O ile można jeszcze zrozumieć to, iż samo wkroczenie Rosjan na Krym było niespodzianką to już faktu, iż neoimperialny i rewanżystowski charakter reżimu na Kremlu również był czymś nieoczekiwanym nie da się wytłumaczyć. Analizy, które uprzedzały o tym, czego można się spodziewać powstawały co prawda tak w Ośrodku Studiów Wschodnich, Ministerstwie Spraw Zagranicznych, jak i Agencji Wywiadu, ale do władz RP nie docierały, albo docierały, ale w tak "rozmydlonej" formie, że zamiast zawierać "prognozę pogody" zawierały wyłącznie informację, że "może będzie deszcz, a może będzie sucho". To, iż informacje sortowano, by do decydentów docierała wyłącznie ta, która jest "po linii", źródła informacji traktowano jako niewiarygodne, gdy nie potwierdzały z góry założonej tezy, a analityków, którzy myśleli "niewłaściwie" sekowano nie może zostać skwitowane wyłącznie wzruszeniem ramion.
Nie umiem ocenić bezpośredniej odpowiedzialności dyr. Osicy za powyższy stan rzeczy. Według jednej narracji był on demiurgiem, wg drugiej średnio znając język rosyjski i nie mając niemal żadnego doświadczenia w polityce wschodniej był de facto ledwie figurantem. W dowolnym scenariuszu dziwię się, że mając tak nikłe kompetencje podjął się zadania kierowania tak ważnym ośrodkiem.
OSW w okresie rządów PO de facto prowadziło politykę wschodnią - tak w sensie politycznym, jak i kadrowym. Z OSW wywodziło się dwóch kolejnych ministrów spraw wewnętrznych, Sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych a zarazem Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, wiceminister spraw zagranicznych oraz spora cześć kierownictwa pionu wschodniego MSZ. Rezultaty polityki tej grupy na kierunku wschodnim są - najdelikatniej rzecz ujmując - mizerne. Co ciekawe w grupie tej znaleźli się chętni do zmiany wiary. Czy ze szczerej chęci zmiany, czy na rozkaz to pewnie rzecz na inny tekst. Dość powiedzieć, że nagle wśród architektów polityki wschodniej PO zaroiło się od nawróconych pisowców. Obserwuję to z mieszaniną obrzydzenia oraz przerażenia. Przerażenie bierze się stąd, iż niektórzy politycy PiS nie są, jak się okazuje, immunizowani na zaloty ludzi, którzy mają tą słabość, że zawsze wyznają "właściwe poglądy". W Polsce jak się okazuje bowiem problemem nie są "Bierni, Mierni, ale Wierni", ale raczej "Bierni, Mierni, ale Niewierni".
Klęska polskiej polityki wschodniej - na wszystkich jej kluczowych kierunkach (rosyjskim, ukraińskim i białoruskim) - jest taka, że jeśli nie dojdzie do sanacji kluczowych ośrodków odpowiedzialnych za jej kształtowanie to "nowa polityka" skończy się mniej więcej tak samo jak stara. Sanacja nie musi i nie powinna oznaczać czystki, bowiem we wszystkich wymienionych przeze mnie ośrodkach wielu jest wartościowych i mądrych ludzi - czasem również na wysokich stanowiskach. Kluczowe znaczenie ma to, by nowe władze z jednej strony nie posuwając się do czystki, z drugiej nie oparły się na ludziach pozbawionych kręgosłupa (no chyba, że oczywiście zamierzają przeprowadzić czystkę - wówczas nikt im tak dobrze się nie przysłuży, jak "nowo-pisowcy").
Złą wiadomością związaną z dymisją szefa OSW jest to, iż z dymisji tej usiłuje się usilnie zrobić tajemnicę. Sprawia to wrażenie, jakby gdzieś w Warszawie wymyślono scenariusz nie dobrej, a "cichej zmiany". Niestety, ale nie podzielam oceny, iż im ciszej tym lepiej. O polityce wschodniej w Polsce nie dyskutowano - decyzje kadrowe zaś podejmowano "po uznaniu", bądź "po znajomości". Czas na zachodnie standardy.
---------------------
Tekst autorstwa Pana Witolda Jurasza umieszczony za jego zgodą. Za co bardzo serdecznie dziękujemy.
Redakcja.