Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Wady i potrzeby naszych systemów bankowych

Czy musimy ulegać szantażowi bankierów za dużych aby upaść?

Wady i potrzeby naszych systemów bankowych

Szantaż

Sto lat temu w 1907 r. artykułem „Defects and Needs of Our Banking System” Paul Warburg rozpoczął dyskusję o ówczesnym systemie bankowym w Stanach Zjednoczonych, której finałem było utworzenie prywatnego banku centralnego. Rezerwa Federalna w 2013 r. być może będzie obchodziła stulecie swego poczęcia. Być może, bo stworzony w ubiegłym wieku system bankowy przeżywa obecnie głębokie załamanie.

Depresja 2008 r. rozpoczęła się od kryzysu systemu bankowego. My obywatele niewiele wiemy o źródłach i skali katastrofy. Dane o tym są utajniane, a nam przedstawia się zafałszowany obraz sytuacji. Politycy i bankierzy przyznają jednak, że bez naprawy systemu bankowego, bez rozwiązania problemu toksycznych aktywów, bez przywrócenia zaufania do banków i wzajemnie pomiędzy bankami, ożywienie gospodarcze nie będzie możliwe. Jednocześnie zapewniają nas, że banki są za duże i nie mogą upaść, że z naszych podatków politycy dadzą tyle środków na ich ratowanie ile tylko będzie potrzeba, że nie ma innej opcji niż ratowanie banków kosztem pieniędzy podatników. Te niepokojące głosy wymuszają przyjrzenie się o co właściwie chodzi? Czy musimy być zakładnikami bankierów i polityków? Czy nie mamy innej opcji?

Pieniądz

Źródłem postępu gospodarczego jest ludzka praca. Nie musimy tak ja przed wiekami zajmować się wszystkim od uprawy roli przez wyrób narzędzi, budowę domu, tkanie odzieży, po lepienie garnków. Nasze talenty możemy spożytkować w tym, co najlepiej potrafimy. Pracujemy łatwiej i efektywniej. Podział pracy, specjalizacja i innowacyjność umożliwiają nam wykonanie oraz zapewniają dostęp do olbrzymich ilości dóbr konsumpcyjnych, dzięki którym wzrasta poziom naszego życia materialnego.

Pieniądz jest cudownym środkiem, które ułatwił nam podział pracy. Służy wycenie owoców naszej pracy. Pośredniczy w wymianie. Pracując uzyskujemy dochody w pieniądzu. Te pieniężne dochody przeznaczamy na zakup dóbr wyprodukowanych przez innych. Producenci uzyskują pieniężny przychód, który ponownie trafia do pracujących. Pieniądz krąży po gospodarce. W pieniądzu oszczędzamy powstrzymując się od konsumpcji. Oszczędności te trafiają do tych, którzy obiecują je efektywnie spożytkować gospodarczo lub chcą szybciej coś skonsumować kosztem przeznaczenia części swoich przyszłych dochodów na spłatę długu.

Nie bez przyczyny nasz system gospodarczy jest określany jako gospodarka towarowo-pieniężna. Z olbrzymiego znaczenia pieniądza dla naszej pracy wynika, że zachwianie w systemie pieniężnym może ugodzić w samą istotę całego systemu gospodarczego i doprowadzić do jego rozpadu, bankructw, bezrobocia, a nawet wojen.

Do końca 2008 r. w Stanach Zjednoczonych wyemitowano 8,1 bln dolarów, a w Polsce 660 mld złotych.

Pieniadz w Stanach Zjednoczonych (mld dolarów)

 wady_i_potrzeby1.gif 

Uwaga: spadek podaży pieniądza w 2006 r. wynika z nieujawniania od tego roku przez Rezerwę Federalną stanu dużych depozytów terminowych (powyżek 100 tys. dolarów). Przyczyny są nieznane.

Pieniądz w Polsce (mln złotych) 

 wady_i_potrzeby2.gif 

W ciągu ostatnich 10 lat w Stanach Zjednoczonych przybyło pieniędzy o 50 %, a w Polsce o 146 % (prawie dwu i pół krotnie). Dynamicznemu wzrostowi podaży pieniądza nie towarzyszył równie dynamiczny wzrost realnego PKB. Pomiędzy 1999, a 2008 r. PKB wzrósł realnie w USA o 23 %, a w Polsce o 44 %. W rezultacie zwiększenie ilości pieniądza w obiegu, który nie znalazł pokrycia w powiększonej ilości towarów i usług, skutkował wzrostem poziomu cen, czyli inflacją. W Stanach Zjednoczonych poziom cen towarów i usług konsumpcyjnych w latach 1999-2008 wzrósł o 29 %, a w Polsce o 36 %. Mimo oficjalnie deklarowanej przez banki centralne walki z inflacją, politycy i bankierzy w Stanach Zjednoczonych i w Polsce nie panują ani nad podażą pieniądza, ani nad poziomem cen.

A może obiektywnie nie mogą?

Przyjrzyjmy się zmianom poziomu cen w Stanach Zjednoczonych od chwili ogłoszenia Deklaracji Niepodległości w 1776 r. Stany Zjednoczone są wdzięcznym podmiotem analizy z uwagi na zachowaną ciągłość państwową i monetarną (w przeciwieństwie do Polski).

