Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Redystrybucja a koszt wolności

Czy istnieje sposób, by prawdziwie potrzebującym zapewnić godziwe środki a nieuczciwych skierować do pracy? Tocqueville twierdzi, że bogaty czuje się obrabowany a potrzebujący nie czuje wdzięczności, eskalując roszczenia.

Demokracja, będąca w ogólności „rządami równej pod względem prawa większości” (co dla niektórych filozofów stanowi przedmiot analizy pod względem kryjącego się w tym stwierdzeniu potencjalnym  fałszu),  nie sprzyja generalnie tworzeniu kultury rzeczy wielkich i wspaniałych, także polityków formatu Talleyranda czy Churchilla. Co do pesymizmu w tym względzie wypowiadali się m.in. J. S. Mill, uniwersalny A. de Tocqueville i fenomenalnie złośliwy Eric von Kuehnelt-Leddihn, którego prace zadają kłam ciężkości stylu niemieckojęzycznych filozofów.

Rządy równych realizują wolę większości, nie aspirując do realizacji najwyższego dobra. Problem w tym, że większość pragnie wiele a środkiem zapewniającym dobra ma być aktualnie wyłoniona reprezentacja. Niewielki procent wśród tejże ma świadomość, że rząd prawdziwie inteligentny jest jednak rządem ograniczonym. Teoretykom w sukurs tu przychodzi historia, będąca wg Cycerona pierwszą nauczycielką życia. Tej elementarnej wiedzy nie ma znacznie większy procent społeczeństwa, uprawnionego jednakże do dysponowania swoim głosem wyborczym. Co do aktualnie wyłanianej reprezentacji, w sporej większości, pragnie ona nie realizacji dobra wspólnego, lecz reelekcji, jako że – wedle zgodnych w tym wypadku B. Russela i F. A. von Hayeka – polityka oznacza władzę, a tej w szczególności pożądają jednostki.

Władza więc będzie starała się dostarczyć obywatelom nieco dóbr, np. w formie zabezpieczeń socjalnych, na rzecz różnorako pojmowanej równości odbierając różnorakie wolności. Niebezpieczny to kierunek, który dostrzegał już Tocqueville. Sprzyja stworzeniu społeczeństw dotkniętych umysłowym przeciętniactwem i intelektualną zależnością od „Królowej Opinii”.  

Współodpowiadające sobie życzenia egalitaryzmu - ze strony obywateli i rządzących - uobecniają się w pojęciu redystrybucjonizmu, oznaczającym przekazywanie zebranych w formie podatków środków na zasadach określanych przez rządzących. W swej podstawowej formie redystrybucjonizm zapewnia ubogim środki na poprawienie sytuacji, wyrównuje szanse wykluczonym i stanowi zabezpieczenie bytu dla tych, którzy nie mogą podjąć pracy (opieka nad niepełnosprawnym, emerytura, renta). Jest fundamentem demokracji, przeciwdziałającym społecznej ekskluzji. Do tych słusznych i całkowicie rozumnych argumentów odwołują się wrażliwi na los współobywateli rządzący. Nurty lewicowe, które z moralną wyższością  wytykają bezduszność tzw. liberałom, wrażliwość na ciężką sytuację pokrzywdzonych uczyniły swym sztandarowym postulatem. Problem jednak w tym, że wszelkie rządowe/samorządowe programy pomocowe – wbrew zwiększanym nakładom – przynoszą coraz mniejsze efekty. Szczegółowo przeanalizował tę prawidłowość np. Ch. Murray na materiale dotyczącym kilku dekad rozwoju gospodarczego Stanów Zjednoczonych. Zmiana tej tendencji była jednym z celów polityki amerykańskich neokonserwatystów. Publiczna dobroczynność nie spełniała swej roli. Generując ogromne koszty obsługi, pomoc nie trafiała do najbardziej i rzeczywiście potrzebujących. Już w „Raporcie o pauperyzmie” Tocqueville wspominał o pladze nadużyć, które stworzyły klasę próżniaczą korzystającą z klasy pracującej. Ten problem istnieje i dziś, w Polsce i w każdym kraju w Europie.

Czy istnieje sposób, by prawdziwie potrzebującym zapewnić godziwe środki, a nieuczciwych skierować do pracy? Tocqueville twierdzi, że bogaty czuje się obrabowany, a potrzebujący nie czuje wdzięczności, eskalując roszczenia. Trudny to dylemat i gorzkie rozważania, jak zawsze, gdy rzecz dotyczy egzystencjalnych problemów – biedy dotykającej dzieci, braku wsparcia dla niepełnosprawnych i ich opiekunów. Czy lepiej założyć pewien procent zmarnowanych publicznych środków, licząc że większość zostanie trafnie wykorzystana? Kłopot w tym, że proporcje wcale tak dobrze nie wyglądają, a nie każde państwo dysponuje dostatecznymi zasobami.

