Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Gospodarstwa domowe i firmy na Zielonej Wyspie nie chcą brać kredytów. A banki chcą dawać!

Zadzwonił do mnie pan z Komisji Nadzoru Finansowego, pewnie jakiś ankieter buszujący po danych firm działających w obszarze usług pośrednictwa finansowego. Grzecznie się przedstawił i zapytał: Czy nadal jestem właścicielem firmy finansowej X. Firma X była moja, ale została wyrejestrowana z rejestrów cztery lata temu.

Gospodarstwa domowe i firmy na Zielonej Wyspie nie chcą brać kredytów. A banki chcą dawać!

Nie, proszę pana – grzecznie odpowiedziałem w słuchawkę – firma została wyrejestrowana z rejestrów działalności gospodarczej. Dawno temu  obudziłem się z letargu  i nie chcę mieć nic wspólnego z  systemem lichwy, który wspieracie własnym nadzorem.

Sam  zdziwiłem się, że taka odpowiedź poszła w eter, zanim dopytałem, o co właściwie chodzi. W następnym zdaniu odzyskałem jednak przytomność i dopytywałem.

- A właściwie to, co chce pan wiedzieć?

Pan chciał wiedzieć trzy rzeczy.

- Czy pośród moich klientów sporo jest dłużników?

Moja odpowiedź:

- Nie mam zielonego pojęcia, proszę pana. Nie prowadzę takich rejestrów, a jako były pośrednik  kredytowy nie mam  takiego prawa. Dane o historii spłat udzielonego przez bank kredytu są zastrzeżone dla banków, w imieniu których udzielałem kredytów hipotecznych i inwestycyjnych. Ale nie sądzę, żeby moi klienci mieli jakiś odbiegający od statystyk polskich  problem ze spłatą. Oczywiście, ktoś mógł stracić pracę i źródło dochodów, ktoś mógł umrzeć… ale co ja mam z tym wspólnego.

Miałem się zamiar rozkręcić i wygłosić dłuższy wykład o chorym rynku finansowym, ale pomyślałem, na szczęście: Tylko po co?

Pan, niezwykle uprzejmym głosem, dopytywał o kolejne kwestie:

- Czy moja firma ma dłużników i jaki  stanowi  to dla mnie problem?

- Nie, proszę pana, chyba się nie rozumiemy - moja firma nie ma, bo nie miała dłużników. I nie była w przeszłości  niczyim dłużnikiem, więc i dziś, gdy już od dawna nie istnieje,  nie może nim być. Nie udzielałem pożyczek ze swoich i nie pożyczałem z cudzych. Tylko świadczyłem usługę pośrednictwa  dla ok. 20 banków. Bank płacił mi prowizję zgodnie z taryfą w umowie i to wszystko. Moja rola ograniczała się do pomocy klientowi, który liczył, że wynegocjuję dla niego jak najkorzystniejsze warunki. I to otrzymywał,  z nawiązką. Oszczędzał np. czas i nie biegał od Annasza do Kajfasza, od banku do banku.

Zreflektowałem się po tych słowach, bo pomyślałem, że plotę trzy po trzy, a gość po drugiej stronie słuchawki musi to wszystko wiedzieć. Zapytałem więc:

- Domyślam się, że takie telefony wykonuje pan w ostatnich dniach do wielu innych byłych i czynnych  pośredników. Po co?

Odpowiedź, którą usłyszałem – sami oceńcie – była raczej rozbrajająco szczera, w każdym razie mnie dała do myślenia.

- Banki chcą rozkręcić kampanię pożyczkową. Badania są wykonywane na ich zlecenie.

- To niech pan sobie zapisze gdzieś tam w swoim kajecie, że nie mam najmniejszej ochoty brać po raz drugi udziału w procederze pośredniczenia w zadłużaniu Polaków w niepolskich bankach. Ten rozdział zamknąłem. System jest chory i tyle.

Pożegnaliśmy się uprzejmie. Zapisałem, jeśli nie toczka w literę, to dość wiernie – przebieg rozmowy.

Sprawa nie dawała mi jednak spokoju. Czyżby klienci indywidualni i firmy przestali pożyczać w bankach?

Analiza  styczniowych danych NBP na temat podaży pieniądza wskazuje, że tak. Tak marnie akcja kredytowa nie przebiegała od lat.

Zadłużenie gospodarstw domowych w bankach wzrosło w minionym miesiącu zaledwie o 1 mld zł, do 539,1 mld zł. Klienci pożyczyli z banków mniej więcej tyle samo, ile spłacili.

Akcja kredytowa w skali roku, od stycznia zeszłego roku do końca stycznia tego roku, też nie zachwyca. Wzrost zadłużenia to marne 3 proc.  Rok wcześniej było to circa 5 proc., a dwa lata temu, dynamika  wzrostu przekroczyła 11 proc.

No.. i wszystko jasne. Głowią się towarzysze bankowcy, co uczynić, by wymusić na ledwo wiążących koniec z końcem gospodarstwach domowych oraz małych i średnich  przedsiębiorstwach wielki entuzjazm pożyczkowy. Chcą dawać! Szukają znów zwolenników pośród pośredników. Moja rada: Jeśli nie musisz, nie bierz. Niech się lepiej postarają i np. zmniejszą odsetki, poprawią warunki spłaty i taka dalej.

I postanowiłem popatrzeć na twarde dane nieco bardziej publicystycznie i panoramicznie. Oto kilka z brzegu przykładów, co dzieje się z naszym państwem i gospodarką.