Poziom cen w Stanach Zjednoczonych 1776 = 1

 wady_i_potrzeby3.gif  

Przez blisko sto pięćdziesiąt lat poziom cen w Stanach Zjednoczonych ulegał niewielkim zmianom. Ceny rosły w okresach wojen (Wojna o Niepodległość 1775-1783, Wojna brytyjsko-amerykańska 1814, wojna secesyjna 1861-1865), a spadały po nich nawet do poziomu sprzed konfliktu. Działo się to mimo, że wojny toczyły się na ziemi amerykańskiej i bezpośrednio dotykały ludność i majątek Stanów Zjednoczonych. Tymczasem od I Wojny Światowej nastąpiła drastyczna zmiana. Poziom cen zaczął dynamicznie rosnąć, i nawet w czasie wielkiego kryzysu (1929) nie spadł do poziomu sprzed I Wojny Światowej. Okres po II Wojnie Światowej, zwłaszcza od lat siedemdziesiątych XX wieku to wręcz orgia inflacji.

W rezultacie poziom cen w Stanach Zjednoczonych jest obecnie około 25 razy wyższy od czasów sprzed I Wojny Światowej.

Emisja

Emisja pieniądza do czasu powstania Rezerwy Federalnej była ściśle związana ze złotem i srebrem. W ciągu XIX w. w Stanach Zjednoczonych dominował bimetalizm. W obiegu krążyły monety złote i srebrne (tylko 1 cent i 0,5 centa były bite z miedzi). Od 1900 r. wprowadzono standard złota. Na jego mocy faktyczne pokrycie w złocie zapewniono również emitowanym od 1862 r. charakterystycznym zielonym banknotom. Standard złota został zawieszony w czasie I Wojny Światowej. W 1933 r. zniesiono go na rynku wewnętrznym Stanów Zjednoczonych, a w 1973 r. zlikwidowano możliwość wymiany dolarów na złoto na żądania płynące z zagranicznych banków centralnych. Zerwanie związków pieniądza z metalami szlachetnymi (których ilość jest naturalnie ograniczona) dało politykom i bankierom możliwość w istocie niepohamowanej emisji pieniądza.

Uniwersalną i zaskakująca cechą współczesnych systemów bankowych na świecie jest to, że banki centralne emitują zdecydowaną mniejszość pieniądza. W Stanach Zjednoczonych tylko ok. 10 % podaży pieniądza to monety i banknoty, w Polsce wskaźnik ten wynosi ok. 14 %. Pozostałą część pieniądza w systemach gospodarczych stanowią depozyty w bankach (bieżące i terminowe).

W potocznym wyobrażeniu króluje przekonanie, że skoro wpłacamy pieniądze na depozyt bieżący to bank ma w każdej chwili gotówkę na wypłatę naszych środków. To przekonanie jest błędne. Nawet, gdyby cała wyemitowana przez banki centralne gotówka była w skarbcach banków komercyjnych, to banki te nie są w stanie wypłacić więcej niż ok. 17 % depozytów bieżących w Stanach Zjednoczonych, czy ok. 36 % depozytów bieżących w Polsce. A przecież zdecydowana większość tej gotówki nawet nie znajduje się w rękach bankierów. Jest m.in. w naszych portfelach, czy kasach przedsiębiorstw.

Banki komercyjne na całym świecie są cały czas zagrożone niewypłacalnością na skutek uprawnionego roszczenia klientów o wypłatę depozytów. Dotyczy to praktycznie każdego banku: najgorszego i najlepszego, największego i najmniejszego. Strach o upadłość jest tak przytłaczający, że publiczne wspominanie o tych faktach rodzi reakcję w postaci głosów potępienia za możliwość wywołania paniki (run na banki).

Skoro pieniądz banku centralnego (monety i banknoty) znajduje się w zdecydowanej mniejszości, to skąd wzięła się w bankach komercyjnych przytłaczająca ilość depozytów? Wykreowały je same banki komercyjne. Idea pomysłu narodziła się jeszcze w czasach pieniądza kruszcowego. Bankierzy przyjmujący kruszce na przechowanie i wystawiający w zamian pokwitowania (które same zaczynały krążyć jako pieniądz) zauważyli, że po odbiór kruszców klienci nie zgłaszają się w jednej chwili, a w skarbcach bankierów przeważnie pozostaje zapas kruszcu. Zaczęto wystawiać więcej pokwitowań niż faktycznie było kruszcu w skarbcu. We współczesnych czasach rolę kruszcu, skarbca i pokwitowania przejęły kredyty i depozyty w księgach banku. Udzielając kredytu bank dokonuje dwóch operacji: zapisuje, że kwota kredytu jest zobowiązaniem kredytobiorcy (należność banku) i jednocześnie udostępnia tę samą kwotę na depozycie bieżącym kredytobiorcy (zobowiązanie banku). Przez sam akt udzielenia kredytu jest kreowany nowy pieniądz. Jedynym zmartwieniem bankiera jest to, aby mieć zapas gotówki, gdy klient zechce wypłacić depozyt bieżący. Ale to w skali tysięcy klientów jest incydentem. Ci co wypłacają są równoważeni przez tych co wpłacają. Bankier może udzielać znacznie więcej kredytów i tworzyć nowe depozyty bieżące niż zapas gotówki. Politycy usankcjonowali ten „zwyczaj” zobowiązując banki komercyjne do utrzymywania rezerw obowiązkowych jedynie jako drobnej części depozytów (w Stanach Zjednoczonych 3 i 10 %, a w Polsce 3,5 %).

Kreacja pieniądza przez banki komercyjne przekroczył nawet granice państw. Środki w walucie wpłacone do banku w kraju, w którym ta waluta nie jest prawnym środkiem płatniczym, bankierzy zaczęli wykorzystywać do udzielania kredytów i kreacji depozytów w tej obcej walucie. W ten sposób poza granicami np. Stanów Zjednoczonych zaczął być kreowany dolar w sposób naruszający suwerenność monetarną Stanów Zjednoczonych. W olbrzymim zakresie zjawisko to wystąpiło w Europie, gdzie powstał rynek eurodolarowy (ogólnie eurowalutowy). Szczupłe regulacje tego rynku (m.in. problem jurysdykcji) doprowadziły do tego, że rynek ten stał się obfitym źródłem taniego pieniądza, wykorzystywanego przez międzynarodowych spekulantów do nieprawdopodobnych operacji, nawet przeciwko całym państwom (np. atak na funta w 1992 r.).

