Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Cztery wykresy czyli dowód na to, że żyjemy w domu wariatów

Jedno jest pewne, bo to zawsze tak jest. Trzeba będzie zapłacić. A jak trzeba za coś zapłacić, to płacą za to prości ludzie. Ja płacę, pan płaci, pani płaci, my płacimy...

(Wszystkich, którzy na widok wykresu chcą od razu zamknąć okienko i nie próbować czytać, uspokajam, że nie będzie tu o matematyce.)

Nie jestem ani jedynym, ani pierwszym, który zauważył tę prawidłowość na światowych giełdach. To, co się na nich obecnie dzieje, nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek „normalnością”. To dom wariatów.

Giełda to TEORETYCZNIE miejsce, gdzie ludzie wymieniają się między sobą papierami wartościowymi z nadzieją, że uda im się kupić taniej i sprzedać drożej. Zazwyczaj wśród tych ludzi są również tacy, którzy próbują poprzez giełdę przejąć kontrolę nad różnymi przedsiębiorstwami, z którymi z jakichś przyczyn wiążą nadzieję na przyszłość. Sytuacja na giełdzie była kiedyś barometrem sytuacji gospodarczej w państwie i na świecie.

Giełda była również zawsze bardzo czuła na wszystkie znaczące wydarzenia, szczególnie na katastrofy i inne zjawiska mogące wpłynąć na obniżenie dochodów. Dobrym przykładem zwyczajnego, normalnego reagowania giełdy jest jej zachowanie w okresie kryzysu kubańskiego w 1962 roku. Mnóstwo ludzi wówczas uważało, że nadchodzi wojna. Wskaźnik giełdowy spadł o ponad 20%.

Wykres kusu wskaźnika giełdowego SP500 pokazujący jak kryzys kubański w 1962 spowodował spadki na giełdzie

To normalne.

Na wykresie widać, że w ciągu miesięcy, które nastąpiły po rozwiązaniu kryzysu, giełda wróciła do poziomu sprzed kryzysu.

Podobnie zareagowała giełda w momencie ataków na WTC w 2001 roku. Różowym kolorem zaznaczyłem wyraźny spadek notowań po zawaleniu wież i ponownym otwarciu giełd.

Wykres wskaźnika giełdowego SP500 pokazującego jak nowojorska giełda zareagowała spadkami na zamachy na World Trade Center

W 1996 roku w Paryżu miały miejsce krwawe zamachy. Ginęli ludzie, mnóstwo ludzi było rannych. Paryska giełda reagowała na to zupełnie naturalnie, jak pokazuje poniższy wykres. Jak się coś dzieje złego, to giełdy lecą w dół. Paryska też.

Wykres pokazujący jak paryska giełda zareagowała spadkami na zamachy w 1996 roku

A potem się coś w tym zrozumiałym i wydawałoby się się naturalnym, normalnie działającym mechanizmie zepsuło.

13 listopada terroryści zabili w Paryżu 130 osób. To był wielki zamach, jakiego francuska stolica nie pamiętała od kilkudziesięciu lat. Wydawałoby się, że powinno to mieć piorunujący efekt na giełdzie.

I miało.

Tyle że zupełnie inny, niż można byłoby się spodziewać.

Wykres pokazujący, że po zamachach 13 listopada 2015 francuska giełda nie spadła tylko poszła w górę.

Mechanizm tym razem nie zadziałał. Giełda poszła w górę, jakby zabicie ponad 100 osób mogło być dobrym znakiem dla gospodarki...

24 listopada 2015 tureckie lotnictwo strąciło rosyjski samolot wojskowy nad Syrią. Turcja należy do NATO. Można założyć z dużą dozą prawdopodobieństwa zbliżającą się do pewności, że Turcy nie zrobili tego bez wiedzy i zgody USA.

Strącenie samolotu wojskowego to casus belli.

Oto, co na to nowojorska giełda.

Wykres pokazujący że nowojorska giełda poszłą w górę po strąceniu rosyjskiego samolotu nad Syrią.

Coś tu nie gra. Każdy, kto tak pomyśli, będzie miał rację. Nie dobrałem tendencyjnie danych, nie oszukałem. Giełdy naprawdę tak reagowały. Tak, po strąceniu rosyjskiego samolotu amerykańskie giełdy poszły w górę.