Czy istnieje rozwiązanie tego trudnego dylematu?

Rozwiązania nie ma, jest za to – rozwiązywanie; proces ciągły, nigdy nie zakończony, zawsze obecny jak problemy w sferze polityki społecznej. Państwo nie ma możliwości i instrumentów, by oszacować potrzeby i ukierunkować środki, a bezosobowy aparat nowoczesnej biurokracji nie spełni tu dobrze swej roli. W sukurs przyjść musi dobroczynność indywidualna, prywatna – zinstytucjonalizowana w stowarzyszeniach i fundacjach, w pomocy sąsiedzkiej, parafialnej i wolontariackiej. Nie niesie żadnych skutków ujemnych. Wymaga za to – od każdego - odpowiedzialności, empatii i aktywności. I to jest wyzwanie, drodzy zwolennicy wzmożonego dystrybucjonizmu państwowego.

PS. Niniejszy felieton nie powstał pod wpływem bieżących wydarzeń i wyborów politycznych, stanowi refleksję nad problemami trapiącymi niezmiennie społeczeństwa, których obywatele kierują się ludzkim-arcyludzkim współczuciem.

Anna Makuch

Anna Makuch - https://www.mpolska24.pl/blog/anna-makuch11

dr nauk społecznych, zajmuje się historią idei i filozofią polityczną, przedsiębiorca.

Komentarze 4 skomentuj »

Wszyscy cytowani przez Panią myśliciele obracali się w kręgu rzeczywistości kapitalistycznej a jedyną alternatywą było lustrzane odwrócenie - socjalizm. Kapitalizm jest oparty na chciwości i bezwzględności, dlatego klasa próżniacza to tak naprawdę reakcja na brak rzeczywistych szans. Pani, podobnie jak profesor Balcerowicz, nie umie dostrzec potężnego potencjału kooperacji zawartego w spółdzielczości. Ale bardzo niewielu ludzi umie to dostrzec. Zapraszam do refleksji w tym kierunku i życzę dużo szczęścia w Nowym Roku.
Pozdrawiam.

Witam - skrótowo - choć to trudne - odpowiem na Pana zarzuty.1) J. S. Mill jest uznany za zwolennika wolnego rynku, choć wiele miał uznania dla np. socjalizmu(młodzieńcze lektury, Saint Simon) i problemów pracowniczych - i tu proszę poszukać informacji na temat spółdzielczości,którą cenił. Nie zmienia to meritum.Warto również przypomnieć, że J. S. Mill jest duchowym ojcem obrony praw kobiet - esej Poddaństwo kobiet. 2) B. Russel wyszedłszy z radykalnie liberalnego skrzydła, był później równie radykalnym pacyfistą, związanym z aktywną socjalistką. Założywszy z nią szkołę,borykał się z problemami materialnymi.Tak więc kręgi inne niż kapitalistyczne były im znane.3) Wolny rynek cenią nurty konserwatywne i liberalne, lecz np. Hayek ceni wartości związane z dziedzictwem kulturowym, które nawiązują do m.in. etycznego fundamentu - moralności chrześcijańskiej:A. Smith i A.Ferguson (duchowni). Kościół katolicki uznaje wolny rynek za właściwy model, lecz zwraca uwagę na poruszone przez Pana problemy; proszę zerknąć np. do Centesimus annus JP II, zwłaszcza 34-42. Co do zasady; wynaturzeniem wolnego rynku jest uprzedmiotowienie człowieka i etyka egoizmu(Ayn Rand). Na ten temat pisał J. S. Mill w O wolności. Pozdrawiam

Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Mój wpis nie był w żadnym miejscu zarzutem do Pani tekstu. Wprost przeciwnie, bardzo mi się spodobał i tylko dlatego postanowiłem dodać swoją uwagę. Bardziej chciałem zaprosić Panią do refleksji na temat innych rodzajów własności, nie tylko jako dychotomia państwowe - prywatne, taką własnie wyznaje profesor Balcerowicz. Co do encyklik papieskich, nauka społeczna kościoła jest jednym z największych osiągnięć współczesnej kultury, zapewne dlatego kościół jest tak zajadle atakowany. Pozdrawiam.

Sugestię przyjmuję - słuszna - dziękując za uwagi i lekturę, pozdrawiam.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.