Tworzenie pieniądza depozytowego przez udzielania kredytów jest dla banków komercyjnych nomen omen złotym interesem. Banki zarabiają na różnicy oprocentowania kredytów i depozytów. Jednocześnie w dowolny sposób mogą kierować na rynek kredyty i tym samym nowy pieniądz. Koncentracja marketingu kredytów na konkretnym segmencie rynku skutkuje podwyższaniem cen na tym rynku. Najświeższym przykładem są nieruchomości w Stanach Zjednoczonych (2006) i Polsce (2008). To decyzje kredytowe banków komercyjnych doprowadziły do powstania i puchnięcia baniek spekulacyjnych.

Z drugiej strony jeżeli bankierzy zadecydują, aby nie udzielać kredytów, to w gospodarce nie pojawia się nowy pieniądz. Co więcej już udzielone kredyty są stopniowo spłacane, co powoduje spadek podaży pieniądza. Z tym zjawiskiem mamy do czynienia obecnie, gdy banki de facto zamroziły akcję kredytową. Istnieją przypuszczenia, że decyzje bankierów o wstrzymaniu akcji kredytowej nie zawsze były przypadkowe, czy uzasadnione złym stanem banków. Ich celem mogło być wywołanie deflacji i kryzysu gospodarczego w wyniku którego osoby mające dostęp do środków pieniężnych mogły tanio kupić liczne aktywa (np. akcje, nieruchomości).

Podobna sytuacja z zagrożeniem zmniejszenia podaży pieniądza ma miejsce, gdy banki poniosły straty uzasadniające ich bankructwo. Taka sytuacja ma prawdopodobnie miejsce w największych bankach Stanów Zjednoczonych i Europy. Bankructwo oznacza bowiem, że niewypłacalne banki nie mogą udzielać nowych kredytów, a wszelkie dotychczasowe są spłacane. Zmniejsza to podaż pieniądza. Zmniejszenie ilości pieniądza w przypadku bankructwa może być natychmiastowe, jeżeli na skutek niespłacalnych kredytów przepadną depozyty złożone w niewypłacalnym banku. Zagrożenie deflacyjne jest tym większe, im większy jest zagrożony bankructwem bank. To stanowi źródło niezachwianej pewności największych współczesnych bankierów, że nawet w przypadku stanu niewypłacalności ich banków, dostaną pomoc od swych przyjaciół polityków z naszych podatników pieniędzy i mogą dalej niezachwianie korzystać z wszelkich również finansowych uroków życia bankiera.

Konsekwencjami decentralizacji emisji pieniądza są:

1.      utrata przez bank centralny bezpośredniego wpływu na ilość większości pieniądza w gospodarce,

2.      systemowe zagrożenie niewypłacalności banków komercyjnych na wypadek zgłoszenia się po depozyty nawet niewielkiej części klientów, którzy nie byliby zrównoważeni przez wpłacających depozyty,

3.      możliwość zakłócania podaży pieniądza przez banki komercyjne poprzez jego nadmierną dyskrecjonalną kreację (inflacja i spekulacja), czy zahamowanie akcji kredytowej (deflacja i depresja),

4.      zagrożenie skokowego spadku podaży pieniądza w przypadku bankructwa banków, skutkującego presją deflacyjną i depresją.

Bank centralny

Czy jest możliwy powrót do „złotych” czasów de facto stałego poziomu cen? Do czasów, gdy oszczędzany w ciągu zawodowej aktywności człowieka pieniądz praktycznie nie zmieniał wartości. Do czasów, gdy oszczędzanie było nieobarczone ryzykiem utraty wartości (podatek inflacyjny), a i planowanie oraz prowadzenie działalności gospodarczej było łatwiejsze i pewniejsze.

Tęsknota za stabilnością w pierwszej kolejności prowadzi do rozważenia ewentualnego powrotu do standardu złota. System jest prosty i sprawdzony. Jest tylko jeden problem. Do standardu złota potrzeba nie czego innego jako właśnie złota (lub innego rzadkiego kruszcu). Ze złotem jest ten problem, że banki centralne mają obecnie znikome jego ilości. Na koniec 2007 r. światowe zasoby wydobytego złota wynosiły ok. 161 tys. ton, z czego banki centralne posiadały ok. 29 tys. ton. W 2008 r. władze monetarne Stanów Zjednoczonych miały 8,1 tys. ton złota o wartości ok. 231 mld dolarów, a Polski 102,9 t złota o wartości ok. 3 mld dolarów. Wartość złota posiadanego przez banki amerykański i polski stanowi tylko ok. 3-4 % pieniądza gotówkowego i depozytów bieżących w tych krajach. Zapewnienie istniejącym pieniądzom pokrycia w złocie wymagałoby zatem jego zakupów o wartości odpowiadającej praktycznie całej podaży pieniądza gotówkowego i w formie depozytów bieżących (taki popyt pociągnąłby ceny złota w górę, bo przy obecnych jego cenach złota nie wystarczy nawet tylko dla Stanów Zjednoczonych). Operacja taka jest zatem zbyt kosztowna, zwłaszcza w stosunku do niewielkich kosztów emisji pieniądza w formie monet nie kruszcowych, banknotów, czy zapisów komputerowych (depozyty). Inną wadą powrotu do standardu złota jest fakt, że finansowe korzyści z emisji pieniądza złotego czerpaliby właściciele jego zasobów (zapasów i złóż).