1.       Polski dług publiczny przekroczył 1 bln zł. A co na to Vincent?  Jako ten sztukmistrz z Londynu, poukrywał w lewych kieszeniach i zakładkach para-budżetu rozmaite wydatki, że  nawet zaprzyjaźniony  komisarz Lewandowski  i zabłąkany na zielonej wyspie Tusk, nie musi wiedzieć, że para długu pod kotłem para-państwa grozi wybuchem. Hipoteza: dług jest większy od oficjalnej propagandy rządowej o jakieś   100 mld zł i dawno już przekroczył  oba progi konstytucyjne 55 i 60 proc. w relacji do PKB wydaje się mieć mocne podstawy.  A jeśli uwzględnimy ZUS i dodamy przyszłe zobowiązania? Mamy jak w wirtualnym banku ze 3 bln zadłużenia. Toż Edward Gierek był aniołem przy diabłach na usługach  MFW I FED-u.

2.       Komisja Europejska ostrzega Polskę,  że grozi nam zapaść finansowa oraz ryzyko długotrwałej zapaści gospodarczej,  rosnącego aż do 18% bezrobocia. Czy skończy się na wykluczeniu 10 mln Polaków, czy wykluczeni zostaniemy prawie wszyscy – oczywiście z pominięciem lemingów hodowlanych oraz sztukmistrzów lichwy, sługusów obcych korporacji i oczywiście, armii urzędników, która znów urośnie, żeby nam wszystkim żyło się lepiej?

3.       Liczba  dłużników to już 2,3 mln osób, które nie mają raczej szans spłacić prawie 40 mld zł zadłużenia. Pójdą z torbami, czyli na zieloną trawkę, czy rząd Donalda rzuci im tratwę ratunkową i łaskawie pozwoli kolejnym dwóm milionom młodych emigrować za chlebem poza zieloną wyspę?

4.       Szaleje drożyzna.  Ceny na żywność w epoce Tuska wzrosły średnio o ok.  50%., podobnie jak na gaz, energię elektryczną, leki, ciepłą wodę w kranie i inne podstawowe usługi komunalne. Ot, to jedyne tak znaczące wzrosty para-gospodarcze. Cała reszta siada i kwiczy. Płace realne spadły, konsumpcja  przygasa. A ja radzę frajerom łatwego życia: nie bierzcie kredytów, gdy banki znów zaczną was  kusić łatwiejszym pieniądzem i wypasionymi reklamami. A jeśli musicie sobie ulżyć, to przeczytajcie najpierw małe literki pod umową lub zgłoście się do własnej żony, męża, mamy, taty, teścia, teściowej  lub w ostateczności do mnie. Może się okazać, że pożyczając grosze, stracicie wszystko.

5.       Dopiero wchodzimy w kryzys? Nie weszliśmy w nieuchronną fazę upadku w roku 1989. Wówczas to pozwoliliśmy draniom zagrabić Polskę. Teraz trzeba się zastanowić nad bardziej fundamentalnym pytaniem:  Czy chcemy położyć się w pobielanym grobie, czy wystarczy nam dołek w gołej ziemi pod brzozą i chmurką. Warto się zastanowić, bo jeśli wybierzemy grób pobielany bez rodzin i dzieci, z pedałami na ambonach telewizorów, z aborcją i eutanazją, do czego namawia nas Magdalena Środa, Janusz Palikot, Jasiu filozof z Krakowa Hartman i cała para-propaganda mainstreamu, to trzeba będzie skądś pożyczyć kasę na ten luksus.

6.       Innym fundamentalnym pytaniem, nad którym warto się pochylić w zadumie, proszę się nie zamartwiać. Pytanie brzmi: Czy chcemy bić się o Polskę, odzyskać Polskę i własną przyszłość? Odpowiedź: nie, nie chcemy – słyszymy bowiem  non stop w naszych głowach. Te myśli wypierają nasze myśli - zawsze, gdy włączymy telewizję albo sięgniemy po inne gówno mainstreamu. Polska jest przecież najlepiej rządzona i nigdy lepiej nie była i nie będzie. A jeśli ktoś popełni krzywo-myślenie  i spojrzy krzywo na system, ten wróg. A władza para-peerelowska wie, jak z wrogiem sobie radzić.

7.       Wiecie co Polacy? Na koniec XXI wieku – takie są oficjalne prognozy demografów – będzie was (bo ja nie doczekam tego raju)  aż 16 milionów. Starych, wyleniałych niewolników – poupychanych w gettach. Jak myślicie, kto będzie waszym panem?  Donald Tusk albo jego wnuki? Bronisław Komorowski albo jego wnuki? Kwaśniewski albo jego wnuki, Wałęsa albo jego wnuki? Może jakiś Kulczyk, Solorz, Walter lub Krauze albo potomstwo z tego miotu? Otóż nie! Nic  z tego.  Oni żyją tak, jakby w to wierzyli, jakby wierzyli, że potop, który po nich przyjdzie, nie pochłonie ich dzieła i dziedzictwa. To utopia, w którą wierzył również Herod, gdy zarządził rzeź niewiniątek.  Machina, której pomagają się w swej głupocie rozkręcić, pożre tymczasem ich los, podobnie jak nasz. A że to żadna ulga? A co ja poradzę.

Wiecie co, Czytelnicy. Poprzestańmy w tym miejscu siebie wzajemnie batożyć.

Przystańmy pod tym naszym polskim krzyżem w czas postu. Post nie skończy się w tym roku na Wielkanocy.  Dla wielu z nas trwa już od lat, kolejni wykluczeni dołączą w roku pańskim 2013 … do armii ludzi wyzutych z praw do godnego życia. Nadchodzi przebudzenie z letargu? Chcę wierzyć, że tak.  Pomyślmy, czy  naprawdę nic nie potrafimy  zaradzić na fatum losu?  Pomyślmy, jak odzyskać Polskę. To bardzo ważne zadanie i wyzwanie.

 

 

Data:
Kategoria: Gospodarka
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.