Wiadomo dlaczego. Najgorsze jest to, że faktycznie nie jest to normalne. A nie jest, bo od dobrych paru lat przestaliśmy żyć w normalnym świecie. Żyjemy w domu wariatów, tylko większość ludzi tego nie zauważyła.

Od końca pierwszego dziesięciolecia XXI wieku amerykański bank centralny, czyli FED (Federal Reserve), któremu od niedawna towarzyszy Europejski Bank Centralny, a także Bank of England, jak również szwajcarski bank centralny, a także bank centralny Japonii (tyle, że Japończycy już od początku lat 90. XX wieku) oraz Chiny produkują masowo pieniądze, którymi zalewają giełdy. Ludziom niezorientowanym w sprawach ekonomii może się to wydawać dziwne, ale zapewniam, że tak jest. Nie zmienia to skądinąd faktu, że JEST to dziwne, tak jak większość spraw w domu wariatów ludziom wydaje się dziwna.
Dom wariatów ma to do siebie, że jest dziwny.

Wylewanie Niagary pieniędzy na giełdy ma na celu (między innymi) utrzymanie rynków finansowych w stanie jakiego takiego działania. Główni operatorzy giełdowi, którymi są wielkie banki i inni operatorzy finansowi, są głównymi beneficjentami tego strumienia gotówki. Teoretycznie pieniądze te, zgodnie z deklaracjami przedstawicieli banków centralnych, miały służyć rozkręceniu gospodarki. Miały być źródłem kredytów, dzięki którym inwestorzy mieli inwestować, a gospodarka miała się rozwijać. Problem w tym, że decydenci głupi nie są i wiedzą, że dawanie kredytów to działanie ryzykowne. Można stracić, jeśli dłużnik nie odda. Postanowili więc lepiej wykorzystać finansową mannę - zaczęli nią grać na giełdzie.

Każdy wie, że gra na giełdzie to wysoce ryzykowne działanie. Można zarobić, ale często (zbyt często!) się tam traci. W końcu ktoś musi stracić, żeby ci, którzy zarabiają, mogli zarobić.

Mało kto to wie, ale dziś dzięki najnowocześniejszym technologiom są na świecie gracze giełdowi, którzy nie przegrywają nigdy. Nie chcę przez to powiedzieć, że oni najczęściej wygrywają, albo że ogólny bilans strat i zysków wychodzi u nich na plus. Nie. Mówię o graczach giełdowych, którzy nie przegrywają NIGDY. Graczach, u których każdy dzień pracy kończy się podliczaniem zysków, a zyski te idą w setki mionów dolarów.

Ci gracze, to instytucje finansowe, które operują na giełdzie za pomocą komputerów wykonujących MILIONY operacji giełdowych na sekundę. W ich sposobie działania ważna jest nawet (a wręcz PRZEDE WSZYSTKIM) jak najmniejsza odległość ich komputerów od komputerów giełdy (tak, chodzi o jak najmniejszą odległość w metrach!) po to, by ich zlecenia były brane pod uwagę wcześniej przez komputer giełdowy o milionową część sekundy od zleceń konkurencji.

Te komputery giełdowe nie wykonują zleceń, które wydają im ludzie. One mają programy, które swoją złożonością zbliżają się już do sztucznej inteligencji, i to te programy wydają zlecenia albo je anulują. Wszystko odbywa się w milionowych częściach sekundy, dotyczy sum idących w setki milionów dolarów i prowadzi do zarobków, które opierają się na różnicach kursów na 5. czy nawet dalszym miejscu po przecinku, ale przy sumach, które wchodzą w grę, przekłada się to na miliony dolarów zysku.

Dziwne, niepokojące, dla niektórych może nawet wspaniałe (pomarzyć dobra rzecz!), ale ktoś mógłby zapytać: gdzie tu jest ten dom wariatów?

Już wyjaśniam.

Tak jak wspomniałem, programy komputerowe, które zarządzają operacjami giełdowymi tych instytucji finansowych, działają jak sztuczna inteligencja. Podejmują decyzje i realizują je w ułamkach sekund w oparciu o wcześniej zdefiniowane zasady. Ogromne znaczenie wśród nich ma szczegółowa analiza informacji giełdowych - raportów spółek, wypowiedzi najważniejszych osób publikowanych w mediach. Programy analizują te wypowiedzi i na bazie algorytmów, których zasady są najbardziej strzeżonymi skarbami każdej z firm, podejmują decyzje o zakupie i sprzedaży. Robią dokładnie to samo, co maklerzy giełdowi, których zapewne niedługo zastąpią całkowicie i wyślą na bezrobocie.