Skoro powrót do przeszłości nie wydaje się racjonalny z uwagi na koszty, dalsze rozważania musimy oprzeć o istniejący system pieniądza fiducjarnego (nie mającego pokrycia w kruszcach). Pieniądz ten jest tani w „produkcji” i przechowywaniu (zwłaszcza depozyt jako zapis komputerowy), a jednocześnie akceptowany przez przytłaczającą większość narodów świata.

Pierwszym postulatem wynikającym z analizy wad dotychczasowego systemu bankowego jest centralizacja emisji pieniądza przez bank centralny (monopol). Monopol emisji pieniądza przez bank centralny z definicji umożliwi temu bankowi kontrolę nad całą podażą pieniądza w gospodarce.

Ustalenie ilości pieniądza niezbędnego dla płynnego funkcjonowania rozwijającej się gospodarki jest relatywnie proste. Zadanie ułatwiają nasze preferencje. W formie pieniądza przechowujemy mniej więcej stałą część naszych dochodów. W 2008 r. w Stanach Zjednoczonych i Polsce było to ok. 50-60 % naszych rocznych dochodów (suma wszystkich dochodów w całej gospodarce to Produkt Krajowy Brutto).

Realcja pieniądza do PKB w Stanach Zjednoczonych i Polsce

 wady_i_potrzeby4.gif 

W Stanach Zjednoczonych wskaźnik pieniądz do PKB wykazuje dużą stabilność. W Polsce w czasach wysokiej inflacji był niższy m.in. z powodu ucieczki od ustawicznie tracącego na wartości pieniądza, ale stopniowo wzrastał w miarę postępów dezinflacji (ten wzrost łagodził część impulsu inflacyjnego z nadal zbyt obfitego „drukowania” pieniądza w Polsce).

W przeciągu jednego roku wskaźnik ten zasadniczo jest stały. W konsekwencji aby utrzymać w tym okresie stały poziom cen, wzrost podaży pieniądza musi być tego samego rzędu, co tempo wzrostu PKB. Jeżeli gospodarka amerykańska będzie się rozwijać w tempie 3 % rocznie to przyrost podaży pieniądza też powinien wynosić 3 % rocznie. Przy dynamice PKB 8 % w Polsce, przyrost podaży pieniądza również powinien wynosić 8 % rocznie. Z tych wielkości można określić namacalne zadanie banku centralnego posiadającego monopol emisyjny. W Stanach Zjednoczonych podaż pieniądza banku centralnego powinna wówczas wzrosnąć w ciągu roku o ok. 243,7 mld dolarów, a w Polsce o ok. 52,8 mld zł.

Wprowadzenie nowego pieniądza banku centralnego do obiegu najczęściej dokonuje się za pośrednictwem rządu w formie nieodpłatnej lub odpłatnej (odsetki). Gdy rząd dostaje nowy pieniądz z banku centralnego bez żadnego ekwiwalentu istnieje poważne ryzyko uzależnienia się polityków od tej formy finansowania. Rezultatem są wzrastające wydatki rządu i wzrastająca finansująca je podaż pieniądza, która w skrajnym przypadku rodzi hiperinflację. Stąd obecnie takiej formy nie spotyka się.

Standardem stało się pożyczenie wyemitowanego pieniądza rządowi przez bank centralny. W Stanach Zjednoczonych Rezerwa Federalna emitowała pieniądz kupując rządowe papiery dłużne (np. obligacje). Od 2008 r. w związku z załamaniem systemu bankowego Rezerwa nabywa za emitowane przez siebie dolary również inne aktywa (m.in. papiery komercyjne) czy wręcz udziela kredytów. W Polsce po hiperinflacji z przełomu lat 80 i 90-ch XX wieku wprowadzono konstytucyjny zakaz finansowania rządu polskiego przez bank centralny. Emisja złotego odbywa się obecnie przez zakup przez NBP zagranicznych papierów dłużnych, przede wszystkim papierów wartościowych rządu amerykańskiego i denominowanych w euro. Narodowy Bank Polski skupuje dewizy za emitowane złotówki, po czym za dewizy kupuje zagraniczne papiery wartościowe W ten sposób powstały oficjalne aktywa rezerwowe Polski.

Nowa emisja czy to przez wydatki rządowe (Stany Zjednoczone), czy przez sprzedających dewizy eksporterów i inwestorów zagranicznych (Polska) trafia do obiegu i zaczyna krążyć w systemie gospodarczym. Powstają pytania, czy emitowany pieniądz musi trafiać w pierwszej kolejności do klientów rządu (USA), czy eksporterów lub inwestorów zagranicznych (Polska) oraz czy za emitowany pieniądz bank centralny zawsze powinien dostawać oprocentowanie?

Z punktu widzenia funkcji spełnianych przez pieniądz w systemie gospodarczym droga jaką dostaje się pieniądz do obrotu gospodarczego jest wtórna. To, że obecnie trafia on do gospodarki poprzez pewne grupy podmiotów jest wyłącznie preferencją polityków i bankierów. Z punktu widzenia stabilności systemu gospodarczego najlepszym rozwiązaniem jest rozproszenie emisji wśród uczestników życia gospodarczego. W ten sposób nowa emisja wzbudzi popyt taki jak ma ogół społeczeństwa, a nie taki jaki preferują dotychczasowi beneficjenci emisji pieniądza. Popyt na produkty nie jest sztucznie zniekształcany. Rozproszenie emisji jest również silnym narzędziem antyspekulacyjnym. Nowy pieniądz nie jest bowiem kierowany do wąskich segmentów rynku (np. nieruchomości, akcje), gdzie może wzbudzić narastanie bańki spekulacyjnej.

