuszcza do orzekania 3 zaprzysiężonych przez prezydenta sędziów, a PiS kombinuje, jak tych sędziów jednak do TK wepchnąć. Oni biorą pensję, mają swoje biura, ale z chwilą, gdy zasiądą do rozpatrywania pierwszej sprawy, spór o TK właściwie się skończy. Bo będzie komplet.

Pełny skład ustalony poprzednio na minimum 13 osób miał wymóc na prezesie Rzeplińskim dopuszczenie spornej trójki, bo w zamierzeniu orzeczenie czegokolwiek miało być bez tego niemożliwe. Teraz sytuacja wygląda inaczej. Peny skład ustalony na co najmniej 11 osób oznacza, że prezes Rzepliński nie będzie musiał dopuścić wspomnianej trójki, żeby wyrok TK był ważny. Nie odkryjemy Ameryki założeniem, że najpewniej będzie on powtarzał swoje dotychczasowe stanowisko, że trzech sędziów TK nie ma „konstytucyjnej legitymacji do orzekania”.

O co więc chodzi? O drugą, równie bezapelacyjnie kluczową kwestię, ale zgrabnie ukrytą. W art. 5 ust. 7 czytamy: „Sędzia po złożeniu ślubowania stawia się w Trybunale w celu podjęcia obowiązków, a prezes Trybunału przydziela mu sprawy i stwarza warunki umożliwiające wypełnianie obowiązków sędziego”.

Nie bawiąc się w prawnicze potworki językowe, ujmę to wprost – jak w mordę strzelił jest tu napisane, że prezes Rzepiński nie ma żadnej możliwości niedopuszczania do orzekania sędziego, który złożył ślubowanie przed prezydentem RP.

Jak mantrę powtarzałem w swoich tekstach, że spór opuścił ramy prawne, gdy bez podstawy prawnej zdecydował się działać prezes TK, nie dopuszczając sędziów do orzekania. Tutaj ta sytuacja jest bardzo jednoznacznie normowana. Oczywiście, że prezes Rzepliński i popierający go sędziowie mogą orzec, że nic im się w tej ustawie nie podoba, dokładnie tak, jak orzekli poprzednio, co w ogóle by mnie nie zdziwiło. Teraz jednak mają zdecydowanie trudniej, bo odpada im kluczowy poprzednio argument o paraliżu TK. Ustawa przewiduje vacatio legis, ustawy o TK nie trzeba rozpatrywać w kolejności chronologicznej, nie ma też obowiązku rozpatrywania wszystkiego w pełnym składzie i większością 2/3 głosów (tylko w niektórych przypadkach), a sam pełny skład jest mniejszy.

Zostaje więc artykuł 5., który nakazuje przydzielanie sędziom spraw. I to jest naprawdę dużego kalibru wyzwanie dla naszych konstytucyjnych autorytetów, bo chociaż wyobraźnię mam raczej sporawą, a doświadczenie uczy, że sędziowie mogą artykułami konstytucji wywijać w dowolny sposób, nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co oni tym razem wykombinują, żeby położyć akurat tak logiczny i oczywisty zapis, że prezes TK przydziela sędziom sprawy.

PiS zaskakująco roztropnie i z gracją zręcznego florecisty uderzył w najczulszy punkt obrońców TK, czyli brak podstawy prawnej niedopuszczenia sędziów do orzekania. Teraz piłka jest po stronie TK i opozycji. Czym bardziej bez sensu będą przekonywać, że niekonstytucyjny jest zapis o tym, że sędziowie mają sądzić, tym jaskrawiej będą obnażać swoje polityczne motywacje.

Data:
Kategoria: Polska
Tagi: #PiS #trybunał #ustawa

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.