Banki centralne mają tylko jedno narzędzie w ręku, którym potrafią się posługiwać w swych działaniach sterowania rynkami finansowymi: potrafią produkować pieniądze. Inne narzędzia, które miały kiedyś do dyspozycji (nieważne jakie) zużyły się już i pozostała im dziś tylko możliwość drukowania coraz większej ilości pieniędzy. I właśnie to robią.

Gdy tylko okazuje się, że jest jakiś PROBLEM, jedyną faktycznie reakcją jest drukowanie coraz większej ilości pieniędzy. To może się wydawać idiotyczne, i oczywiście JEST idiotyczne, ale to działa! Coraz większe ilości pieniędzy oznaczają dla największych instytucji finansowych coraz większe możliwości działania na giełdach, czyli ostatecznie coraz większe zyski.

Zamachy, zestrzelenia samolotów, wojny, katastrofy naturalne to są PROBLEMY! Czyli to jest dokładnie to, co może spowodować, że banki centralne zwiększą ilość drukowanych pieniędzy! Czyli to jest to, na co czyhają programy komputerowe operujące na giełdach.
Czyli mamy prostą sytuację działającą na zasadzie - im gorzej, tym lepiej.

Czyli zwyczajny dom wariatów.

Żyjemy w nim.

Ta idiotyczna sytuacja nie może trwać wiecznie. Prowadzi ona wprost do nadchodzącej gigantycznej katastrofy, gdyż nikt na świecie nie ma żadnego pomysłu na to, jak zakończyć te idiotyczne działania. Nie można przestać wylewać kolejnych pieniędzy, bo to spowoduje natychmiast załamanie wszystkich najważniejszych giełd. Nie można też w nieskończoność produkować pieniędzy bez pokrycia, bo spotka nas to, co spotkało Republikę Weimarską na początku lat 20. XX wieku czy to, co się dzieje w Zimbabwe obecnie. To jest pewne, jedyne, czego nie wiemy, to KIEDY ten dom wariatów się zawali.

Bo oczywiście zawali się. NIKT nie ma nawet początku pomysłu na to, co należy teraz zrobić, bo takiej sytuacji nie było nigdy w historii świata.

Jedno jest pewne, bo to zawsze tak jest. Trzeba będzie zapłacić. A jak trzeba za coś zapłacić, to płacą za to prości ludzie. Ja płacę, pan płaci, pani płaci, my płacimy...

Data:
Kategoria: Gospodarka
Tagi: #giełdy #banki #finanse
Komentarze 1 skomentuj »

Witam! Hmm, uważam, że dokonuje Pan błędnej oceny zaobserwowanego zjawiska, moje wnioski są następujące: sytuacja jest doprowadzona do granicy wytrzymałości, wyczerpano już wszystkie inne możliwości ogłupiania maluczkich, trupy z szafy zasypały już pokój, wszyscy czekają już tylko na WOJNĘ, te obserwowane piki wykresów to właśnie oczekiwania i falstarty hien giełdowych, konflikt jest bardzo blisko, wszyscy właściwie czekają tylko na wymówkę, aby rozpocząć reset. Po atakach we Francji i zdarzeniu w Turcji uważam, że do wojny USA/Izrael naprawdę im się spieszy. Pytanie czy przed nowym rokiem będziemy świadkami konfliktu zachód vs wschód. Europa stoi w rozkroku i nie może się zdecydować, ISIS próbuje ją zmotywować do poparcia USA, ale chyba nic z tego nie wyszło i Niemcy staną za Rosją, Rosja już poparła Chiny. Martwi mnie proamerykański kurs nowych władz w Polsce, jeżeli opowiemy się za USA, zostaniemy rozebrani/podzieleni pomiędzy Niemcy/Rosję. Kolejny raz Polak zapłaci krwią na szachownicy, w której grają potęgi, o których naród nie ma pojęcia. Dodam, że ze znajomymi obserwujemy to, co dzieje się na płycie lotniska w Modlinie. Po wydarzeniach w Turcji "Warszafka" była gotowa do ewakuacji, proszę spróbować dotrzeć do listy lądowań, zdziwi się Pan :)

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.