Najsilniejsze rozproszenie nowej emisji pieniądza nastąpi, gdy trafi ona do wszystkich obywateli. W przeliczeniu na jedną osobę, przy wcześniejszych założeniach, w Stanach Zjednoczonych na jednego Amerykanina przypada kwota ok. 800 dolarów rocznie, a w Polsce na jednego Polaka kwota ok. 1385 zł rocznie. Przy tej formie wprowadzenia nowej emisji pieniądza do obiegu nie ma uzasadnienia dla stosowania oprocentowania. Pieniądz fiducjarny jest ze swej natury tani, a koszty jego przechowywania są pokrywane poprzez opłaty bankowe od depozytów bieżących (rachunków bankowych).

Można zatem sformułować drugi, po monopolu emisyjnym, postulat zmian w systemie bankowym. Nowe emisje pieniądza wynikające ze wzrastających potrzeb rozwijających się gospodarek powinny trafiać do wszystkich obywateli państwa bez świadczenia wzajemnego np. w postaci płacenia odsetek. Bank centralny staje się wówczas instytucją narodową, która dla wszystkich obywateli państwa emituje pieniądz niezbędny dla sprawnego funkcjonowania systemu gospodarczego.

Plasowanie nowych emisji pieniądza bezpośrednio u wszystkich obywateli państwa pomija w transmisji impulsu monetarnego polityków. Pozbawia ich nie tylko prawa decydowania na co przeznaczać nowe emisje pieniądza, jednocześnie dyscyplinując poprzez pozbawienie szansy na sfinansowanie swoich licznych fanaberii z emisji banku centralnego. W każdym przypadku muszą zwrócić się do narodu o podatki lub pożyczkę. To naród musi decydować, czy wskazane przez nich cele są adekwatne do żądanych od obywateli środków.

Nowy kanał lokowania emisji pieniądza omija również banki komercyjne. Bez względu na to, czy chcą, czy nie chcą udzielać kredytu, czy funkcjonują, czy bankrutują, naród ma zapewniony dostęp do pieniądza. Teoretycznie nawet bankructwo wszystkich banków i utrata wszystkich depozytów nie zagrozi unicestwieniem obiegu pieniężnego. W każdej chwili nowa emisja uzupełniająca ubytek podaży pieniądza może trafić bezpośrednio do obywateli wprost z banku centralnego.

Emisja narodowa ma oprócz uzasadnienia ekonomicznego, duże znaczenie społeczne. Jest wyrazem więzi narodowej i uznania, że każdy obywatel ma prawo do nowo emitowanego pieniądza. Państwo, bez względu na wiek, wyznanie, wykształcenie czy płeć każdemu obywatelowi daje szansę pokładając w nim wiarę, że przyczyni się on swoją pracą do pomnożenia dobrobytu swojego, rodziny i siły państwa. Bez względu na tę wiarę każdy pieniądz wprowadzony do obiegu, nawet przez największego utracjusza, zaczyna swoją zbawienną dla całego systemu gospodarczego cyrkulację. Pieniądz stanie się nie narzędziem dominacji nad człowiekiem, ale środkiem który we wspólnocie narodowej pomaga w najmniej dotkliwy sposób pogłębić podział pracy i zwiększyć jej wydajność.

Mimo że oszacowane wyżej kwoty emisji nie są duże, to emisja narodowa ma również znaczenie socjalne. Kwoty z niej wystarczają np. na nabycie żywności, aby żaden z Amerykanów, czy Polaków nie był głodny. Emisja narodowa promuje również rodziny, które im więcej liczą osób tym będą miały większy łączny popyt, dzięki środkom z emisji.

Banki komercyjne

Z założenia o monopolu emisyjnym banku centralnego wynika wniosek, że banki komercyjne muszą być pozbawione możliwości emisji pieniądza depozytowego przez udzielanie kredytów.

Osiągnięcie tego celu stanie się trywialne, jeżeli cofniemy się do źródła emisji przez bankierów pieniądza bez pokrycia. Zauważyli oni, że nie wszyscy zgłaszają się po gotówkę, że mając jej stały zapas, mogą emitować więcej pieniądza depozytowego udzielając kredytów. W rezultacie depozyty bieżące są pokryte tylko częściowo gotówką. Aby skończyć z tym bankierskim „zwyczajem” wystarczy wprowadzić pełne rezerwy dla depozytów bieżących. Bank komercyjny musi posiadać 100 % wartości depozytów bieżących w formie gotówki w skarbcu lub na rachunku w banku centralnym, aby mógł udzielać kedytów.

W takie sytuacji udzielanie kredytów jest możliwe tylko z środków własnych banku (kapitał) lub złożonych w banku depozytów terminowych (względnie innych terminowych zobowiązań np. wyemitowanych obligacji). Banki komercyjne zamiast zajmować się kreacją pieniądza, powracają do roli pośrednika finansowego pomiędzy oszczędzającymi, a inwestorami i konsumentami. Jednocześnie stopa procentowa staje się ceną równowagi pomiędzy podażą oszczędności, a popytem na kredyty i pożyczki. Stopa procentowa przestaje być narzędziem rozregulowywania rynku poprzez pośrednie sterowanie przez tę stopę wolumenem kredytów dla kształtowania podaży pieniądza w dotychczasowym systemie (np. sztuczne obniżanie stóp procentowych banków centralnych praktycznie do zera, aby za wszelką ceną ożywić akcję kredytową banków komercyjnych).

Dzięki 100 % rezerwom trzymanie w banku depozytów bieżących stanie się w pełni bezpieczne. W związku z niemożnością inwestowania przez banki depozytów bieżących w kredyty czy papiery wartościowe, depozyty te będą niezagrożone nietrafionymi inwestycjami bankierów. Ponadto nawet jeżeli zgłoszą się po nie wszyscy klienci, to bezzwłocznie dostaną swoje pieniądze. Oznacza to wyeliminowanie systemowego ryzyka niewypłacalności banków na skutek runu na banki.

W chwili obecnej po wprowadzeniu pełnych rezerw na depozyty bieżące praktycznie żaden bank komercyjny nie mógłby udzielać kredytów. Stałoby się to możliwe dopiero po zmonetaryzowaniu depozytów bieżących poprzez zgromadzenie gotówki w kasach banku lub na rachunku banku komercyjnego w banku centralnym.

Istnieje wiele metod zmonetaryzowania sektora bankowego.

Najprostsza to odwrócenie dotychczasowego procesu kreacji pieniądza depozytowego. Stopniowo spłacane przez klientów kredyty bezpośrednio zmniejszałyby wartość depozytów bieżących lub zwiększały zasoby gotówki banku. Efektem tego byłoby jednak obniżanie podaży pieniądza. Jest to niekorzystne z uwagi na presję deflacyjną oraz nacisk depresyjny. Z tego względu bank centralny może zacząć emitować pieniądz gotówkowy w sposób rozproszony w celu podtrzymania podaży pieniądza. Jednak w czasie realizacji takiego scenariusza banki miałyby zamrożoną akcję kredytową do czasu osiągnięcia przez ich zasoby gotówkowe poziomu depozytów bieżących (co najmniej przez kilkanaście miesięcy). Innymi słowy praktycznie wszystkie dotychczasowe banki nie mogłyby prowadzić nowych operacji typowego pośrednictwa finansowego.

Umożliwienie kontynuowania akcji kredytowej byłoby możliwe tylko, gdyby bank pozyskał gotówkę na pokrycie brakującej rezerwy depozytów bieżących. Może to nastąpić m.in. poprzez podwyższenie kapitału własnego banku opłaconego środkami pieniężnymi.

Ponadto warte rozważenia jest zmonetaryzowanie niektórych aktywów banku. W aktywach banków amerykańskich znajdują się papiery wartościowe rządu Stanów Zjednoczonych o wartości na koniec 2008 r. 1,2 bln dolarów. Natomiast banki działające w Polsce zgromadziły ok. 149 mld zł papierów wartościowych potwierdzających dług rządu polskiego. Centralny bank państwa może dokonać jednorazowej emisji pieniądza w celu spłaty tych zobowiązań. W rezultacie nie tylko banki komercyjne zyskają środki na pokrycie pełnych rezerw, ale również nastąpi trwałe obniżenie zadłużenia państwa. Oprócz rozproszonej emisji pieniądza przez bank centralny bezpośrednio do obywateli, stanowi to przejaw odejścia od oparcia pieniądza gotówkowego i depozytowego na długu.

Zmonetaryzowaniu z jednorazowej emisji pieniądza banku centralnego mogą podlegać również inne aktywa banków komercyjnych. Wyodrębniony podmiot stanowiący własność państwa może zostać zasilony emisją pieniądza gotówkowego, która zostanie przeznaczona na wykup np. części portfela kredytów z banków komercyjnych. W Polsce banki komercyjne udzieliły kredytów denominowanych w walutach obcych na kwotę 208 mld zł w tym 135 mld na zakup nieruchomości przez gospodarstwa domowe (stan na koniec 2008 r.). Środki gotówkowe z banku centralnego mogą zostać przeznaczone na spłatę części tych kredytów w bankach komercyjnych i ich konwersję na niskooprocentowane i pozbawione ryzyka kursowego kredyty złotowe w wydzielonym podmiocie państwowym (np. państwowym banku inwestycyjnym). W miarę spłaty kredytów złotowych do tego podmiotu środki pieniężne mogłyby być zwrócone do banku centralnego (wycofane z obiegu).

Inną formą zmonetaryzowania depozytów bieżących jest złożenie przez bank centralny depozytów terminowych w bankach komercyjnych sfinansowanych z jednorazowej emisji pieniądza. Depozyty te byłyby wycofywane w miarę pozyskiwania przez banki komercyjne gotówki z innych źródeł.

W sytuacji niepełnych rezerw na depozyty bieżące banki komercyjne byłyby również zainteresowane promocją wśród klientów posiadających stałe salda na depozytach bieżących lokowania część tych środków na depozytach terminowych. Takie postępowania zwiększyłoby wartość korzystnych dla gospodarki średnio i długoterminowych źródeł finansowania.

Z wymienionych metod zapewnienia pełnego pokrycia depozytów bieżących przez rezerwy gotówkowe można skomponować wiele różnych ścieżek adekwatnych do sytuacji każdego systemu bankowego. Różnorodność tych metod pozwala przy okazji osiągnąć cele korzystne z punktu widzenia polityki monetarnej, budżetowej i społecznej.

Bankowość międzynarodowa

Oparcie działania banków komercyjnych o pełne rezerwy dla depozytów bieżących uniemożliwi tym bankom również kreację pieniądza w oparciu o wpłaty depozytów walutowych. Z jednej strony przywróci to suwerenność monetarną banków centralnych krajów emitentów walut. Tylko od ich decyzji będzie zależeć emisja narodowego pieniądza. Z drugiej strony zlikwiduje rezerwuar środków wykorzystywanych do finansowania światowej spekulacji na wszystkich rynkach świata (np. eurowaluty).

Pozostałością standardu złota są rezerwy walutowe banków centralnych na całym świecie. W czasach waluty złotej rezerwę stanowiło złoto. Emitowane przez banki środki pieniężne miały pokrycie w tym kruszcu i w każdej chwili mogły być na nie wymienione. Emisja polegała na kupnie za emitowany pieniądz złota. Sprzedawca złota za ten pieniądz mógł nabywać towary produkowane w kraju emitenta pieniądza. Po zawieszeniu wymienialności większości walut na złoto funkcję złota zaczął pełnić dolar amerykański. Początkowo było to o tyle przekonujące, że banki centralne mogły nadal wymienić dolara na złoto w Rezerwie Federalnej. Dolar stał się substytutem złota w rezerwach walutowych. Stany Zjednoczone były w stanie pełnić taką funkcję m.in. dzięki dużym zasobom złota pochodzącym z przymusowej jego odsprzedaży w czasie wielkiego kryzysu przez obywateli amerykańskich państwu po zaniżonym kursie oraz napływu złota z Europy, która płaciła nim za dostawy w związku z II Wojną Światową. Mimo, że w latach 70-ch XX wieku Stany Zjednoczone jednostronnie zniosły wymienialność dolara na złoto, to w sytuacji gdy państwo amerykańskie było i jest największą gospodarką świata dolar pozostał podstawową walutą rezerwową banków centralnych na świecie.

Na koniec 2008 r. oficjalne rezerwy walutowe banków centralnych wszystkich państw świata wyniosły ok. 7,7 bln dolarów, co stanowi ok. 11 % światowego PKB. Kwota ta nie uwzględnia rezerw w specjalnych funduszach tworzonych m.in. przez państwa eksportujące ropę naftową (np. Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Norwegia). W myśl dotychczasowych teorii finansów międzynarodowych rezerwy te mają zapewniać zachowania płynności w rozliczeniach międzynarodowych oraz umożliwiać stabilizowanie kursów walutowych. Około 64 % rezerw jest przechowywanych w instrumentach denominowanych w dolarze, ok. 27 % w euro, a ok. 3 % w jenie. Z uwagi na bezpieczeństwo i płynność najczęstszą formą inwestycji rezerw walutowych są papiery dłużne rządów krajów emitentów walut w których są denominowane rezerwy.

Rezerwy walutowe są tworzone przez banki centralne poprzez kupno walut i ich inwestowanie w rządowe papiery wartościowe zagranicznych rządów. Waluty są kupowane za pieniądz krajowy emitowany przez bank centralny w chwili zakupu. Waluty skupowane przez bank centralny pochodzą przede wszystkim od eksporterów oraz inwestorów zagranicznych dokonujących inwestycji w kraju danego banku centralnego. Skup walut powoduje zwiększenie popytu na nie z jednoczesnym wzrostem podaży pieniądza krajowego. Są to czynniki wpływające na osłabienie waluty krajowej i wzmocnienie waluty zagranicznej. W rezultacie proces tworzenia rezerw walutowych wywołuje presję na nadwyżkę w bilansie handlowym kraju tworzącego rezerwy i deficyt w bilansie handlowym kraju, którego waluta jest walutą rezerwową. Tworzenie rezerw walutowych jest zatem źródłem nierównowagi handlowej i płatniczej w skali światowej. Nie jest przypadkiem, że największy deficyt handlowy odnotowują Stany Zjednoczone, których waluta jest głównym składnikiem rezerw na świecie. Jednocześnie presja na waluty kraju z walutą o statusie rezerwowej wpływa na obniżenie aktywności gospodarczej w tych krajach oraz przyczynia się do „eksportu” miejsc pracy za granicę. Nie wydaje się zatem przypadkiem, że depresja zapoczątkowana w 2008 r. najmocniej dotyka realne gospodarki krajów, których waluty są głównym składnikiem rezerw walutowych na świecie.

Proces inwestowania zakupionych jako rezerwy walut wzbudza popyt na instrumenty dłużne w krajach posiadających waluty rezerwowe. Skłania to część podmiotów w tych krajach do zadłużania się. Efekt ten jest widoczny szczególnie w Stanach Zjednoczonych, które mają duży deficyt budżetowy finansowany dotychczas w przeważającej część przez inwestorów zagranicznych.  Posiadanie przez Stany Zjednoczone waluty, która jest głównym składnikiem rezerw walutowych pociągnęło za sobą podwójny deficyt Ameryki: w obrotach handlowych z za granicą oraz budżetowy.

Rezerwy walutowe stały się źródłem gigantycznej nierównowagi w skali całego świata. Jednocześnie olbrzymie ilości aktywów finansowych zgromadzonych przez banki centralne, które teoretycznie miały stabilizować płynne kursy walutowe, przyciągają spekulantów z całego świata, zainteresowanych grą o te rezerwy. Innymi słowy rezerwy jako potencjalny element spekulacyjnej gry przyczyniły się do rozchwiania systemu walutowego na świecie.

W skali całego świata import wynosił w 2008 r. ok. 16,2 bln dolarów, co stanowi ok. 23 % światowego PKB. Rezerwy umożliwiające sfinansowanie miesięcznego importu wynoszą ok. 1,9 % światowego PKB. Dla  zachowania płynności w rozliczeniach walutowych pomiędzy bankami centralnymi nawet jednomiesięczne (w stosunku do wartości importu) rezerwy są mocno wygórowane. Banki centralne z powodu zaszłości historycznych utrzymują zbędne rezerwy walutowe o wartości sięgającej do 10 % światowego PKB, który tworzenie i utrzymywanie generuje nierównowagę na wszystkich rynkach świata.

Narodowy Bank Polski na koniec 2008 r. posiadał rezerwy walutowe o wartości 184,2 mld zł (62,2 mld dolarów). Jednocześnie dług zagraniczny rządu polskiego (według miejsca emisji) wyniósł 149,7 mld zł (ok. 50,5 mld dolarów).

Zmiana zasad emisji pieniądza przez bank centralny poprzez kierowanie jej bezpośrednio do obywateli czyni zbędnym tworzenie rezerw walutowych, jako pokrycia emisji. Jednocześnie istotna nadwyżka rezerw w stosunku do potrzeb zachowania płynności rozliczeń międzynarodowych umożliwia wykorzystanie tych rezerw na inne cele.

W pierwszej kolejności rezerwy można wykorzystać na obniżenie długu zagranicznego państwa. Przerywa się w ten sposób nieefektywną spirale rosnącego długu i jednocześnie rosnących rezerw. Rezerwy można również spożytkować gospodarczo. Z uwagi na denominację w walutach obcych musi się to odbyć w porozumieniu z krajami, których waluty stanowią rezerwy. Dzięki rezerwom kraje takie jak Polska mogą wygenerować popyt na towary z krajów o walutach o statusie rezerwowym. Dla gospodarczej efektywności importu i ograniczenia presji towarów importowanych na rynku wewnętrznym import finansowany z rezerw powinien mieć charakter inwestycyjny, zwłaszcza w zakresie budowy nowoczesnej infrastruktury energetycznej, transportowej oraz ochrony środowiska. Dzięki części rezerw można również uruchomić programy stypendialne dla młodzieży na najlepszych uczelniach zagranicznych. W ten sposób rezerwy nie tylko przyczynią się do postępu gospodarczego w krajach, w których je zgromadzono, ale również będą istotnym impulsem dla odrodzenia gospodarek, które obecnie najgłębiej dotknięte są światowym kryzysem gospodarczym. Tak jak Polska mogła się intensywnie rozwijać dzięki rozwojowi handlu zagranicznego z całym światem, w tym Unią Europejską oraz Stanami Zjednoczonymi, tak obecnie może pomóc tym krajom w przezwyciężeniu depresji przy jednoczesnym unowocześnieniu własnej gospodarki. Proces ten powinien mieć ogólnoświatowy charakter z udziałem m.in. największych dłużników i wierzycieli (Stanów Zjednoczonych i Chin), a jego realizacja będzie możliwa dzięki porozumieniom międzynarodowym określającym m.in. ścieżkę obniżania rezerw i kierowania ich na rynek państw emitentów walut rezerwowych.

Mamy inną opcję

Załamanie systemu bankowego w Stanach Zjednoczonych oraz Europie pogrąża świat w największej depresji od kilkudziesięciu lat. Jednak każdy kryzys stwarza nadzieję, że może być lepiej. W czasie kryzysu zaczynają być szczególnie dostrzegalne wady systemów gospodarczych, w tym bankowych, które były zapalnikiem katastrofy. To umożliwia takie modyfikacje systemów aby zahamować ich degradację oraz rozpocząć proces pokojowej odbudowy zniszczeń.

Analiza systemu bankowego, które rozpowszechnił się na świecie od czasów poprzedzających I Wojnę Światową umożliwia sformułowanie trzech postulatów jego reformy:

  1. emisja pieniądza banku centralnego powinna być kierowana bezpośrednio do wszystkich obywateli państwa bez świadczenia wzajemnego np. w postaci odsetek,
  2. banki komercyjne powinny działać w oparciu o system pełnych rezerw dla depozytów bieżących,
  3. rezerwy walutowe banków centralnych powinny być obniżone do poziomu zapewniającego płynność rozliczeń zagranicznych banków centralnych.

Skutkiem rozważanych zmian istniejących systemów bankowych będzie:

  1. przywrócenie bankom centralnym monopolu emisyjnego, co zapewni bezpośredni wpływ na wielkość podaży pieniądza,
  2. rozproszenie emisji pieniądza na wszystkie rynki, co utrudni powstawanie nowych baniek spekulacyjnych,
  3. trwałą izolację polityków od źródła taniego pieniądza prosto z „maszyn drukarskich”,
  4. zlikwidowanie emisji pieniądza depozytowego przez banki komercyjne, który jest istotnym źródłem finansowania międzynarodowych spekulacji,
  5. przywrócenie stopie procentowej funkcji równoważenia oszczędności i inwestycji,
  6. ograniczenie skutków koniunkturalnych wahań akcji kredytowej banków komercyjnych,
  7. zapewnienie wypłacalności banków komercyjnych dla wszystkich depozytów bieżących nawet w przypadku runu na banki,
  8. brak niebezpieczeństwa załamania obiegu pieniądza w przypadku bankructwa nawet największych banków,
  9. możliwość szybkiej spłaty części długu publicznego powstałego w związku z dotychczasową zasadą emisji pieniądza przez tworzenie długu,
  10. ograniczenie spekulacji międzynarodowych poprzez zmniejszenie rezerw walutowych, które są częstym celem spekulacji,
  11. zlikwidowanie trwałych nierównowag w bilansach płatniczych powstających w trakcie tworzenia rezerw walutowych,
  12. uwolnienie nieefektywnych nadwyżek rezerw walutowych z korzyścią dla przecięcia spirali zadłużenia w skali międzynarodowej, odrodzenia gospodarczego w krajach walut rezerwowych i modernizacji krajów posiadaczy rezerw.

Będzie lepiej.

Artykuł opublikowany w dniu 8 maja 2009 r. na urbas.blog.onet.pl

__________________________

Autor, specjalista finansów i bankowości, jest jednym z kilku ekonomistów, którzy ostrzegali o grożącej drugiej fali kryzysu, która uderzy w Polskę.

Swoje przewidywania publikuje od 2009 r. w formie bloga, zapewniając każdemu możliwość weryfikacji sądów.

Autor konsultuje praktyków życia gospodarczego w sprawach kryzysu postrzeganego jako zagrożenie, ale i szansa. Uczestniczy w spotkaniach publicznych i niepublicznych.

Data:
Kategoria: Gospodarka

Tomasz Urbaś

Jak nie wiadomo o co chodzi... - https://www.mpolska24.pl/blog/urbas1

Ekonomista i publicysta.

Pasjonuje się makroekonomią, polityką pieniężną oraz finansami publicznymi i międzynarodowymi. Miłośnik książek, nauk ścisłych i historii.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.